Pamiętasz Alu?
Szukałam prezentu dla bliskiej mi osoby. Namalowałaś maleńki obrazeczek i ujęłaś go w krakowską ramkę. To były kaczeńce. Do dzisiaj wiszą i radują oczy.
Kiedyś zachwyciłam się Twoim dziełem w kościele. Nie zapomnę koneckich impresji. Szczególnie obrazu, który sama ukochałaś. Nasz park, spacerowicze, w tle wieża kolegiaty. Byłaś szczęśliwa, bo ktoś się na nim rozpoznał.
A Końskie nocą? Ten cykl o niepowtarzalnych zjawiskach zmienności światła i barwy.
A Twoje osobiste wrażenia na „sielpiańskich” pejzażach?
Przypomnę Ci też i to: kilkanaście lat temu powiedziałaś do mnie.
– Marylko, złap pędzel i maluj. Masz wielką wrażliwość.
Przyjęłam tą sugestię ze zdziwieniem, ale w mojej świadomości utkwiła głęboko.
Przyszła do mnie taka chwila. Niedawno. Zaczęłam malować. Przynosi mi to radość i ukojenie. Obdarowując – uszczęśliwiam bliskich.
To dzięki Tobie Alu. Dziękuję.
P.s. Aha, namalowałam Twoje – moje kaczeńce.