Na przedmieściu Końskich zwanym Budową, latem 1941 r., Niemcy utworzyli obóz dla jeńców radzieckich, pod nazwą Nordkaserne (Północne koszary) Końskie, który w aktach niemieckich figurował jako filia stalagu 367 w Częstochowie. Wcześniej w tym miejscu znajdowała się pusta hala fabryczna. Podobnych obozów na terenie dystryktu radomskiego było sześć. Przeciętnie na Budowie przebywało około pięć i pół tysiąca jeńców, głównie Gruzinów, Ukraińców z okolic Charkowa oraz mieszkańców Syberii. W obozie tym zginęło z wycieńczenia około dziesięciu tysięcy jeńców radzieckich. Jak zeznają świadkowie, każdego dnia, wywożono kilka furmanek ciał, wśród których często byli jeszcze żywi ludzie. Zakopywano ich w lesie na terenie Obozu Ćwiczeń Barycz.
O warunkach obozowych na Budowie pisze po wojnie jeden z uratowanych jeńców radzieckich – Muszeg Stiepanian Sedrakowicz:
– Obóz koncentracyjny na Budowie koło miasta Końskie, był otoczony kilkoma rzędami drutu kolczastego. Na wszystkich rogach stały wysokie wieże strażnicze z karabinami maszynowymi. Obóz przeznaczony był dla jeńców wojennych, w którym z wycieńczenia umierało codziennie od stu do stu pięćdziesięciu ludzi. Żywiliśmy się zieleniną i spaliśmy na drewnianych trzypiętrowych pryczach, po trzy osoby na każdej. Chodziliśmy w podartych ubraniach i drewniakach. Zmarłych jeńców wywożono polskimi podwodami. Pragnęliśmy wszelkimi sposobami nawiązać kontakt z miejscową ludnością, miedzy innymi za pośrednictwem furmanów z partyzantami polskimi.
Pierwsi jeńcy, którzy przybywali do obozu, byli silnie strzeżeni przez jednostki Wehrmachtu. Toteż ucieczki zdarzały się raczej sporadycznie. Ci, którym udało się zbiec, nie mieliby z pewnością szans, gdyby nie pomoc miejscowej ludność. Sytuacja uległa zmianie z chwilą, kiedy na początku 1943 r. wartę przejęli żołnierze Ostlegionów z armii Własowa, byłego dowódcy 2 Armii Frontu Wołchowskiego, który w 1941 r. poddał się i przeszedł na stronę niemiecką.
Przedstawiciele poszczególnych niepodległościowych formacji zbrojnych, szybko nawiązali kontakt z wachmanami, strzegących obozu i w wyniku rozmów często się udawało namówić nieraz całe grupy żołnierzy radzieckich, do przejścia na stronę ugrupowań podziemnych.
Jedną z pierwszych takich grup, liczącą dwudziestu czterech żołnierzy, uprowadził działacz lewicy Henryk Szczęśniak, w listopadzie 1943r. Żołnierze przynieśli ze sobą broń i amunicję. Z grupy tej w okolicach Stąporkowa, utworzono radziecki oddział partyzancki, pod dowództwem Czabadze ps. „Saba”, wkrótce oddział ten liczył około czterdziestu Gruzinów.
Również w lutym 1943 r., z tego samego miejsca, uprowadził osiemnastu Gruzinów, szef łączności w Komendzie BCh, Andrzej Rydwanowski ps. „Wiatr” z Baryczy. Żołnierze radzieccy zostali wcieleni do oddziału „Wąsowicza” – Antoniego Piwowarczyka. W końcu listopada 1943r., działacz lewicy Edward Mijas, zorganizował ucieczkę siedmiu Gruzinów, wśród których znajdowało się sześciu lekarzy. Jeńców uprowadzono z wojskowego szpitala zakaźnego. Między innymi wśród nich był Michał Abejsadze z Tibilisi. Żołnierze radzieccy zostali skierowani do oddziału GL im. Bartosza Głowackiego. Michał Abejsadze, nim przeszedł do oddziału partyzanckiego, wcześniej nawiązał kontakt z oddziałem GL, przekazując kilku jeńców.
W czerwcu 1943 r. dowódca AK w Kornicy, Władysław Piwowarczyk ps. „Zbigniew”, pomógł w ucieczce czterem Gruzinom. Byli to lekarze. Jeden z nich nazywał się Muszeg Stiepanian Sedrakowicz. Początkowo jeńcy przebywali na terenie Kornicy w mieszkaniu Wierzbickich, a stamtąd, po wyleczeniu i odzyskaniu sił, zostali skierowani do oddziału AK „Szarego” – Antoniego Hedy.
Powstały nawet punkty etapowe dla zbiegłych jeńców, między innymi w domach u Jana Struzika w Rogowie i Stefana Lasoty z Dyszowa. Zbiegów kierowano do bezpieczniejszych kryjówek, a po wyleczeniu do różnych oddziałów.
Duża część uciekinierów z obozu, kierowała swe kroki w stronę Starej Kuźnicy, wsi położonej w odległości około ośmiu kilometrów od „stalagu”. W tej miejscowości znajdował się punkt przerzutowy u Adama Niewęgłowskiego ps. „Dziadek”. Przez jego dom przewinęło się kilkanaście grup zbiegłych jeńców, którym z narażeniem życia dawał schronienie, żyjąc obawą przed prowokacją. Udzielając pomocy zbiegłym jeńcom, stawał się w okolicy coraz bardziej znany.
Z pewnością liczba uratowanych żołnierzy radzieckich, w porównaniu z ilością pomordowanych w obozie na Budowie, jest liczbą znikomą, a przecież każde życie jest ważne i każde życie stanowi wartość najwyższą.