Na przełomie lipca 1943 r. zostałem wezwany celem zameldowania się Komendantowi „Ponuremu” Dowódcy Świętokrzyskich Zgrupowań Armii Krajowej. Porucznik „Ponury” – Jan Piwnik wydał mi polecenie wykonania zamachu na szefie kontrwywiadu Gestapo w Starachowicach, który był znanym z aktywności gestapowcem, szczególnie zwalczającym ruch oporu na terenie Starachowic. Jednocześnie „Ponury” ostrzegł mnie, że na terenie Starachowic przebywała ekspedycja karna i są czynione przygotowania do większej akcji zarówno w Starachowicach jak i w okolicy. Sprawę doboru ludzi oraz broni, pozostawił mojej decyzji. Wymarsz na wykonanie akcji miał nastąpić natychmiast.
Z II Zgrupowania Partyzanckiego dowodzonego przez porucznika „Robota”, „Jakub” – Waldemar Szwiec wybrałem do pomocy kaprala „Wrzosa” – Mieczysław Zasada i kaprala „Sępa” – Romana Jedynaka [wykonawcy zamachu na Fittinga – 29.05.1944]. Znałem ich – obaj pochodzili z Końskich.
Zabraliśmy trzy pistolety maszynowe typu Sten; po trzy magazynki do nich, boczną broń osobistą oraz kilka granatów i zapas amunicji. Przebrani w cywilne ubrania po odmeldowaniu się u komendanta „Ponurego”udaliśmy się z obozu na Wykusie do Radkowic gdzie dołączył do nas członek miejscowej dywersji pan Andrzej Pomianowski. Po krótkim odpoczynku udaliśmy się lasami do Starachowic gdzie na skrzynce kontaktowej u pani Felicji Wieczorowskiej. Czekaliśmy na przybycie ludzi z miejscowego wywiadu AK celem zapoznania się ze sposobem przeprowadzenia akcji oraz poznania samego Benzina, bo tak nazywał się ów gestapowiec, którego żaden z nas nie miał sposobności znać, ani też widzieć go wcześniej.
Na rozpoznanie terenu wraz z członkiem wywiadu udałem się ja. Za najbardziej odpowiadające miejsce dokonania zamachu ustaliliśmy Piwiarnię znajdującą się na rogu ulicy Marszałkowskiej i krótkiej ulicy, której nazwy nie pamiętam idącej do dworca kolejowego w Wierzbniku. Dlaczego wybrano Piwiarnię? W lokalu tym o oznaczonej godzinie miała się odbyć pod kierownictwem Benzina odprawa konfidentów Gestapo. Wymarzone miejsce – przy okazji może coś więcej uda się z tej „zwierzyny” ubić. Nic dodać – nic ująć. Po ustaleniu tych szczegółów udałem się ponownie na skrzynkę i z każdym z osobna w terenie uzgadniałem zadania. I tak główny trzon uderzeniowy stanowili „Sęp” i „Wrzos”, których zadaniem było otwarcie ognia na wprost do grupy wychodzącej [z Piwiarni]. Ja ubezpieczałem róg ulicy biegnącej od dworca w Wierzbniku, oraz lewą stronę ulicy Marszałkowskiej w kierunku rynku w Wierzbniku. Pozostało wyczekiwanie – najbardziej denerwujące. Wreszcie wpada łącznik:
– Wychodzić, bo lada moment będzie wychodziła dobrana paczka z Piwiarni.
Życzymy sobie wzrokiem powodzenia, a może i pożegnania, bo nic nie wiadomo co może się stać. Wychodzą. „Wrzos” i „Sęp” otwierają jednocześnie ogień z obydwu pistoletów maszynowych. Kilka osób leży na ulicy. Oba pistolety maszynowe zamilkły. Na mój znak wycofujemy się ulicą Kilińskiego i poprzez kilka uliczek Wierzbnika dopadamy Kamiennej. Po przekroczeniu jej w bród udajemy się lasami na Wykus.
Następnego dnia rano do obozowiska na Wykusie przybywa łącznik ze Starachowic i melduje porucznikowi „Ponuremu”:
– Akcja została wykonana, ale główny „zwierz” – wprost w niepojęty sposób ocalał.
Ciężko ranna została żona Benzina (wykończona w późniejszym okresie w Szpitalu w Starachowicach), oraz Jamski, któremu prawdopodobnie amputowano nogę; inni ponieśli pomniejsze uszkodzenia.
Po południu zgrupowanie „Robota” odmaszerowało w koneckie. Zgrupowanie I i III w Góry Świętokrzyskie na Łysicę. W obozie na Łysicy porucznik „Ponury” wezwał mnie i polecił ponownie udać się do Starachowic i bezwzględnie wykonać wyrok na Benzinie, nie ograniczając mnie w czasie, ani też w sposobie wykonania rozkazu.
W prostej linii od Łysicy do Starachowic było około 30 kilometrów. Idąc do Starachowic analizowałem co mogło być przyczyną. W późniejszym okresie podczas ponownego spotkania z „Sępem” i „Wrzosem”, stwierdziliśmy, że przyczyną było zagwożdżenie obu Stenów, o czym mi nie wspominali zaraz po akcji. Wina nasza, bo należało użyć wyłącznie amunicji angielskiej, a nie niemieckiej, bowiem w tej ostatniej było sporo amunicji sabotażowej – szczególnie produkcji polskiej.
W pierwszym dniu doszedłem do Tarczku i zatrzymałem się w domu u Kowalskich. Na drugi dzień rano wraz z Gutkiem Postułą (późniejszy żołnierz z kompanii porucznika „Dzika”) pomaszerowaliśmy do Starachowic. Uzbrojenie nasze składało się z broni osobistej, czyli pistoletów oraz kilku granatów.
Po przybyciu do Starachowic zatrzymaliśmy się na skrzynce kontaktowej u państwa Krychów na ulicy Marszałkowskiej. Pan Krych (jego imienia nie pamiętam) pochodził z Końskich. Żona jego była magistrem farmacji w Aptece Burdy na ulicy Marszałkowskiej.
W trakcie rozmowy [u państwa Krychów] dowiedziałem się, że Benzin jest prawie codziennie po lekarstwa dla leżącej w szpitalu żony – po poprzedniej akcji koło piwiarni. Pani Krychowa w czasie rozmowy mówiła, że jej pragnieniem jest widzieć ≥„rozwalonego” Benzina. Nikt z nas wtedy nie myślał, że pragnienie jej w kilkanaście godzin później spełni się.
Rano nic nie uzgadniając wyszliśmy z „Pestką” celem spenetrowania ulicy. I tu szczęście naraz nam dopisało.
Ulicą Marszałkowską szedł Benzin. Na ulicy kręciło się sporo uzbrojonych Niemców. Trzeba pamiętać, że w tym czasie w Starachowicach przebywała karna ekspedycja. Taka sytuacja nie była sprzyjająca wykonaniu „rozwałki”.
Benzin przechodził w poprzek ulicę Marszałkowską i kieruje swe kroki do apteki – tej w której pracowała pani Krychowa.
Wchodzi.
„Pestka” porywczy pakuje się za nim.
Mnie nic innego nie pozostało jak bezpośrednie ubezpieczenie go. Wchodzę do przedsionka.
Pada strzał. W drzwiach zderzamy się z „Pestką”.
Wyskok na ulicę i wycofujemy się w kierunku ulicy Kilińskiego i dalej przez podwórka i rynek w stronę rzeki Kamiennej.
Przeskok przez tor kolejowy, tuż za nim przez Kamienną.
Przebieg przez teren otwarty i zbawczy las. Spory kawałek biegiem przecinamy drogę Starachowice – Ostrowiec i dalej w las.
„Pestka” opowiada mi jak było.
Po „wparowaniu” do apteki – Benzin stał oparty o balustradę, tyłem do niego.
Pani Krychowa zobaczywszy „Pestkę” zbladła i zapytała czego sobie życzy.
Ten odpowiedział, że prosi o proszek od bólu głowy (w tym czasie popularne były proszki z kogutkiem).
Pani Krychowa podaje. „Pestka” pyta ile płaci? – sięga do kieszeni, błyskawicznie wyciąga pistolet i strzela z bezpośredniej odległości w tył głowy Benzina.
Dalej potoczyło się jak opisałem powyżej.
Szaleńcy mają czasami więcej szczęścia jak przysłowiowego rozumu.
Siadamy w krzakach i odpoczywamy.
Postanawiam wrócić do Starachowic i sprawdzić czy wreszcie udało się. Nie przyszło mi nawet do głowy zapytać „Pestkę” ile miał amunicji w pistolecie? Jak się okazało później miał jej zaledwie trzy sztuki (moja wina, że nie sprawdziłem). Rozstajemy się. „Pestka” odchodzi do Tarczku, ja o zmroku docieram do Starachowic. Na ulicy Kilińskiego zatrzymuję się u sióstr porucznika „Brzozy”. Jedna z nich zdaje się miała pseudonim „Malina” – była łączniczką w oddziale „Grota”. Pytam ich czy Benzin na pewno nie żyje? Uzyskuję twierdzącą odpowiedź. Odetchnąłem. Zebrane panie czczą to butelką wina (widać to na środkowym zdjęciu). Postanawiam dotrzeć do państwa Krychów. Docieram podwórkami, pukam i wchodzę. Pani Krychowa śmieje się i płacze. Opowiada:
Panie, spełniło się moje ciche pragnienie, ale ile ja przeżyłam, tego się nie da opisać ani opowiedzieć.
Jak wszedł ten pan „Pestka” nie wiedziałam co mam robić. W tym czasie na zapleczu apteki na powielaczu odbijano miejscową prasę. Tego nigdy nie przypuszczałam, że tak się zbiegną okoliczności.
Strzał oddany w głowę przeszedł przez nią na wylot tłukąc słoje jakie były na półce z lekarstwami. Zemdlałam. Tamci na zapleczu wyskoczyli zabierając ze sobą powielacz i szczęśliwie wycofali się. Drugi raz w życiu nie chciałabym coś takiego przeżywać. Zaraz wpadło Gestapo, ja leżałam jeszcze zemglona [zemdlona] – ocucili mnie, byłam przesłuchiwana. Wypytywali mnie na miejscu jak wyglądał ten co strzelał i ilu ich było i którędy uciekali? Nic im konkretnego nie mogłam odpowiedzieć, panicznie bałam się o tych co odbijali prasę. Ja panu nie mogłam tego powiedzieć wczoraj wieczorem [o odbijaniu prasy], bo nigdy nie przypuszczałam, że tak się stanie.
Tak przedstawia się z grubsza „rozwałka” Benzina.
Gustaw Postuła „Pestka” w 1944 r. przyszedł do Świętokrzyskiego Zgrupowania Partyzanckiego Armii krajowej „Ponury – Nurt” i walczył z nim do ostatka w kompanii II porucznika „Dzika” . Po demobilizacji z końcem listopada 1944 r. powrócił do domu. W zabudowaniach jego domu została zamelinowana broń. Ktoś sypnął. Przyszli Niemcy i na kilka dni przed wyzwoleniem aresztowali go w domu. Po wyprowadzeniu go z domu zaczął uciekać. Padł po serii peemu na oczach matki. W tym miejscu stoi krzyż.
Spoczywa na cmentarzu przykościelnym w Tarczku koło Bodzentyna.
Sylweriusz Jaworski „Andrzej”, „Strzemię”
W innych źródłach:
Wojciech Borzobochaty, „Jodła”, Warszawa 1988.
We wrześniu 1943 dwuosobowy patrol Kedywu w składzie: „Andrzej” (Sylwester [sic] Jaworski) i „Waldemar” (Gustaw Postuła) wykonał w aptece w Starachowicach wyrok WSS [Wojskowe Sądy Specjalne przy Dowódcy Armii Krajowej i przy Komendantach Okręgów] na szefie gestapo Benzinie.
Zdzisław Domagalski, Wigilia na wygnaniu
[w:] Głos Wolsztyński wydanie specjalne, 1.09.2009.
…Niedaleko nas mieszkał Niemiec, Benzin, który krótko przed II wojną osiedlił się w Starachowicach. Potem wydało się, że był to szpieg niemiecki. Miał żonę Polkę,
która pochodziła z powiatu wolsztyńskiego. Ich syn był w wieku mojego młodszego brata. Benzin z żoną otworzyli w Wierzbinku restaurację niedaleko dworca, naprzeciwko księgarni pp. Lipko. AK wydało na Benzina wyrok śmierci.
Zrobiono zasadzkę. Wieczorem, kiedy wychodził z żoną z restauracji, oddano serię strzałów, ciężko raniąc żonę Benzina. Restaurator wyszedł cało. Wyrok na Benzina
został jednak wykonany w aptece, gdy przyszedł po lekarstwa dla żony.
Naprzeciw apteki było bardzo duże podwórko. Tam bawiliœmy się. Widziałem wychodzących z apteki mężczyzn w jasnych, długich płaszczach. Za chwilę przyjechało gestapo. Dowiedzieliœmy się później, że na rynku w skrzynce na piasek (a takie skrzynki stały przy domach) mieli schowane płaszcze. Tak więc zamienili te jasne na ciemne. Żona Benzina przeżyła i z synem przeniosła się do dzielnicy niemieckiej. Pamiętam też takiego mężczyznę – Polaka, którego kilka razy widzieliśmy, jak jechał na koniu w towarzystwie Niemców. I my, jako chłopcy [autor wspomnień miał wówczas 8 lat], postanowiliœmy też coś zrobić. On miał motocykl, więc poprzecinaliśmy w motocyklu wszystkie przewody elektryczne. Udało nam się. Uznaliśmy ten nasz wyczyn za bohaterski…
Zdzisław Domagalski
Zaproszenie na wystawę
Zespół Placówek Oświatowych w Rogowie wzbogaci się o unikatowe zdjęcia,
dokumenty i wspomnienia Sylweriusza Jaworskiego ps. „Strzemię”, „Andrzej”.
Sylweriusz Jaworski był synem nauczyciela i kierownika Szkoły Podstawowej w Rogowie Stanisława Jaworskiego.
Przez 5 lat i 3 miesiące czynnie walczył z okupantem niemieckim.
Jego dowódcami byli: „Hubal , Lis , Ponury i Nurt.
Krewny Sylweriusza Pan Krzysztof Wasik postanowił podarować oryginalne materiały, kompletowane przez jego wujka szkole w Rogowie.
Pierwsza prezentacja tych muzealnych zbiorów odbędzie się 19 maja 2018 roku w trakcie obchodów
100-lecia powstania szkoły w Rogowie
Sołtys Rogowa Marek Kozerawski