Kapliczka została wykonana przez mieszkańca Mniowa Stanisława Sadzę w 1936 roku. Pierwotnie była usytuowana po drugiej stronie ulicy w pobliżu kuźni Augustyniaka. Po kilku latach jeszcze przed II wojną została przeniesiona obok domu państwa Witczaków. Ponoć to miejsce było dla kapliczki „bardziej godne i okazałe”.
Losy tej kapliczki śledzę od prawie dwudziestu lat, a to dzięki koneckiemu lekarzowi Tadeuszowi Jandule – koledze mojego ojca. Mniów lat sześćdziesiątych XX wieku zawsze kojarzyłem z pokutnym murem i rzężeniem silnika autobusu, który z trudem podjeżdżał pod Raszówkę, by później na złamanie karku zjeżdżać serpentynami Miedzianej Góry. Co to był pokutny mur? Zacytuję fragment książki Tadeusza Janduły:
Trzydzieści sześć morgów księżego pola i zagajnika między rokiem 1924 a 1928 opasano wysokim na 1,5 m i szerokim na 1,5 m kamiennym ogrodzeniem, które u nas w Mniowie nazywamy kamionką. Tyle narosło legend i niezbyt mądrych opowiadań, a dotyczącego tego, prawie 3 kilometrowego muru ułożonego z kamieni zebranych na księżym, kamienistym i nieurodzajnym polu, na który, „brat nie urodził brata”, że jestem zmuszony napisać prawdę o pokutnym murze na Sewerynówce… Jest pewnym paradoksem to ogromne zainteresowanie pokutnym murem, które trwa do dziś, pomimo, że nie ma po nim śladu. Spadkobiercy Kazimierza Witczaka, właściciela Sewerynówki już od przeszło 20 lat, pole przylegające do kieleckiej szosy sukcesywnie sprzedają na działki budowlane, a wszystkie kamienie opasujące niegdyś księże pole zużytkowano na fundamenty, na budowę obiektów gospodarczych czy poprawę dróg…
Nie piszcie, że kamienie zbierali parafianie za pokutę zadawaną przez ks. Wielickiego za przekroczenie jednego z X Przykazań. Którego? To niech się czytelnik domyśli, bo ja tylko podpowiem, że nie VII… Takich murów jak ten księżowski pokutny mur jest w Mniowie i okolicy co najmniej kilkadziesiąt kilometrów. Takim samym murem ogrodzone było pole Władysława Podlewskiego, Stanisława Plecha, Franciszka Dąbrowskiego, cały Tomalów Gozdek i pole za Sewerynówką, całe Podlesie, pole Stanisława Szustaka i Władysława Bednarczyka na Pogłodowie. Wszystko ogrodzone było kamieniami! Kamiennymi murami otoczone były pola za Raszówką, pola i pastwiska pod Jaźwinami, pastwiska kolonijskie. Tych kamieni było tak dużo, że dodatkowo, nieraz pośrodku pola zakładano ogromne zwałowisko kamieni także nazywane kamionkami. Każdy mur ułożony wzdłuż kieleckiej drogi zastępował płot i i był prawie naturalnym ogrodzeniem chroniącym księże pole i pola innych gospodarzy przed krowami i owcami przepędzanymi drogą na pastwiska. Ochraniał także księże pole i łąki przed wypasaniem i szkodami, jakie mogliby uczynić ludzie.
Ksiądz Jan Wielicki z godnością pełnił swoją kapłańską posługę w parafii. Był człowiekiem ambitnym i honorowym. Nigdy nie pozwoliłby sobie, aby za pokutę zadaną na spowiedzi, a spowiedź jest Sakramentem! Kamienie na księżym polu zbierali parafianie, których poprosił proboszcz o tą gospodarska przysługę. Jedni czynili to z przyjaźni dla księdza za „Bóg zapłać”. Drudzy z wdzięczności, że proboszcz zawsze użyczył samochodu, gdy była nagła potrzeba przewiezienia do lekarza lub do szpitala dziecka lub rodzącej. Jeszcze inni zbierali kamienie po prostu dla zarobku, gdyż gospodarz był hojny i dobrze płacił za dobrze wykonaną pracę. Dużo wysiłku w zbieranie kamieni na księżym polu włożyli parafianie z Rogowic. Zwłaszcza jesienią, po zakończeniu prac w polu przyjeżdżali całymi rodzinami, własnymi końmi i z własnym sprzętem. Pracowali ciężko i wydajnie, sami układali kamionkę; ich pola były nie mniej kamieniste, więc radzili sobie z fachowym układaniem kamieni. Ksiądz proboszcz serdecznie im dziękował za trud włożony w uprawę pola i powiedział z ambony: „Jak wiecie jestem słabego zdrowia i nie chodzę po kolędzie. ale do moich parafian z Rogowic co rok przyjdę! Niech nikt nie szykuje mi kolędy, a młodzież niech się przede mną nie ukrywa, gdyż nie będę pytał ani pacierza, ani katechizmu!”. Czasami kamienie zbierały dzieci przychodzące na „nauki”; na pole przyprowadzał je organista Stefan Laskowski. Z pewnością zbierały kamienie na księżym polu młode pary narzeczonych , które niebawem w sobotnie popołudnie miały zamiar wybrać się do księdza, aby dać na zapowiedzi. Młodzi uważali, że kilka dni, które spędzą na księżym polu przy zbieraniu kamieni, wpłyną pozytywnie na wynik egzaminu z pacierza i katechizmu. I pewnie tak było i nie jest to bynajmniej powodem do wstydu, a raczej dobrze świadczy o chrześcijańskiej cnocie roztropności u narzeczonych.
A jak „smakowicie” została opisana jazda przedwojennym autobusem: Kielce – Radoszyce – Sulejów – Piotrków – Łódź; proszę przeczytać.
W 1998 roku moje wydawnictwo AVANT GARDE wydało książkę Tadeusza Janduły Ocalić od zapomnienia [3 tomy]. W książce czytelnik znajdzie również kilkaset doskonałych rysunków Mariana Chochowskiego w tym kilkadziesiąt rysunków kapliczek i krzyży przydrożnych z okolic Mniowa.