Dwa kilometry od Końskich w Dyszowie, w domu mojej Mamy Eleonory Nowak przebywał Komendant Obwodu Końskie Jan Stoiński „Górski”; od września 1940r do grudnia 1941 r. Następnie po dłuższej przerwie, wrócił na Dyszów do nas i przebywał do połowy października 1942 r. Przez ten czas byłam łączniczką komendanta i pamiętam dokładnie, że za dwa tygodnie zginął w domu pp. Białeckich na Budowie koło Końskich. Może właśnie dlatego 2 listopada 1942 r. rano przyszła do nas p. Józefa Chodaczyńska „Flora” i powiedziała o tragedii. Mama poszła do szpitala upewnić się. Wróciła i poleciła mi iść do siostry przełożonej Kaliksty do szpitala. Ja po kursie PCK pracowałam w szpitalu jako sanitariuszka w czasie wojny 1939, znałam każdy kąt i siostra przełożona znała mnie dobrze. Sądzili, że Niemcy przywieźli ciało kapitana Stoińskiego, bo zabrali klucze od kostnicy. Siostra zakonna Kaliksta dała mi zapasowe klucze, [jako osobę towarzyszącą] starszą salową, wiadra ze ścierkami, oczywiście ubrałam biały fartuch. W kostnicy leżały trzy ciała zakryte – dwa szpitalne, a przy drzwiach przywiezione. Odkryłam prześcieradło – to był Komendant.
Oczy otwarte, twarz zakrwawiona przy brodzie i szyi. Twarz obmyłam chusteczką, oczy starałyśmy się zakryć. Poprawiając ręce i po przesunięciu ciała z pomocą tej pani zobaczyłyśmy postrzał w plecy, dużo krwi. Ciało było już sztywne. Zaraz powiadomiłam o tym p. Helenę Jędryk, które poleciła mi obserwować gdzie ewentualnie Niemcy mogą pochować zwłoki.
W drugim domu w Końskich przy ul. Nowy Świat 1 obecnie Targowa 17 rodzice prowadzili wtedy piwiarnię, gdzie ja pomagałam (tu też była skrzynka kontaktowa). Około godz. 15. przyszedł znajomy granatowy policjant Zborowski na piwo. Zawsze lubił żartować, a wtedy był zły. Przed piwiarnią obok był plac gdzie stały furmanki żydowskich przewoźników. Zjawił się drugi policjant, rozmawiali z Żydami. Ten drugi pojechał furmanką w stronę miasta. Znajomy policjant wrócił do sklepu, znów wypił piwo i dałam mu kieliszek wódki z pod lady. Zaczął się żalić, że właśnie on dziś ma dyżur i musi jakiegoś nieboszczyka z kostnicy zawieść na cmentarz przed wieczorem.
Mnie zastąpił brat Krzysztof, a ja poszłam znów do księgarni Jędryków. Pani Helena kazała mi iść na ul. Zamkową do pp. Zarębskich – to byli teściowie Stoińskiego, W domu zastałam Leszka Zarębskiego, powiedziałam o co chodzi i umówiłam się, że Leszek będzie czuwał na ulicy. Kiedy wróciłam do piwiarni, policjanta już nie było pojechał furmanką do szpitala. Ja obserwowałam kiedy furmanka jechała, Żyd woźnica siedział na wozie – ciało kapitana Stoińskiego leżało przykryte słomą.
Chodnikiem w pewnej odległości szedł policjant, a ja znów za nim, aby mnie nie widział. Na Zamkowej Leszek Zarębski wziął mnie pod rękę i szliśmy za nimi na cmentarz. Był to Dzień Zaduszny, prędko robił się mrok. Dużo ludzi wracało z cmentarza, nikt nie zwracał uwagi na furmankę, która powoli jechała i nikt nie wiedział kto leży pod słomą.
Na cmentarz zajechali od strony muru, wtedy tam kończył się cmentarz. Na grobach powoli gasło światło – nie było go dużo, ludzi nie było widać, furmanka zepchnięto tyłem wzdłuż, gdzie pod murem czekał grabarz Kosmulski z wykopanym grobem. Ja z Leszkiem w pewnej odległości obserwowaliśmy.
Grabarz [dwa słowa wykreślone], Żyd i policjant przenieśli ciało i włożyli do grobu, furmanka odjechała, a policjant z grabarzem czekali złoszcząc się. Po jakimś czasie podjechała druga furmanka też cofnięta tyłem, z której znosili drugie ciało na derce. My podeszliśmy blisko, znajomy policjant poznał mnie i tylko pogroził, że powie mamie gdzie ja chodzę z chłopakiem itp.
Ten drugi policjant kazał mam odejść, ale Leszek Zarębski pomagał znieść ciało do grobu, w którym już leżał Stoińskl. Ciało przywieźli z Koczwary, nie można było poznać Tworzyańskiego „Borsuka” – twarz była zmasakrowana, zakrwawiona, włosy zlepione. Grabarz i policjanci spieszyli się; zasypali wspólny grób szybko i prawie równo z ziemią. Po odejściu policjantów zaznaczaliśmy miejsce pod murem. Było już ciemno kiedy z Leszkiem wracaliśmy z cmentarza.
Tego tragicznego przeżycia nie zapomnę nigdy, kpt. Stoiński ukrywał się długo w naszym domu, przed Nim składałam przysięgę, byłam jego łączniczką.