Warszawa intelektualna w Końskich po Powstaniu Warszawskim

Wykaz ewakuowanych z Warszawy do Końskich po Powstaniu Warszawskim - październik 1944Już w połowie października 1944 roku wiedzieliśmy w Końskich, że po Powstaniu Warszawskim, Niemcy ewakuowali wielotysięczną ludność Warszawy do Pruszkowa. Tam po przebytej kwarantannie mieli warszawiaków ewakuować dalej. Dostaliśmy też wiadomość, że liczne transporty lada dzień mają przybyć do Końskich i okolicznych miasteczek i wsi. Przed oddziałem Rady Głównej Opiekuńczej w Końskich otworzyło się nowe, trudne zadanie rozlokowania tych nieszczęśliwych ludzi. Zgłosiłem się do pomocy w RGO. Było to zresztą zalecenie ze strony władz AK.

Pamiętam pierwszy transport warszawiaków. Wyszliśmy na stację, po dłuższym oczekiwaniu nadszedł pociąg składający się z towarowych, odkrytych lub bydlęcych wagonów, a w nich upchana, stłoczona ludność Warszawy. Ludzie wychudzeni, brudni, wysypali się na peron ze swoimi tłumokami i walizkami. Nie wolno było nam podejść do nich. Gestapowcy i żandarmi popychając brutalnie warszawiaków ustawiali ich w czwórki tworząc długi pochód. Szczęśliwie, że dozwolili bagaże umieścić na wozach przygotowanych przez RGO. Cały ten tłum pędzony był od stacji kolejowej do Sokolni, gdzie dopiero na rozległym dziedzińcu porośniętym trawą pozwolono im spocząć. Pozwolono też mieszkańcom Końskich wejść na ten dziedziniec. Straszny to był widok. Szczęściem, że dzień był pogodny, słoneczny i ciepły. Wśród tej kilkutysięcznej rzeszy wysiedlonych z Warszawy było stosunkowo niewiele inteligencji. Przeważającą liczbę stanowili rzemieślnicy, kupcy, handlarze i przekupki. Inteligencja, jak zwykle niepraktyczna i niezaradna, nie chce i nie umie „rozpychać się łokciami” w życiu. Wychodząc z Warszawy ratowali i zabierali ze sobą trochę bielizny, jakieś rodzinne pamiątki i drobiazgi, trochę fotografii i dokumentów, jakichś niewielkich rozmiarów rękopisy, miniatury itp. Kupcy czy handlarze zabrali ze sobą futra, złoto, biżuterię. Mając pieniądze czuli się pewnie i głośno wyrzekali się inteligencji, że to ona „dla pańskiej fantazji wywołała powstanie”.

Razem z kilkoma moimi znajomymi z RGO postanowiliśmy wyłowić i dać pomoc prawdziwej inteligencji, a więc profesorów, literatów, pisarzy czy artystów. Rozbiegliśmy się w terenie. Wkrótce spostrzegłem dobrze znanego profesora Stanisława Arnolda, który z apetytem zajadał pomidory. Wielu bowiem konecczan przybyło do Sokolni z koszykami pomidorów, owoców i pieczywa. Udało mi się ulokować pana Stanisława Arnolda i jego żonę (która była w ciąży) w pobliskiej wiosce Kornicy u Chamczyków czy Piwowarczyków. Obie te rodziny znane były z patriotyzmu i gościnności. U nas w domu po powstaniu zamieszkali: siostra mojej żony Barbara z mężem Aleksandrem Płaczkowskim. On w czasie powstania był redaktorem Biuletynu Informacyjnego (Mokotów), a ona była łączniczką AK. Następnie pani Halina Międzyrzecka z matką Władysławą Himnerową, pani Ostoja Bednarska z matką panią Bitnerową; wszyscy uczestnicy Powstania Warszawskiego i członkowie AK. Inni moi znajomi pozapraszali do siebie na kwaterę wielu inteligentów warszawskich. Zatrzymali się w Końskich między innymi prof. Górski – rektor Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, prof. Grabowski, prof. Matuszewski, ekonomista Zdzisław Grabski i inni. Przez pewien czas bawił w Końskich prof. dr Kazimierz Pawłowski – profesor uniwersytetu w Kairze. Wykładał tam historię kultur. Jest to niezmiernie inteligentny i miły człowiek, interesuje się historią kultur i wyznań […]

Panie ratuj nas - giniemy
Końskie, kościół św. Mikołaja: Panie ratuj nas – giniemy – legendarne malowidło na zachodniej ścianie
prezbiterium namalowane po Powstaniu Warszawskim w 1944 roku.
Po lewej stronie fragment płonącego Zamku Królewskiego i upadająca Kolumna Zygmunta
[z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że zostało namalowane przez Leona Zdziarskiego]

W mieście widuje się często pana Bagińskiego, artystę malarza, znanego batalistę, jak również pana Zdziarskiego artystę malarza. Od innego artysty malarza Kożuchowskiego nabyłem akwarelę. Niestety, choroba (która tak przedwcześnie podcięła życie Wyspiańskiego), aż nazbyt wyraźnie występuje u Kożuchowskiego. Poznałem również literata pana Juliana Germana, który ogromnie był zadowolony, że udało mu się uratować i zabrać ze sobą rękopisy. Warszawiacy to przedziwny naród. Już po kilku dniach odpoczynku wykazali ogromną aktywność. Wielu z nich włączyło się do szeregów AK, wielu nauczycieli szkół średnich przyczyniło się do zwiększenia ilości tajnych kompletów nauczania. RGO zorganizowała czytelnię – bibliotekę o 10 tys. do 15 tys. tomów – ułatwiło to jeszcze bardziej tajne nauczanie. Kierownikiem tej czytelni – biblioteki RGO powierzyło warszawskiemu księgarzowi panu Ludwikowi Fiszerowi. Grupa aktorów z panem Antonim Różyckim, pani Zielińska i panem Popowskim zamierzała utworzyć jakiś zespół teatralny, ale wyłoniły się trudności w uzyskaniu literatury teatralnej, egzemplarzy poszczególnych sztuk, kompletnej obsady, rekwizytów itp., a przede wszystkim uzyskania zezwolenia na tę akcję kulturalną.

Jak już poprzednio zaznaczyłem udało mi się szczęśliwie zaraz po śmierci moich rodziców przeprowadzić do naszego domu w Końskich (z Radomia). Dla pozoru zostałem zamianowany sędzią hipotecznym w Końskich. Ten urząd składał się z dwóch osób: mnie i sekretarza pana Zygmunta Dzwonnika. Nie było tam żadnej pracy. Nikt bowiem nie kupował i nie sprzedawał nieruchomości. Czasami, i to bardzo rzadko zgłaszał, się ktoś o odpis metryki urodzenia, ślubu czy śmierci. Do biura przychodziłem na kilka minut i wracałem do domu, a właściwie do bardzo dużego ogrodu, który był podstawą naszej egzystencji. Uprawiałem warzywa, pomidory, fasolę, kwiaty, a żona wymieniała te płody na masło i mięso. Niebawem tak mało uczęszczana siedziba urzędu hipotecznego stała się tajną meliną miejscowej AK. Czasami przybywał komendant obwodu z innymi nieznanymi osobami i wówczas po umówionym zażądaniu okazania księgi hipotecznej [tekst nieczytelny] … młyńskiej pod nazwą „Lipowa Rzeka”, udostępniałem im swój gabinet, a sekretarz Dzwonnik przynosił im do przejrzenia żądaną księgę nieruchomości. Po Powstaniu Warszawskim zacząłem częściej bywać w hipotece, bo w godzinach 10-12 poczęli się schodzić dawni znajomi z Warszawy jak np. pan Stanisław Arnold i nowo poznani pan Antoni Różycki, pan Apolinary Głowiński – znakomity rzeźbiarz, pan Zdzisław Grabski, czasami pani Żelisko i inni. Często dzieliłem się z nimi wiadomościami z radia londyńskiego, gdyż Niemiec, który kwaterował na piętrze w moim domu, przed południem i po południu przebywał w sklepie dla Niemców – jako kierownik, radio zaś zostawiał w niezamkniętym pokoju. Goście zaś przynosili ze sobą świeże, nielegalne gazetki i zawsze omawialiśmy wydarzenia bieżące. Teren powiatu koneckiego, jako bardzo lesisty, szczególnie nadawał się do prowadzenia partyzantki, więc nieomal co dzień nadchodziły wiadomości o napadach AK na placówki niemieckie, to na przejeżdżające konwoje, to na wysadzenia pociągu czy mostu, rozbrojeniu czy nawet zastrzeleniu żandarmów itp. Bywały też smutne wieści o nowych aresztowaniach, egzekucjach i wysyłkach do Oświęcimia itp. Z niektórymi warszawiakami zaprzyjaźniłem się i oni często bywali u nas w domu.

Apolinary Głowiński, popiersie
Apolinary Głowiński, popiersie
– fotografia znaleziona w ruinach pracowni
w marcu 1945 roku w Warszawie

Pan Apolinary Głowiński, autor największego bodaj w Polsce konnego posągu marszałka Piłsudskiego w Tarnopolu, pomimo swej sześćdziesiątki wykazał ogromną ruchliwość i energię. Odnalazł na terenie fabryki ceramicznej „Elka” doskonałą plastycznie glinę błękitno-szarą i z niej tworzył rzeźbione portrety i płaskorzeźby. Opowiadał przy tym masę anegdot z życia artystycznego, oraz wspominał ciekawe swe przeżycia w Paryżu, na Syberii, w Japonii, Cejlonie itd. W Warszawie utracił swą ogromną nowoczesną, pracownię, bogate zbiory obrazów, grafik i rzeźb oraz cenną bibliotekę. Nie tracił jednak fantazji i zawsze z dobrotliwym uśmiechem witał się „daj Boże zdrowie”. Jesienią 1944 wyrzeźbił portrety Witolda Radomskiego, Marii Radomskiej, pani Sztwiertniowej, ks. prałata Ręczajskiego oraz moją płaskorzeźbę. W Końskich przebywał również dr med. Kazimierz Strożecki, autor pracy o łaziennictwie w Polsce [Łaźnie w dawnej Polsce i konieczność ich wznowienia, Warszawa 1933], badacz geanologii Piastów, brat Jana Strożeckiego – przyjaciela Żeromskiego. Bardzo aktywni warszawiacy już 22 października 1944 r. urządzili w Końskich koncert (i to za zezwoleniem władz niemieckich) z udziałem utalentowanej pianistki pani Krystyny Jastrzębskiej oraz śpiewaka pana Franciszka Ossowskiego. Miły nastrój i wysoki poziom muzyczny psuł nieco konferansjer […] swoimi płaskimi dowcipami. Drugi poważny i bardzo urokliwy koncert z udziałem pani Krystyny Jastrzębskiej odbył się w Końskich 12 listopada 1944 r., w czasie którego pianistka odegrała utwory: Brahmsa, Lista i Schumanna. Później już tylko tajnie i w małym gronie, w mieszkaniu państwa Andrusiewiczów dawał koncerty znany pianista pan Walentynowicz. Z pobliskiego miasteczka Białaczowa, przyjeżdżał czasami do Końskich Kornel Makuszyński, by odwiedzić swoich warszawskich znajomych.

Henryk Seweryn Zawadzki

W galerii pokazuję dokumenty z mojej kolekcji: Wykaz ewakuowanych z Warszawy do Końskich (27 kartek – dwie różne o numerze 13, brak strony 21, 1316 nazwisk) sporządzony w miesiącu październiku 1944 roku. W dokumencie oprócz danych osobowych – imię, nazwisko i wiek, zawarte są tak wzruszające dzisiaj dane jak: warszawski adres zamieszkania. Pojawiają się ulice: Kazimierza, Łucka, Solec, Okrężna, Złota, Śliska, Pańska, Dobra, Hoża, Krucza… Liczę, że znajdą się osoby, które rozpoznają na tych listach swoich bliskich – bardzo proszę o odzew – będę publikował (oczywiście za zgodą zainteresowanych) wszystkie wspomnienia i fotografie dotyczące tego okresu. Jaki będzie dalszy los dokumentów? Rozpocząłem rozmowy o ich przekazaniu z Muzeum Powstania Warszawskiego w Warszawie. Tam zapewne poddane zostaną fachowej reperacji i konserwacji, będą odpowiednio eksponowane i udostępniane.

Krzysztof Woźniak