6. poziom: na który znajdują się tarcze zegara.
Wszystko zaczęło się od prostego pytania do ks. dziekana Andrzeja Zaparta
– Czy można wejść na wieżę kolegiaty?
Pytaniem następnym było – A to po co?
– Żeby wykonać zdjęcia porównawcze – i tu przedstawiłem się jako człowiek współtworzący stronę internetową fotopolska.eu. Kolejną trudnością było przekonanie i dopasowanie godziny z siostrą zakonną o imieniu Janeczka. Otrzymałem klucze i mogłem wejść. Uff!
Początkowe schody na wysokość chóru są betonowe i nie było kłopotów z ich pokonaniem.
Następnie są drzwi zamknięte na kłódkę. Potem trzeba pokonać schody drewniane.
Poziom 1
Też nie było trudno. Dochodzi się nimi do pierwszego poziomu na którym ustawiona jest szafa z mechanizmem zegara.
[Zegar firmy J. Pazderski z Warszawy, czynny od roku 1913, od czasu do czasu zawodził. Panowie Ziomek i Plaskota wymienili pewne części mechanizmu zegarowego, takie jak: zębatki, wały itp. i doprowadzili do takiego stanu, że dość sprawnie on funkcjonował, a więc wskazywał w miarę dokładny czas, wybijał godziny i kwadranse, był użyteczny dla mieszkańców miasta. Pan Wacław Grudziński z Białobrzeg Radomskich wymienił wszystkie cztery tarcze zegarowe z nowymi cyframi i wskazówkami, mocno już przerdzewiałymi. Pan Jerzy Dziubiński poprawił i uzupełnił oświetlenie tarcz, włączane automatycznie w godzinach wieczornych i nocnych – ks. Józef Barański]
[Dodam, że wskazówki zegara mają ciekawą właściwość, która od czasu do czasu się uwidacznia. W latach dziewięćdziesiątych, po lokalnych wyborach samorzadowych, w których zwyciężyła lewica i objęła rządy w mieście – wskazówki zegara na tarczy od strony wschodniej zmieniły kolor z czarnego na czerwony. Po kilku tygodniach „powróciły” do pierwotnego koloru. A może były to tylko poranne figle promieni słonecznych, które tak dziwnie rumieniły wskazówki? – KW]
Poziom 2
Powyżej prowadzą schody drewniane, ale już o skromnej konstrukcji.
Poziom 3
Na następnej platformie zamontowany jest dzwon Antoni Stanisław.
Z tej platformy tuż obok zdeponowanej konstrukcji starych cyferblatów wchodzi się wyżej po drabinie. Drabina ta ma około 7 metrów i jest, że tak powiem mniej godna zaufania. Do tego cała pokryta odchodami ptasimi i bez rękawiczek może to być niezbyt przyjemne. Tą drabiną dochodzi się do następnej platformy przy której wiszą dwa pozostałe dzwony (te zawieszone powyżej).
Poziom 4
Poziom 5
Potem wchodzi się następną drabiną, ale nieco krótszą, bo około 4-5 metrów. Jeszcze bardziej „upstrzoną” ptasimi odchodami.
Po pokonaniu tejże drabiny (niektóre szczeble są „ruchome” i potrzeba większej uwagi podczas wchodzenia) wchodzimy na ostatni poziom w który znajdują się już cyferblaty zegara. Tu moja skromna uwaga by nie wchodzić bez czapki. Z tego prostego powodu, że to miejsce upodobały sobie ptaki drapieżne (bodajże pustułki) i zaatakowały mnie chroniąc chyba znajdujące się tam gniazdo. Jeden z ptaków odleciał, a drugi nie spuszczał ze mnie wzroku. Trochę się bałem tych pazurów.
Poziom 6
W cyferblatach są kratki, które po wyciągnięciu drucika można z łatwością wyjąć. Ukazuje się nam widok miasta. Wrażenie jakie wywołał we mnie wspomniany widok zrekompensował mi te trudności. Można było „strzelać” aparatem zdjęcia. Co prawda wciąż spoglądałem na tego ptaka, ale siedział spokojnie. Co dziwne nie ma na tej ostatniej platformie żadnego otworu przez który mogły by tam wlecieć. Wszystkie są okratowane. Dostają się tam przez ten otwór z drabiną, a wylatują przez te drewniane, długie okiennice (zauważyłem gdy schodziłem z wieży i ten drugi ptak tym właśnie sposobem powrócił).
Dochodzi do tego wszystkiego odgłos wybijanych dźwięków. Jest to huk nie do opisania. Zdarzyło się podczas schodzenia, że urządzenie zamontowane obok dzwonu (jakieś 30 cm od drabiny) wybijało godzinę 11.00! Jedenaście uderzeń!! Okropność. Schodzenie w dół jest troszkę gorszą czynnością – drabina się chybocze, ale udało się. Jestem na dole. Zadowolony i dumny, że udało mi się wejść na samą górę. Tak jak kolega wspomniał w którymś z e-maili „mało osób tam było”.
[Dodam, że na wieży byli i fotografowali wszyscy wielcy koneckiej fotografii: Roch Baranowski, Antoni Borowiec, Wiesław Turno, Lech Lipiec, Marian Klusek… i Paweł Kałwiński. Paweł wykonał piękne fotografie z wieży kościoła, ale to już temat na inne publikacje – KW]
Tu nasuwa się refleksja. Można by było zrobić na wieży platformę widokową. Panorama Końskich wspaniała, a i wrażenia pozostają długo w pamięci.