Zapiski z pożółkniętego brulionu cz. II

Kartka ze starego pamiętnika.
Czy tak wyglądała Magdalena Łęska?

Sprawdzałem swoje archiwum i szukałem pewnych fotografii, do artykułu o akcji w Dziebałtowie z 1944 r. Chodziło o zdjęcia dział, które zostały zniszczone przez partyzantów. Przy okazji tych poszukiwań, trafił w moje ręce zżółknięty ze starości zeszyt, z zapisanymi ręcznie stronami. Okazało się, że już raz skorzystałem z jego zawartości publikując artykuł pt.: Epizod z powstania – Ze Starego Pamiętnika – Bliżyński epizod z powstania 1863.

Wtedy wydawało mi się, że nie ma już tam nic ciekawego, a inne zapiski w brulionie dotyczą jakiś mało znanych faktów z życia mieszkańców Bliżyna i okolic.

W trakcie czytania części, która wydała mi się pamiętnikiem, trafiłem na opis kilku ciekawych epizodów z życia rodziny Wasilewskich.

Pierwsza część pamiętnika opisuje młodego leśniczego Tomasz Wasilewskiego, pracującego w majątku Ludwika Platera w Niekłaniu. Czerwiec 1893 roku, Tomasz dostał posadę w dobrach niekłańskich, po swoim zmarłym ojcu. Ojciec Tomasza w czasie Powstania Styczniowego pełnił funkcję podleśnego w lasach rządowych straży Odrowążek leśnictwa samsonowskiego. Utrzymywał ścisłe kontakty z oddziałami Czachowskiego i Rudowskiego. Po upadku Powstania przeniesiony został do Niekłania do majątku Platerów.

Dla młodego Wasilewskiego rozpoczynał się nowy rozdział w życiu. Pierwsza samodzielna posada, tuż po skończonej szkole leśnej w Bolechowie w Galicji. Zakochany w pannie Magdalenie Łęskiej, córce hutmistrza z Wołowa. Pragnął ustabilizować swoją przyszłość. Pamiętnik opisuje wizyty Tomasza w domu Łęskich, zaloty i uczucia związane z miłością do Magdy. Młody Wasilewski chcąc zaimponować swojej wybrance opowiada jej o ciekawostkach, szkole, przyjaciołach, o świecie, o krainach o których się uczył i o historii. Deklamował wiersze, a zdarzało się, że śpiewał pieśni, spacerując po łące lub w lesie.

Ty pójdziesz górą, ty pójdziesz górą,
A ja doliną,
Ty zakwitniesz różą, ty zakwitniesz różą,
A ja kaliną

Magdę interesowało wszystko. Prosiła Tomasza o opisy przyrody, nazwy ptaków czy roślin, których nie znała. Prosiła o opowieści o wydarzeniach na świecie, o polityce i ojcu, który zmarł dwa lata wcześniej.

Przyszedł dzień, w którym Tomasz wydobył z kieszeni małe skórzane etui i poprosił Magdę o rękę. Złoty pierścień ze szlachetnym kamieniem nałożył na palec wybranki, a wpadający promyk słońca odbił się od klejnotu. Oświadczyny zostały przyjęte i młodzi w tej szczęśliwej chwili poszli na długi spacer. Ojciec Magdy przychylny był Tomaszowi, dał błogosławieństwo młodym. Magdalena, również miała coś dla swojego wybranka, biało czerwoną spinkę o symbolice patriotycznej, na której umieszczono orła w koronie i napis: Boże zbaw Polskę. Była to pamiątka po jej zmarłej mamie, która otrzymała spinkę od swojego ojca powstańca z 1863 r. Tomasz bardzo się wzruszył i opowiedział swojej ukochanej o różnych formach upamiętnienia tamtych czasów. Jedną z nich była biżuteria patriotyczna.

Magda postanowiła zaprowadzić Tomasza na miejsce pochówku kilku żołnierzy z 1863 roku. Przeszli obok zbiornika wodnego dającego energię dla fryszerki. Brzegi stawu były w większości zadrzewione czarną olchą, jesionem i wierzbami. Dalej szli w kierunku toru kolejowego. Przy drodze, u podnóża wysokiej skarpy, stał masywny krzyż modrzewiowy z metalowym Chrystusem, zwróconym twarzą w stronę Bliżyna. Magda opowiedziała Tomaszowi, że często przychodziła tu z mamą by pomodlić się i złożyć polne kwiaty na stoliku przy krzyżu. Dziś także przyniosła bukiecik z tureckiego bzu, który włożyła w gliniany dzbanuszek. Uklęknęli oboje, ramię przy ramieniu i modlili się za pokój duszy pochowanych powstańców. Kiedy wracali,Tomasz opowiedział Magdzie, że widział taki krzyż koło wsi Stefanków:

22 kwietnia 1863 roku miała miejsce krwawa bitwa powstańczego oddziału pułkownika Dionizego Czachowskiego, naczelnika wojennego województwa sandomierskiego z grupą wojsk rosyjskich pod dowództwem Dońca Chmielewskiego. Już na kilka dni przed bitwą w lasach niekłańskich, a ściślej w uroczysku Piekło, zostało założone obozowisko oddziałów powstańczych, dowodzonych przez Czachowskiego. Nazwa „Piekło” pochodzi od wielkich wychodni skalnych, które na wzgórzu występują o różnych kształtach, np. burta okrętowa, ambona, ołtarz, komin itd. Ponieważ takich formacji nie mógł stworzyć człowiek, w mniemaniu ludności z dawnych lat, mogła to stworzyć tylko siła piekielna. Obóz założono u podnóża bloków i występów skalnych, a w to miejsce jęły ściągać rzesze powstańcze. Wczesnym rankiem 22 kwietnia, część oddziałów wyruszyła w kierunku wsi Skłoby. Grupę tę prowadził sam płk. Czachowski. Druga część wojsk powstańczych pod dowództwem majora Kononowicza została w obozie jako odwód. Wojska rosyjskie, dysponując doniesieniami szpiegów urządziły zasadzkę, która mogłaby się skończyć pogromem Polaków. Jeden z oficerów – rotmistrz Stanisław Dobrogoyski „Grzmot”, poprosił Czachowskiego o możliwość poprowadzenia bitwy. Po otrzymaniu pozwolenia, „Grzmot” z jedną kompanią strzelców i dwoma kompaniami kosynierów zaszedł od tyłu zasadzone wojska carskie i z pełną furią zaatakował. W bitwie wzięło udział po stronie Polskiej 438 żołnierzy przeciwko 460 żołnierzom Smoleńskiego Pułku Piechoty i kozakom. Po stronie polskiej zginął jeden, a sześciu powstańców zostało rannych. Natomiast nieprzyjaciel stracił 300 zabitych i rannych oraz kilkunastu wziętych do niewoli. Między innymi do niewoli dostał się Lejtnant Nikiforow. Zabitym Polakiem był sam dowódca ataku rotmistrz „Grzmot” Dobrogoyski. O okolicznościach śmierci „Grzmota” opowiedział jeden ze strzelców biorących udział w pierwszym uderzeniu. Po wydaniu rozkazu otwarcia ognia do Rosjan, sam rotmistrz zastrzelił ze swojego rewolweru 3 sołdatów. Nagle naprzeciw rotmistrza stanął podoficer Smoleńskiego Pułku, z którego Dobrogoyski wystąpił i wszedł do armii powstańczej. Podoficer poznał go i krzyknął niezwykle głośno:

Ach, ty odstępco, tutaj przeciwko nam?

Rotmistrz nacisnął spust swojego rewolweru, ale ten nie wypalił. Natomiast Rosjanin strzelił i trafił prosto w pierś „Grzmota”. Kula przeszła przez środek brodawki i przeszyła go na wylot. Chwiejąc się na nogach, zdążył jeszcze krzyknąć:

Manowski! Tobie komendę oddaję.

Żołnierze rozpięli mu mundur, a on zdążył wyszukać na piersi fotografię swojej narzeczonej, panny Pauliny z Kielc, umoczył je we krwi i wręczył kolegom z szeptem:

Koledzy, to jej na pamiątkę. – Po wyszeptaniu tych słów skonał.

W bitwie tej wzięto do niewoli 13 jeńców rosyjskich. Ponieważ władze carskie wieszały wziętych do niewoli powstańców, przeto Czachowski wystąpił pisemnie do radomskiego generała Uszakowa, będącego naczelnikiem wojennym na gubernatorstwo radomskie z postanowieniem, że od tego czasu, wzięci do niewoli żołnierze rosyjscy będą kategorycznie wieszani i tak też uczyniono z Lejtnantem Nikiforem i 11 innymi jeńcami w uroczysku „Piekło”. Jednemu jeńcowi, podoficerowi Antoniemu Turlinowi z powiatu Olkuskiego udało się przeżyć. Błagał o życie czystą polszczyzną, twierdząc, że jego matką była Polka. Jednak rozkaz pułkownika trzeba było wykonać i biedaka powieszono. Sznur pękł pod ciężarem młodzieńca. Udano się więc do Czachowskiego z prośbą o ułaskawienie, ale naczelnik odmówił, mimo, że obecny przy egzekucji kapelan, ks. Serafin Szulc, przypomniał naczelnikowi o istniejącym prawie zwyczajowym, które nakazywało ułaskawić skazańca w takim przypadku. Jeszcze dwukrotnie zakładano biedakowi stryczek i dwa razy zrywał się sznur. Po takim fakcie większość powstańców zwróciło się do naczelnika o darowanie życia sołdatowi. Tym razem Czachowski zmienił zdanie i na prośbę skazańca wcielono go do strzelców powstania. Nie pozostał tam jednak długo i przy najbliższej okazji uciekł do Rosjan. Jednak prawda z wieszaniem tego człowieka była inna niż ją przedstawiono. Otóż ks. Szulc ujęty błaganiem sołdata, namówił podoficera Józefa Guzowskiego do nacięcia sznura. Guzowski zrobił to dyskretnie nacinając i wiążąc sznur na szyi Turlina. Nie przewidział jednak, że już po powstaniu, człowiek, który zawdzięczał mu życie, rozpozna go na jednej z kieleckich ulic i wyda na śmierć. Całe wydarzenie z wieszaniem i strasznym końcem Guzowskiego ujawnił ksiądz Szulc w Monachium swemu przyjacielowi Antoniemu Drążkiewiczowi, który umieścił tę relację w swoich pamiętnikach.

Ale Tomaszu, skąd ty tyle wiesz o tych sprawach ? – spytała Magda

Widzisz Madziu, chcę ci coś powiedzieć, ale proszę o dyskrecję, aby sprawa ta była wiadoma tylko w naszych rodzinach. Otóż, byłem ostatnio w Dalejowie u gajowego Skalskiego, który kiedyś pracował dla mojego ojca. W czasie Powstania leśniczówka nasza była pod obserwacją i kilkakrotnie była rewizja. Rosjanie wściekle szukali broni czy żołnierzy w taki sposób, że mama moja się pochorowała z nerwów.Ojciec utrzymywał wtedy kontakty z Czachowskim i Rudowskim, posiadał broń palną i sieczną, którą przechowywał gajowy Skalski. Po przeniesieniu do Niekłania tata nie zabrał tych przedmiotów ze sobą, tylko wspólnie ze Skalskim ukryli broń w lesie. Gajowy wyszukał w okolicach Dalejowa ogromnego buka z dziuplą, w której umieszczono depozyt. Miejsce było oddalone od uczęszczanych ścieżek i w trudno dostępnych krzakach. Zanim jednak ukryli broń w schowku, odpowiednio ją zabezpieczyli i zakonserwowali. Otwór dziupli został zakryty przez dopasowanie kawałki drewna i kory. Dodatkowo, aby zamaskować wejście powiesili tam kapliczkę z Matką Boską, którą wykonał sam Skalski. Niedawno, będąc w Dalejowie u Skalskiego, wyjęliśmy schowane tam rzeczy. Właśnie minęło 30 lat od momentu ich ukrycia. Ja zabrałem 2 przedmioty, a Skalski wziął dubeltówkę. Dobre zakonserwowanie i brak dostępu powietrza do skrytki nie spowodowało uszkodzeń broni.

Tomasz wyjął ze swojej sakwy podróżnej 2 przedmioty w skórzanych pokrowcach. Ze skórzanej trójkątnej kabury wyjął pistolet kunsztownej roboty z rękojeścią z masy perłowej. Lufa tylko w dwóch miejscach pokryta była plamkami rdzy, broń była sprawna. Z zaśniedziałej pochwy wyciągnął myśliwski kordelas, który należał do dziadka Tomasza – Romana Wasilewskiego. Ta broń sieczna również była cenna, rękojeść wykonana ze złoconego srebra, wysadzana dwoma szmaragdami i herbem księcia Botwida.

– Ten kordelas podarował memu dziadkowi książę Botwid za uratowanie od śmierci księżnej, żony Botwida, w trakcie łowów w Puszczy Nalibodzkiej. Dziadek pełnił tam funkcję łowczego w latach dwudziestych obecnego stulecia.
– To jest pistolet mojego pradziadka Józefa Wasilewskiego który przebył całą kampanię Insurekcji Kościuszkowskiej. Po klęsce maciejowickiej, wyniósł ciężko rannego żołnierza Kacpra hrabiego Radziszewskiego z Mazowsza, a ten w podzięce podarował mu ten oto pistolet.
– To jest historycznej wartości przedmiot i należy go starannie przechowywać w rodzinie – stwierdziła Magdalena.
– Masz rację moja droga, ale w nim znajduje się jeszcze coś co nas ucieszy oboje, tylko muszę kilka chwil przy nim pomajstrować scyzorykiem.

Za chwilę z dolnej części rękojeści, po odsunięciu zasuwki, wysypało się na stolik 12 sztuk złotych monet.

– To są złote dukaty koronne, albo inaczej czerwone złote ostatniego króla polskiego, Stanisława Augusta Poniatowskiego, o nominale jednego dukata. Wszystkie monety wybito w 1791 roku, czyli w roku uchwalenia przez Sejm Wielki Konstytucji 3-go Maja. Ciężar jednej sztuki wynosi około 0,27 łuta rosyjskiego. Madziu, jeśli mnie posłuchasz, to wydamy 4 z monet na nasze obrączki, ślub i skromny naszyjnik dla ciebie, a resztę trzeba będzie nadal ukrywać. Schowamy też pistolet, gdyż jeszcze nie ten czas, aby mógł wisieć na ołtarzyku rodziny.

Niestety tutaj urywa się zapis w pamiętniku Tomasza Wasilewskiego. Nie wiadomo czy ożenił się z Magdaleną? Jeśli tak to czy byli szczęśliwi? Czy udało się w szlachetnym celu spożytkować skarb cennych monet? Jakie były dalsze losy rodziny Wasilewskich? Czy to był rzeczywiście pamiętnik?
Na te pytania nie mam na tę chwilę odpowiedzi. Próbowałem odnaleźć jakiekolwiek informacje o tak zacnej rodzinie. Niestety bezskutecznie.
Na temat Józefa Wasilewskiego – uczestnika Insurekcji Kościuszkowskiej nie znalazłem żadnej wzmianki. Dotyczy to również Kacpra Radziszewskiego hrabiego – uratowanego przez Józefa oficera.
Roman Wasilewski dziadek Tomasza, łowczy księcia Botwida – na jego temat jak i na temat księcia, nie znalazłem żadnych wiadomości.
Stanisław Wasilewski, ojciec Tomasza, podleśny lasów samsonowskich – również brak wiadomości.
Magdalena Wasilewska z domu Łęska i Tomasz Wasilewski – brak potwierdzenia istnienia takich osób.

Radosław Nowek
[rysunki Kewon Kedar]