Gospodarstwo łowieckie w dobrach Końskie Wielkie 1900

Odznaka „służby leśnej” należała do dziadka mojej żony Pawła Wudarczyka (1873-1941). Z końcem dziewiętnastego wieku został wcielony do armii carskiej. Po powrocie do Polski został zatrudniony jako gajowy w leśnictwie Łysów k. Węgrzyna gm. Radoszyce (dokładnych lat pracy nie znam, ale w 1902 był gajowym). W tamtym czasie leśniczym był Jan Cybulski, który później został przeniesiony do Skarżyska a następnie do Bodzentyna. Tam też został pochowany. Na cmentarzu w Radoszycach jest pochowany ojciec Jana Cybulskiego, były uczestnik powstania styczniowego. 
Informację podał i wizerunek odznaki udostępnił Krzysztof Biłek.

Nim przystąpię do opisu zwierzostanu, uważam za właściwe zapoznać czytelnika z rozległością i położeniem lasów, rodzajem drzewostanów i warunkami mającymi wpływ na łowiectwo.
Lasy koneckie położone w powiecie koneckim guberni radomskiej, zawierające ogólnej przestrzeni 21.000 morgów, podzielono na cztery rewiry tj. Izabelów, Rogów, Mokra, stanowiące jedną całość i Modliszewice składające się z trzech oddzielnych części.
Położenie lasów górzyste. Grunt pod lasami przeważnie piaszczysty, sapowaty, miejscami torfiasty, a zaledwie w ⅕ części kamienisto-gliniasty. Na czterech częściach przestrzeni porastają mchy, wrzosy i czernica, a ⅕ lasów jest ogrodzona jako młode kultury i tam to porastają dosyć bujne trawy.
W lasach przeważa sosna, przetknięta brzozą, a miejscami dębem, na przestrzeniach gliniastych; gdzieniegdzie jodła i świerk przemieszane z dębem.

Leśnicy Lasów Dóbr Końskie Wielkie Władysława hr. Tarnowskiego w Pile. W środku mój dziadek Zygmunt Janiszewski. Dziadek od początku lat trzydziestych XX wieku pełnił obowiązki leśniczego w leśniczówkach Izabelów, Smolarnia i Kamienny Krzyż (Krzyż Greinerowski). 
Foto. w zbiorach KW.

Fotografia z albumu dziadka Zygmunta Janiszewskiego. 
Foto. w zbiorach KW.

Wody w lasach jest pod dostatkiem; oprócz źródeł i strumieni rozrzuconych po lasach znajdą się tu stawy, od których płyną rzeki przeważnie przez lasy.
Lasy graniczą na wschód z lasami dóbr Niekłań, na południe z lasami rządowymi leśnictwa Samsonów i Przedbórz, na zachód z lasami Ruda Maleniecka, a na północ z lasami dóbr Białaczew [Białaczowa] i Fidor.
Jako leśnik i myśliwy pozostający bez przerwy od roku 1858 w dobrach Końskie Wielkie, chciałbym dość pobieżnie od tej daty opisać rodzaj zwierzostanu i sposób polowania.
Przed laty podstawą zwierzostanu były sarny, których znajdowało się około 600 sztuk; oprócz tego zające; z ptactwa: głuszce w dość znacznej ilości, cietrzewi było dużo, jarząbki i kuropatwy; z błotnego – krzyżówki, cyranki, słonki i kszyki [gatunek średniego ptaka wędrownego z rodziny bekasowatych]. Jeleni i dzików stałych nie było, a tylko przychodnie z lasów niekłańskich. Taki stan trwa! do roku 1870. Z drapieżników spotykano wilki, lisy, kuny, jastrzębie, ale te się tępiło na wszelkie sposoby, i stan ich się zmniejszał.
Polowania odbywały się z psami gończymi (ogarami) na wszelka zwierzynę. Nie wybierając, biło się co wyszło: rogacz lub koza, a z ptactwa: głuszce na tokach, cietrzewie na tokach i przed wyżłem, a ile zabijano rocznie, to niech posłużą cyfry za rok 1869, w którym zabito: sarn 88, zajęcy 250, głuszców 16, cietrzewi 146 (licząc na tokach i przed wyżłem), kuropatw 437, jarząbków 68. Oprócz tego zabito słonek, kaczek i kszyków sztuk 368. Oprócz polowań urzędowych, był stały strzelec i podleśni, którzy dostarczali do pałacu zwierzynę. Polowania urzędowe od 1 września do 1 marca odbywały się przynajmniej 10 razy na miesiąc Niejednemu z czytelników wyda się zapewne, że tak często polując, można wyniszczyć zwierzynę zupełnie. Ale tak nie jest, bo, polując z psami, nie tak łatwo można spotkać się ze zwierzyną a następnie nie zależało tu na tym, aby dużo zabić, lecz głównie, żeby przyjemnie spędzie czas na świeżym powietrzu i zjeść bigos w towarzystwie sąsiadów myśliwych. A dodać tu muszę, że kłusowników można było ze świecą w biały dzień szukać.
W roku 1870 majątek Końskie Wielkie przeszedł w inne ręce i tu się rozpoczyna drugi okres, wprost przeciwny tamtemu. Psy gończe skasowano, ochrona zwierzyny w najściślejszym tego słowa znaczeniu zaprowadzona, pasza zwierzynie porą zimową zadawana. Broń dozwolono mieć tylko służbie wyższej leśnej do strzelania psów, kotów, wałęsających się po lasach i polach, oraz drapieżnych zwierząt i ptaków; poza tym nic więcej.

Fotografie z albumu dziadka Zygmunta Janiszewskiego. 
Foto. w zbiorach KW.

Polowania na dziki i drobną zwierzynę odbywają się z nagonką, na jelenie i rogacze z podjazdu, a cietrzewie strzela się tylko na tokach, kuropatwy zaś z nagonką. Stan zwierzyny, mianowicie jeleni i dzików, zaczął się podnosić; dawniej były tylko przychodnie, po skasowaniu zaś polowań z psami zaczęły się stale osiedlać i już w roku 1880 mieliśmy jeleni stałych 40, a dzików 60 sztuk. Lecz za to, o ile stan jeleni się podnosił, sarn ubywało, bo chociaż to jest dowiedzione, że gdzie dużo jeleni, tam liczba sarn się zmniejsza, uważam jednak, że w tym wypadku inne były przyczyny, gdyż jelenie znajdują się tylko w 2 rewirach tj. w Izabelowie i Rogowie, czyli na 12.000 morgach – a zatem pozostaje jeszcze 9.000 mórg, gdzie by sarny mogły uniknąć towarzystwa jeleni; a wreszcie tych jeleni nie jest tak dużo, aby wpływ na zmniejszenie się liczby sarn wywierać mogły. Tu głównie wpływa kłusownictwo, które się w straszny sposób rozwielmożniło i to kłusownictwo wszelkiego rodzaju, a najstraszniejsze to wnykarstwo. Trudno jest dopilnować, kto i kiedy wnyki stawia, gdyż wobec serwitutów, każdy ma prawo wejść do lasu: ten pasie bydło, ów przyszedł po zbiórkę, inny po ściółkę, a jeszcze inny po grzyby, jagody – a tymczasem służba leśna znajduje we wnyku tu zduszonego jelenia, tam sarnę, ówdzie zająca.

Mieszkańcy i goście w leśniczówce Kamienny Krzyż (nieistniejącej już niestety – spaliła się). 
Foto. z końca lat 30. w zbiorach KW.

Od roku 1880 stan jeleni ciągle się podnosił i już w roku 1895, było jeleni 150 stałych, dzików 120. Stan sarn zmniejszał się stopniowo, zające utrzymywały się w mierze; z ptactwem zaś, z powodu wyniszczenia lasów przez poprzednich właścicieli, głuszce zaczęły przenosić się do sąsiednich lasów rządowych, gdzie ich kłusownicy i służba leśna rządowa wybili do tego stopnia, że już w roku 1898 był jeden kogut i 3 kury, a dziś nawet i śladu tego pięknego ptactwa nie ma. Widziałem na własne oczy jak na tokowisku cietrzewi przylatywały głuszce do tokujących kogutów cietrzewi, nie mając już swoich i z tej to krzyżówki lęgły się bastardy (Rackelhany), których w lasach koneckich zabito 3, tj. w roku 1887 zabił jednego Juliusz hr. Tarnowski, w roku 1893 drugiego – Stefan hr. Zamoyski, a w roku 1800 – Zdzisław hr. Tarnowski. Wszystkie te 3 ptaki zostały wypchane. Zabite były wszystkie trzy na jednym miejscu, tokujące razem z cietrzewiami. Zabawny to był widok: na obszernej łące kilkanaście kogutów tokuje, a on między nimi, pokąd jeszcze ciemno, wydawał głosy tak dziwne, że żadne pióro tego opisać nie potrafi, zawsze więcej zbliżone do głosu głuszca, coś podobnego do głosu prosięcia, słyszanego z daleka, następnie gęsi gęgającej, to syczącej. Pozę w czasie toku zachowywał głuszca. Skoro się rozwidniło, cietrzewie koguty bił i rozganiał, a kury do siebie przystąpić mu nie dawały i bojąc się, uciekały.

Okolice Piły (?) – potężne zwalone drzewo stanowiło nie lada atrakcję do uwiecznienia na fotografii. 
Foto. z końca lat 30. w zbiorach KW.

Cietrzewie spotyka się u nas w dość znacznej ilości, jednakże nie tyle, co poprzednio.
Od roku 1895 stan jeleni się nie podnosi, lecz przeciwnie zaczyna się zmniejszać. W roku 1898 było ich 138 sztuk, a dzików 56, reszta rozeszła się po obcych lasach, a tam je wybito.
Dzisiaj w Lasach Koneckich stan zwierzyny, przedstawia się jak następuje: jeleni sztuk 124, dzików 54, sarn 165; zajęcy stosunkowo do przestrzeni jest niewiele. Z ptactwa: cietrzewi i kuropatw, w tym roku jest mniej jak, w roku zeszłym, z powodu mokrego lata a tym samym złego lęgu.

Leśniczy Zygmunt Janiszewski z córkami Haliną i Barbarą przy kamiennym krzyżu ok. 1939, 
fot. M. Cuper z Czarnieckiej Góry. Foto. w zbiorach KW.

Na koniec muszę tu dodać, że jeżeli taka ilość i jakość zwierzyny w lasach koneckich dotychczas jeszcze się znajduje, to tylko dzięki ochronie ze strony właściciela, a sprężystości służby leśnej, walczącej z kłusownikami, których tu jest więcej, jak gdziekolwiek indziej, jako w majątku fabrycznym, a następnie z pastuchami, pasącymi bydło włościańskie. Bo proszę sobie wyobrazić 900 osad włościańskich ma prawo pastwiska w lasach. Dawniej odbywało się to w ten sposób, że pasał jeden pastuch z całej wsi w kolej, człowiek dorosły. Dziś z każdego domu, choćby za jedną krową, idzie dziecko 8 do 10 lat – jednym słowem, ile bydła tylu pasterzy, którzy, jeżeli chłód, rozpalają ognie i z tego powodu są częste pożary lasów. Przez czas lęgu zwierzyny i ptactwa tak plądrują, że nic przed tą plagą się nie ostoi; mały jelonek, sarenka, zając, gniazda cietrzewi, jarząbków, kuropatw, zostają doszczętnie zniszczone.
Przy takich warunkach trudno myśleć, aby zwierzostan się podnosił.

Jan Piątkowski, leśniczy lasów koneckich.
[w: Łowiec Polski nr 5, Warszawa, 17.02.1900 (1 marca)]