Kapliczki, krzyże, Wyrębów k. Węgrzyna. Echa historii – 1944

Kapliczka przydrożna i krzyż w Wyrębowie u pana Wyderskiego. Kapliczka murowana z cegły, kryta gontem, w środku figura NMP rzeźbiona w drewnie lipowym, ławki i stół z drewna modrzewiowego. W środku kilka obrazów z wizerunkiem NMP oraz kilim. Obok kapliczki krzyż drewniany. Kapliczka stoi na miejscu starej, drewnianej, która z czasem zaczęła niszczeć; została rozebrana i na życzenie umierającego ojca Tadeusza Wyderskiego w całości postawiona od nowa. Poświęcona w 2012 r. przez ks. Wojciecha Dobczyńskiego. W kapliczce mieszkańcy Wyrębowa regularnie modlą się, kobiety odmawiają różaniec, a raz w roku w dniu 24 maja odprawiana jest Msza św. Kapliczkę wybudował oraz figurę MB wyrzeźbił Tadeusz Wyderski, on też postawił drewniany krzyż stojący obok. Wykorzystałem opis z opracowania Krzysztofa Biłka (na fotografii), Kapliczki i krzyże parafii Węgrzyn, 2013. Foto. KW.
Kapliczka przydrożna i krzyż w Wyrębowie u pana Wyderskiego. Kapliczka murowana z cegły, kryta gontem, w środku figura NMP rzeźbiona w drewnie lipowym, ławki i stół z drewna modrzewiowego. W środku kilka obrazów z wizerunkiem NMP oraz kilim. Obok kapliczki krzyż drewniany. Kapliczka stoi na miejscu starej, drewnianej, która z czasem zaczęła niszczeć; została rozebrana i na życzenie umierającego ojca Tadeusza Wyderskiego w całości postawiona od nowa. Poświęcona w 2012 r. przez ks. Wojciecha Dobczyńskiego. W kapliczce mieszkańcy Wyrębowa regularnie modlą się, kobiety odmawiają różaniec, a raz w roku w dniu 24 maja odprawiana jest Msza św. Kapliczkę wybudował oraz figurę MB wyrzeźbił Tadeusz Wyderski, on też postawił drewniany krzyż stojący obok. Wykorzystałem opis z opracowania Krzysztofa Biłka (na fotografii), Kapliczki i krzyże parafii Węgrzyn, 2013. Foto. KW.

Kapliczka przydrożna i krzyż drewniany

Pierwsze spotkanie z miejscowością Wyrębów w gminie Radoszyce, było związane z moją pracą zawodową. Podczas wykonywania usług związanych z budową odcinka wodociągu poznałem pana Tadeusza Wyderskiego. Wykopy pod instalacje przechodziły przez teren posesji pana Tadeusza. Podczas rozmowy „weszliśmy” na tematy związane z historią wioski i pięknej nowo pobudowanej kapliczki z cegły klinkierowej. Okazało się, że w tym miejscu, przed wojną, stała drewniana kapliczka pod którą mieszkańcy spotykali się na majówkach. Ludzie śpiewali pieśni i modlili się ku czci Matki Bożej. Nie wiadomo, czy kapliczka nie remontowana rozsypała się ze starości, czy inny kataklizm doprowadził do jej zniszczenia. Pan Wyderski sam nie pamiętał owej kapliczki, ale miał informacje od rodziców o jej wyglądzie i położeniu. Postanowił odbudować ją w tym samym miejscu. Z własnej inicjatywy i przy użyciu własnych środków wybudował nową kapliczkę. Ludzie powrócili do dawnych zwyczajów i modlą się w niej nie tylko na majówkach.

Historia leśnej, partyzanckiej kapliczki zaczyna się w sierpniu 1944 r. W lesie w Wyrębowie stacjonował oddział „Szarego” Antoniego Hedy. W miejscu gdzie znajduje się kapliczka rosłą stara sosna, obok której odprawiane były msze polowe. drugiego września 1944 roku podczas odprawianej mszy, oddział „Szarego” został powiadomiony o pacyfikacji Radoszyc przez żandarmerię niemiecką. Przerwano mszę i partyzanci wyruszyli do walki. Po zwycięskim boju partyzanci powrócili na swoje kwatery, mając ze sobą dwóch ciężko rannych, którzy zmarli i zostali pochowani w miejscu gdzie odprawiano msze. Po wojnie Władysław Janus, były partyzant, postawił kapliczkę i tablicę pamiątkową. za jego staraniem ekshumowano poległych i przeniesiono ich zwłoki na cmentarz w Radoszycach. Po śmierci opiekującego się kapliczką Władysława Janusa - kapliczka popadła w ruinę. W 2012 roku staraniem Tadeusza Wyderskiego i wójta gminy Radoszyce, kapliczka została gruntownie odnowiona. Ze starej kapliczki pozostał tylko orzeł w kortonie i tablica pamiątkowa. Wykorzystałem opis z opracowania Krzysztofa Biłka, Kapliczki i krzyże parafii Węgrzyn, 2013. Foto. KW.
Historia leśnej, partyzanckiej kapliczki zaczyna się w sierpniu 1944 r. W lesie w Wyrębowie stacjonował oddział „Szarego” Antoniego Hedy. W miejscu gdzie znajduje się kapliczka rosłą stara sosna, obok której odprawiane były msze polowe. drugiego września 1944 roku podczas odprawianej mszy, oddział „Szarego” został powiadomiony o pacyfikacji Radoszyc przez żandarmerię niemiecką. Przerwano mszę i partyzanci wyruszyli do walki. Po zwycięskim boju partyzanci powrócili na swoje kwatery, mając ze sobą dwóch ciężko rannych, którzy zmarli i zostali pochowani w miejscu gdzie odprawiano msze.
Po wojnie Władysław Janus, były partyzant, postawił kapliczkę i tablicę pamiątkową. za jego staraniem ekshumowano poległych i przeniesiono ich zwłoki na cmentarz w Radoszycach. Po śmierci opiekującego się kapliczką Władysława Janusa – kapliczka popadła w ruinę. W 2012 roku staraniem Tadeusza Wyderskiego i wójta gminy Radoszyce, kapliczka została gruntownie odnowiona. Ze starej kapliczki pozostał tylko orzeł w kortonie i tablica pamiątkowa.
Wykorzystałem opis z opracowania Krzysztofa Biłka, Kapliczki i krzyże parafii Węgrzyn, 2013. 
Foto. KW.

Pan Tadeusz, to człowiek żywo interesujący się historią regionu oraz samego Wyrębowa. W naszych rozmowach często przewijały się wątki z czasów okupacji hitlerowskiej. Zostałem obdarowany hełmem niemieckiego żołnierza, który pan Tadeusz znalazł w pobliskim lesie. Hełm oczywiście trafi do naszego Muzeum ( jeśli będzie miejsce na takie Muzeum ). Byłem pod wrażeniem wiedzy tego człowieka oraz pomysłów, które chce wprowadzać w celu upamiętnienia ważnych wydarzeń z historii Wyrębowa. Jak zwykle brakło czasu aby o wszystkim porozmawiać. Umówiliśmy się na spotkanie w najbliższym dogodnym terminie, aby spisać czy utrwalić ważne informacje na dyktafonie.
Minęło ponad rok i jakoś nie było okazji do spotkania w Wyrębowie. Mój przyjaciel Krzysztof Biłek, który zajmował się opracowaniem tematu kapliczek i przydrożnych krzyży w gminie Radoszyce, spotkał się z panem Tadeuszem. Zaraz też do mnie zadzwonił z informacją o poznaniu ciekawego człowieka z Wyrębowa, który posiada wiele informacji na tematy nas interesujące. Chodziło oczywiście o pana Wyderskiego. Postanowiłem nie odwlekać spotkania i umówiłem się na spotkanie na początku września. Krzysztof Biłek, Krzysztof Woźniak i ja wybraliśmy w sobotni poranek uzbrojeni w detektory metalu, dyktafon i aparat fotograficzny.
W kapliczce modliło się kilka osób, wśród nich nasz gospodarz. Po przywitaniu rozpoczęliśmy rozmowę na temat właśnie tej nowej kapliczki i stojącego nieopodal staro wyglądającego krzyża.
– Podczas prac budowlanych w miejscu po starej, drewnianej kapliczce znalazłem taki oto krucyfiks, kilka medalików od różańca i inne drobne przedmioty stanowiące wyposażenie kapliczki.
Uszkodzony krzyż w rękach pana Tadeusza wykonany był z tak zwanego „cynkalu” – wyglądał na XIX wiek.
– Mój tato to opowiadał mi wiele różnych takich bajań i legend. Często w tych opowiadaniach można wyczuć folklor, ale też prawdy historyczne. Tu, w tym miejscu, nieopodal tej kapliczki stała pierwsza w tej okolicy szkoła. Dopiero po pożarze i spaleniu się drewnianego budynku, postawiono szkołę w Kłucku. Ze starą kapliczką wiąże się sporo opowiadań. Pewnego wieczora, dwóch żołnierzy, mieszkańców tej wsi, wracając z wojny polsko – bolszewickiej, przechodzili w pobliżu kapliczki. Usłyszeli płacz dziecka dobiegający z krzaków za kapliczką. Ponieważ było bardzo ciemno, jeden z nich przyświecał zapałkami a drugi szukał płaczącego dziecka. Płacz wydobywał się spod ziemi. Myśląc, że jakaś wyrodna matka zakopała żyjące dziecko zaczęli kopać gołymi rękoma w ziemi. Płacz ustał a w miejscu rozkopania znaleźli zawiniątko ze srebrnymi monetami austriackimi. Innym razem moja ciotka z córką przyszła do nas w odwiedziny. Po wejściu do domu widać było poddenerwowanie na ich twarzach. Z rozmowy z moimi rodzicami wynikało, że idąc do nas, zobaczyły klęczącą postać młodej kobiety w bardzo jasnym ubraniu. Kobieta płakała pochylając się nad zawiniątkiem leżącym na ziemi. Odwróciły się na chwilę i kobiety już nie było. Mój tato musiał je potem odprowadzić. Ale to tylko takie legendy i opowiadania.

Wyrębów - tabliczka na leśnej, partyzanckiej kapliczce informująca o poległych partyzantach w dniu 2.09.1944. Foto. KW.
Wyrębów – tabliczka na leśnej, partyzanckiej kapliczce informująca o poległych partyzantach w dniu 2.09.1944. Foto. KW.

Kapliczka partyzantów Szarego w lesie

Przechodzimy w stronę lasu, gdzie niedawno pan Tadeusz zrealizował jeden ze swoich pomysłów, mianowicie postawił drewnianą kapliczkę partyzancką upamiętniającą wydarzenia z 1944 roku.
– Z opowieści ojca, rodziny i miejscowej ludności zostało mi w głowie sporo na ten temat. Po akcji Burza pojawił się w naszym domu Stanisławski, dawniejszy sąsiad. Rodzice wiedzieli, że był w „ lesie „. Poprosił o dyskrecję i zapowiedział przybycie w rejon wsi oddziału partyzanckiego. Ojciec miał pomagać i organizować z zaufanymi ludźmi siano dla koni, żywność dla ludzi i inne potrzebne rzeczy. Zanim pojawili się nasi żołnierze zadudniło od Radoszyc. Słychać było palby karabinów, serie z kaemów i wybuchy granatów. Radoszyce płonęły, a resztki spalenizny docierały aż tutaj. W linii prostej będzie gdzieś 4 km. Dopiero po latach okazało się, że to oddział „Szarego” ratował ludność wioski przed pacyfikacją.

Wyrębów, miejsce partyzanckiego obozowiska.
…Jak długo przebywał tutaj oddział?
– Dokładnie nie wiem, ale musieli być kilka dni lub nawet tydzień, bo nie budowaliby szałasów i tego podestu. Codziennie odbywała się Msza św. celebrowana przez kapelana oddziału, na którą przybywali okoliczni mieszkańcy. Właśnie tutaj znajdowały się posterunki wartownicze, a tam wyżej gdzie widoczne są jeszcze dzisiaj zagłębienia, partyzanci pobudowali coś w rodzaju szałasów.
Foto. KW.

Trzeciego września 1944 roku oddziały niemieckie otoczyły Radoszyce ciasnym kordonem, spędzając ludność na rynek i czyniąc przygotowania do masowej egzekucji. Od masakry uratował ludność niezwłoczny atak oddziałów partyzanckich AK na Niemców.

– Partyzantka pojawiła się na leśnych wzgórzach Wyrębowa w niedzielę przed świtem. Ojciec opowiadał, że mieli kilku jeńców. Byli to policjanci niemieccy biorący udział w pacyfikacji Radoszyc. Oddział przywiózł również dwóch naszych żołnierzy, ciężko rannych w tej bitwie, którzy zmarli kilka godzin później. Zostali pochowani tutaj, na wzgórzach gdzie obecnie stoi Partyzancka Kapliczka. Po wojnie zostali ekshumowani i przeniesieni na cmentarz w Radoszycach.
– A co się stało z jeńcami?
– Rodzice nie za bardzo chcieli o tym mówić, ale z czasem wyszło, że po przesłuchaniach na temat planów jednostki pacyfikacyjnej, jeńców miano rozstrzelać. Zanim jednak do tego doszło, dwóch z nich wykorzystując nieuwagę pilnującego ich młodego partyzanta wyrwali mu bagnet i ranili w nogę. Zabrali też karabin, na szczęście broń się zacięła i nie mogli odryglować zamka. W tym czasie jeden kapral i dwaj szeregowi widząc zagrożenie oddali w stronę Niemców kilka serii z m-pi. Nie było rozstrzelania, zginęli w walce, choć ludzie długo mówili, że to różnie było z tymi jeńcami. Wie pan do dzisiaj w miejscu gdzie zginęli ci Niemcy i gdzieś tutaj zostali zakopani, jest tu wyczuwalny jakby chłód, taka zła energia.
– A co mówili takiego?
– Podobno to było sprowokowane, tylko myśleli, że Niemcy będą raczej uciekać niż, że zaatakują.
– Jak długo przebywał tutaj oddział?
– Dokładnie nie wiem, ale musieli być kilka dni lub nawet tydzień, bo nie budowaliby szałasów i tego podestu. Codziennie odbywała się Msza św. celebrowana przez kapelana oddziału, na którą przybywali okoliczni mieszkańcy. Właśnie tutaj znajdowały się posterunki wartownicze, a tam wyżej gdzie widoczne są jeszcze dzisiaj zagłębienia, partyzanci pobudowali coś w rodzaju szałasów. Nie wiem ilu było naszych żołnierzy, ale ojciec mówił, że było ponad dwustu. Na samej górze, na tym niewielkim wypłaszczeniu znajdował się sztab. Był tam namiot obłożony gałęziami i zamaskowany „zeltami”( pałatka niemiecka w kolorze maskującym ). Widać było, że dowódca wiedział co robi rozbijając obóz w taki a nie inny sposób. Można się tu było bardzo długo bronić, wycofać bez strat, a jeden dobrze okopany rkm mógł powstrzymać spore oddziały nieprzyjaciela.

Kapliczka murowana zwieńczona krzyżem. Na cokole napis: NA CHWAŁĘ Tobie PANIE FUNDATORZY WYDRA ALEKSY I ANTONINA 1951 R. Obok po drugiej stronie drzewa, krzyż drewniany zwieńczony daszkiem metalowym. Krzyż w tym miejscu figuruje na mapach z 1839 roku. Jest to najstarszy zachowany krzyż w parafii Węgrzyn, prawdopodobnie postawiony w czasie epidemii cholery. Co ciekawego, tylko w Wyrębowie obok kapliczek stoją krzyże. W innych okolicznych wsiach nie spotkałem się z takim zwyczajem. Wykorzystałem opis z opracowania Krzysztofa Biłka, Kapliczki i krzyże parafii Węgrzyn, 2013. Foto. KW.
Kapliczka murowana zwieńczona krzyżem. Na cokole napis:
NA CHWAŁĘ Tobie PANIE FUNDATORZY WYDRA ALEKSY I ANTONINA 1951 R.
Obok po drugiej stronie drzewa, krzyż drewniany zwieńczony daszkiem metalowym. Krzyż w tym miejscu figuruje na mapach z 1839 roku. Jest to najstarszy zachowany krzyż w parafii Węgrzyn, prawdopodobnie postawiony w czasie epidemii cholery.
Co ciekawego, tylko w Wyrębowie obok kapliczek stoją krzyże. W innych okolicznych wsiach nie spotkałem się z takim zwyczajem. Wykorzystałem opis z opracowania Krzysztofa Biłka, Kapliczki i krzyże parafii Węgrzyn, 2013. Foto. KW.

Chodzimy przez dłuższą chwilę w milczeniu oglądając miejsca gdzie obozował oddział. Na myśl przyszło mi w tym momencie, że to był już wrzesień. Chłodne noce, niedojadanie, ciągła pogoń z miejsca na miejsce. Do tego jeszcze walka z wrogiem i możliwość zostania rannym lub zabitym. Czy dzisiejsza młodzież i my sami, zdobylibyśmy się na taki akt odwagi?
Kilkakrotnie używamy wykrywaczy metali w nadziei na znalezienie jakiejś pamiątki z tamtych dni. Znajdujemy tylko kilka łusek, które można połączyć z oddziałem.

– Jakie były relacje oddziału z mieszkańcami?
– Bardzo dobre, sporo młodych pchało się by walczyć, ale dowódca szukał ludzi tylko z wojskowym przeszkoleniem. Ludzie przynosili wiele rzeczy, gotowali bieliznę, cerowali, przyszywali itd. Na krańcach wioski rozlokowani byli specjalnie do tego wybrani partyzanci, którzy obserwowali zachowanie mieszkańców, ale również mieli wgląd na drogę i kto wychodzi i wchodzi do wsi.

Wkrótce podchodzimy do wybudowanej w lesie kapliczki partyzanckiej. Historia kapliczki zaczyna się w sierpniu 1944 roku. Na początku na mogile stanęły brzozowe krzyże. Po wojnie Władysław Janus, były partyzant, postawił kapliczkę i ufundował tablicę pamiątkową. Za jego staraniem ekshumowano poległych i przeniesiono ich zwłoki na cmentarz w Radoszycach. Po śmierci opiekującego się nią Władysława Janusa kapliczka popadła w ruinę. W 2012 roku za staraniem Tadeusza Wyderskiego i wójta gminy Radoszyce kapliczka została gruntownie odnowiona.

Ta historia mogła ściągnąć nieszczęście na wioskę. To było w lipcu 1944 r. - opowiadał Adam Jadowski. Na fotografii od lewej: Krzysztof Biłek (tyłem), Radosław Nowek, Tadeusz Wyderski i Adam Jadowski. Foto. KW.
Ta historia mogła ściągnąć nieszczęście na wioskę. To było w lipcu 1944 r. – opowiadał Adam Jadowski. Na fotografii od lewej: Krzysztof Biłek (tyłem), Radosław Nowek, Tadeusz Wyderski i Adam Jadowski. Foto. KW.

Leśna mogiła

– Wiem jeszcze o jednej sprawie, ale musimy pojechać samochodem. Wprawdzie to nie dotyczy pobytu oddziału, ale czasu okupacji i niezwykle dramatycznych wydarzeń. Ta historia mogła ściągnąć nieszczęście na wioskę. To było w lipcu 1944 r. Na drodze od Stanowisk pojawiło się trzech Niemców na rowerach. Żołnierze zaczęli rozpytywać łamaną polszczyzną o bandy, rzekomo stacjonujące w „Smugowym” lesie. Przy skraju lasu Niemcy zostali ostrzelani z broni maszynowej. Zginęli na miejscu, ale nikt się nie pojawił, nie było wiadomo kto strzelał. Do dziś pozostaje to tajemnicą. Podejrzewam jakiś oddział partyzancki, tylko dlaczego nie wzięli broni zabitych? Ludzie miejscowi przybyli na miejsce popadli w panikę. Przecież za niedługo będą ich szukać, przyjadą i spalą mordując całą wieś. Wszyscy się zmobilizowali i ściągnęli zwłoki do wyrobiska, tak zwanego miądlanego dołu znajdującego się w lesie. (Miądlany dół to miejsce gdzie prażono i przygotowywano len) Tam zakopano ich, przysypując przyniesioną ze sobą ziemią, trawą i liśćmi. Na tym miejscu posadzono świerka. Kobiety nosiły ziemię w fartuchach a mężczyźni w workach. W wyrobisku bowiem był sam kamień pokryty mchem. Rowery zostały rozłożone na części i zatopione w rzece.
Miejsce śmierci zamaskowane, a obok postawiono wóz z gnojem. Ludzie jakby nigdy nic pracowali w polu. Nadjechał samochód żandarmerii. Policjanci wypytywali o strzały, o żołnierzy, czy ktoś widział cokolwiek dziwnego. Jeden z chłopów mówiących trochę po niemiecku powiedział o strzałach dobiegających od strony Radoszyc z lasu, żołnierzy niemieckich żadnych tu nie było. W ciągu kilku dni jeszcze kilka razy sprawdzano okoliczne lasy w poszukiwaniu tych trzech zabitych. A oni właśnie leżą tutaj.

Leśna mogiła Niemców w lesie. ...Wszyscy się zmobilizowali i ściągnęli zwłoki do wyrobiska, tak zwanego miądlanego dołu znajdującego się w lesie… ...Na ziemi leży nieduży kamień, a na nim wypalony znicz. To ślad, pan Tadeusz Wyderski zapala co jakiś czas tym Niemcom światło...
Leśna mogiła Niemców w lesie.
…Wszyscy się zmobilizowali i ściągnęli zwłoki do wyrobiska, tak zwanego miądlanego dołu znajdującego się w lesie…
…Na ziemi leży nieduży kamień, a na nim wypalony znicz. To ślad, pan Tadeusz Wyderski zapala co jakiś czas tym Niemcom światło…

Słuchając tej opowieści dojechaliśmy na miejsce gdzie stała wiejska stara chałupka. Bezpośredni świadek tamtych wydarzeń pan Adam Jadowski, starszy i niedosłyszący człowiek, bardzo chciał nam to opowiedzieć i przybliżyć dramatyzm tej sytuacji. Człowiek ten stwierdził, że do Niemców strzelali partyzanci z AL. Samochodem dało się tylko dojechać tylko kilkaset metrów wgłąb lasu, dalej pieszo. Dziarski staruszek opowiadał o strachu, żywo gestykulując rękoma. Wreszcie dochodzimy na miejsce. Na ziemi leży nieduży kamień, a na nim wypalony znicz. To ślad, pan Tadeusz Wyderski zapala co jakiś czas tym Niemcom światło.
Postanowiliśmy zgłosić miejsce pochówku do fundacji Pamięć i doprowadzi do ekshumacji. Jeśli będą mieli przy sobie tak zwane nieśmiertelniki, to polegli zostaną zidentyfikowani.
Kończymy nagrywanie, odwozimy pana Tadeusza do domu i wracamy do Końskich. Po drodze prawie milczymy rozmyślając o słyszanych opowieściach. każdy z nas rozpatrywał to po swojemu.

Radosław Nowek