Cygańska mogiła z epilogiem

Śródleśna mogiła Cyganów pod Majkowicami. Fot. Wojciech Zawadzki

W książce pt. „Eroica” poświęconej zagładzie przedborskich Żydów, ledwie epizodycznie wspomniałem o bestialstwie żandarmów niemieckich z Przedborza także wobec Romów. W pełni udokumentowany jest mord popełniony na członkach taboru cygańskiego w lesie chrzanowickim koło Kamieńska. Wtedy w lipcu 1943 r. zamordowano tam co najmniej 51 osób.

Podałem tam również zdawkową informację o zamordowaniu przez Niemców dwóch rodzin cygańskich koło wsi Majstry pod Przedborzem. Mój przyjaciel z ławy szkolnej mgr inż. Kazimierz Stolecki pochodzący z Pohulanki zwrócił mi uwagę, że być może chodzi tu o śródleśną mogiłę Cyganów pod Majkowicami.

Wybraliśmy się tam w majową niedzielę. Rzeczywiście, na przedłużeniu drogi ze Zbyłowic do Majkowic, bez skręcania do słynnych ruin zamku Surdęga, jeden kilometr dalej prosto, tuż obok leśnej dukty wiodącej ku Pilicy znaleźliśmy tę mogiłę. Sztachetowy płotek skrywa mogiłę pokrytą zwietrzałym już nieco piaskowcem, z krzyżem unoszącym dumnie cierniową głowę Chrystusa. Krzyż i Chrystus jak z pana-Paruzel-owych pomników na przedborskim cmentarzu. Uwiędłe chryzantemy, ogromniaste znicze i bukiety sztucznych kwiatów każą domyślać się niewygasłej pamięci. Napis głosi, że spoczywa tutaj „śp. Stanisław Głowacki z dziećmi i żoną polegli z ręki okupanta 6 III 1944 r.”.

Suchy komunikat, jakby obojętne było jego autorowi czyjeś życie. Najpewniej jednak to czas zrobił swoje. Stanisław z żoną i dziećmi – czyli przynajmniej Czworo Ich było. Człowiek chcąc uwypuklić napisy pobielił kiedyś dolną część krzyża. Jednak wapno złuszczyło się, a leśne porosty obsiadły pomimo ramiona krzyża. Chrystus wtopił się w leśny krajobraz, jakby unosząc się nad mogiłą męczenników.

Dziś już chyba nikt nie wie, jak to było naprawdę. Jedna wersja mówi, że zginął chłopom zakolczykowany wieprzek; inna zaś, że chodziło o kaczki i że to za sprawą gajowego owych Cyganów… Jedni prawią o wymordowaniu jednej rodziny cygańskiej, inni o dwóch… Pytany o to wydarzenie słynny generał „Burza” – Stanisław Karliński, bowiem mogiła znajduje się w rejonie jego partyzanckiej odpowiedzialności, nie pamięta jednak tej tragedii. Oddział AK „Burzy” kwaterował wtedy za Pilicą, w okolicy Skotnik, więc generał mógł nie wiedzieć. Nie miał jednak żadnych wątpliwości: to rejon działania przedborskich żandarmów. Tylko ono mogli popełnić tę zbrodnię.

Za to pół kilometra stąd kwaterował wówczas „Na Figurach” przez kilka miesięcy przedborski oddział AK por. „Robotnika” – czy jest możliwe, aby partyzanci nie wiedzieli o obecności żandarmów? Por. Bronisław Skura-Skoczyński ps. „Robotnik” zmarł po ciężkiej chorobie w 1962 r. Idąc tym tropem sięgnąłem do relacji jego przyjaciela, znakomitego przedborskiego partyzanta, ówczesnego żołnierza oddziału „Robotnika”, sierżanta Józefa Grabalskiego ps. „Konar” i nie zawiodłem się:

W końcu lutego 1944 r. na terenie obozu odbył się kurs sanitarny prowadzony przez lekarza wojskowego z Piotrkowa Trybunalskiego. 4 marca odprowadziłem tego lekarza do gajówki Dąbrowa pod Dobreniczkami i przekazałem pod opiekę gajowego Chudego. Do obozu wracałem pomiędzy 15-tą a 16-tą. Około 100 m od naszych bunkrów spostrzegłem Niemców okrążających obóz. Pobiegłem i zaalarmowałem obóz: „Robotnik” mył się, a „Postrach”(Jan Kaleta, zastępca dowódcy) akurat się golił, „Mars”(Marian Margas, szef oddziału) leżał ranny po akcji w Antoniowie. Zabrałem swój karabin i amunicję i wybiegłem zająć stanowisko aby przywitać Niemców…

„Robotnik” szybko opanował sytuację. Wróg zmierzał ku obozowi od strony Majkowic i Bąkowej Góry. Za późno już było, by partyzanci zdołali zająć wyznaczone stanowiska na linii obrony nr 1, należało więc zorganizować bezpośrednią obronę obozu. Partyzanckie ziemianki znajdowały się poniżej linii wzgórz, na zboczu opadającym ku pobliskiej strudze. Partyzancka tyraliera zaległa z rozkazem otwarcia ognia na wroga z możliwie najmniejszej odległości. Żandarmi szli pewni siebie, z dużą swobodą. Widać otrzymali od konfidentów precyzyjne informacje o położeniu obozu. Gdy padła partyzancka komenda „ognia!” – w gwałtownej strzelaninie Niemcy zalegli i natychmiast odpowiedzieli ogniem. Wtedy „Robotnik” zarządził działania oskrzydlające. Chyba jednak siły wroga były słabsze, gdyż z obawy o walkę w okrążeniu, Niemcy w pośpiechu wycofali się. Oddział partyzancki po niezwłocznym spakowaniu dobytku wycofał się z obozu uchodząc lasami przez Dobrenice, Cieśle, Przerąb i Borki do Lipowskiej Dąbrowy. Podczas walki został raniony w brzuch partyzant „Waligóra”. Następnego dnia skonał. Z honorami pochowano go na cmentarzu w Rzejowicach.

Historia oddziału milczy na temat cygańskiej rodziny Głowackich. Jednak bliskość partyzanckiego obozu i cygańskiej mogiły oraz zbieżność dramatycznych wydarzeń w czasie, każą doszukiwać się wzajemnych powiązań. Partyzanci otrzymywali zaopatrzenie z majątku Potockich w Bąkowej Górze. Sąsiedztwo partyzantów i Romów – wszak i jednym i drugim okupant groził śmiercią – uprawnia do podważenia wersji o skradzionym wieprzku i kaczkach. Pryncypialność „Robotnika” także nie pozostawia złudzeń: złodziejstwo na terenie jego działania w żadnym wypadku nie mogło uzyskać tolerancji. Zapewne gdyby nie partyzancka pomoc żywnościowa, Cyganów nie było by w sąsiedztwie obozu. Głowaccy padli więc ofiarą niemieckiej obławy na oddział „Robotnika” już 4 marca, albo też Niemcy schwytali ich przy ponownym opanowaniu tego terenu.

Tyle opublikowałem w „Gazecie Radomszczańskiej” w 2009 r. Podczas pisania kusiła mnie refleksja: niemiecka obława w partyzanckim lesie to przypadek czy zdrada? Życie każe kojarzyć fakty według starej prawdy: skutek-przyczyna. Ale lasów wokół Przedborza dużo. Dlaczego właśnie wtedy i tam żandarmi chcieli zniszczyć partyzantów?

Dziś wiemy o tej sprawie trochę więcej. Sprawcą tej tragedii musiał być i był człowiek zza Pilicy. Partyzancki wywiad ponad wszelką wątpliwość ustalił, że zdrajcą był Ignacy Kusiak, 34-letni kawaler, rolniku z Tarasu. Czy zdradził Niemcom „tylko” ukrywających się cyganów? Użyte przez wroga siły i sposób ich działania stanowczo zaprzeczają tej tezie. Ich celem był obóz partyzancki, na obozowisko Romów Niemcy natrafili przypadkiem…

Cisną się pytania o motywy zdrady. Mogło być ich wiele i zarazem każdy z nich mówi o tragedii tego człowieka. Jednak za zdradę Podziemnego Państwa Polskiego, za śmierć żołnierza-partyzanta, za śmierć całej romskiej rodziny, mogła być jedna kara, kara śmierci. Wyrok został wykonany 16 VII 1944 r. przez oddział por. „Robotnika”.

Wojciech Zawadzki