Tajemnica Kamiennego Krzyża Greinera

Leśniczówka Kamienny Krzyż. Domownicy i goście - lata trzydzieste XX wieku [zbiory KW]

Leśniczówka Kamienny Krzyż położona jest w odległości 3 km. od Końskich, przy trasie do Wąsoszy. Przydrożny, kamienny krzyż można łatwo przeoczyć. Usytuowany między drzewami, sam niemal przyjął ich kolor. Otaczający go kamienny mur również obrósł już mchem i wtopił się w otoczenie. Na krzyżu widoczna jest, odnawiana przez kogoś, sentencja: Fondator będący Nadleśny Francisek Greiner i Franciska Zona jego prosą O zdrowaś Maryia Anno 1849.

W latach trzydziestych i na początku czterdziestych, gospodarzem leśniczówki był Zygmunt Janiszewski z żoną i córkami. Jedna z nich, Halina, na początku lat czterdziestych, plewiąc rabatkę otaczającą krzyż, znalazła zalakowaną butelkę. W środku znajdowały się dokumenty i zdjęcia. Zygmunt Janiszewski od razu rozpoznał na nich żołnierzy oddziału majora Hubala, którzy kilkakrotnie gościli w jego leśniczówce.

Hubalczycy... wśród ośmiu żołnierzy, stoi dorosła kobieta, Maria Laskowska-Kaczmarczyk i dziewczynka, Franciszka Tkacz. Obydwie są w opoczyńskich strojach. Dedykacja na zdjęciu brzmi: Jurkowi na pamiątkę styczeń 1941 r., oraz dwa nieczytelne podpisy [zbiory KW]

Na odwrocie grupowego zdjęcia, na którym wśród żołnierzy stoi dowódca oparty o sanie, znajduje się dedykacja: Jako pamiątka wspólnej i szarej służby w Anielinie u Marysi Sokołowi Koledzy.

Na drugim, wśród ośmiu żołnierzy, stoi dorosła kobieta, Maria Laskowska-Kaczmarczyk i dziewczynka, Franciszka Tkacz. Obydwie są w opoczyńskich strojach. Dedykacja na zdjęciu brzmi: Jurkowi na pamiątkę styczeń 1941 r., oraz dwa nieczytelne podpisy. Obecność na tym zdjęciu ppor. Zygmunta Morawskiego, stojącego wśród podoficerów, może sugerować, że jest to jego pluton. Może, ale nie musi.

Kiedy i kto mógł „zdeponować” pod krzyżem tą przesyłkę? W butelce znajdowały się jeszcze inne zdjęcia oraz dokumenty. Poza tymi dwoma, leśniczy Janiszewski przekazał wszystko po wojnie komuś w Warszawie [prawdopodobnie KW]. Nie wiadomo jednak komu. Kim był właściciel zdjęć?

W oddziale majora Hubala było dwóch „Sokołów”: Józef Woźniak i Jerzy Szkodziński.
Dedykacje umieszczone na zdjęciach wskazują na Jerzego Szkodzińskiego „Sokoła”, mieszkańca Radoszyc. Szkodziński wstąpił do oddziału 27 października 1939 roku, podczas pobytu oddziału w Zychach, oddalonych od Radoszyc zaledwie 4 kilometry. Razem z nim do Zych trafił jego szwagier podporucznik Marek Szymański „Sęp” z Końskich, starszy szeregowy Marian Kaczorowski „Gruszka” z Radoszyc, plutonowy Franciszek Głowacz „Lis” i Marianna Cel „Tereska” z Bud.

Po definitywnym rozwiązaniu Oddziału Wydzielonego 25 czerwca 1940 roku, żołnierze majora Hubala, nadal związani byli z konspiracją. Jesienią 1940 roku plut. Franciszek Głowacz „Lis” na rozkaz por. Jana Stoińskiego „Brzozy”, komendanta ZWZ w Końskich zorganizował oddział dyspozycyjny do zadań specjalnych. Jego zadaniem było poszukiwanie i gromadzenie broni, odbieranie zrzutów lotniczych, wykonywanie wyroków na konfidentach, nakazane działania dywersyjne i inne zadania zlecone.

Kamienny Krzyż Greinera ma swoją tajemnicę

W skład grupy dowodzonej przez Głowacza wchodzili: kpr. Jerzy Szkodziński „Sokół” z Rzucowa – hubalczyk, kpr. służby stałej Antoni Pękala z Pilczycy – hubalczyk,
Stanisław Pękala z Pilczycy, Jan Bąk „Zabilski” z Radwanowa, Antoni Boruń z Serbinowa k. Bliżyna – hubalczyk, Zbigniew Proskurnicki „Ketling” z Końskich.

Jednym z ich pierwszych zadań, w połowie grudnia 1940 roku, miało być ubezpieczenie „kosza” zrzutowego w rejonie Cis koło Furmanowa, gdzie miał nastąpić odbiór zrzutu do kraju, odwołanego w ostatniej chwili z powodu niewystarczającego zasięgu bombowca „Whitley”, wyznaczonego do lotu. Dwaj ludzie z tej grupy dokonali w lutym 1941 roku, pierwszą w tym obwodzie, egzekucję zdrajców. W Reczkowie zlikwidowano Bolesława Łopuszańskiego, a w Skotnikach Józefa Szkiełkę, skazanych na karę śmierci przez konspiracyjny sąd za zdradę organizacji skotnickiej.

Na jednym ze zdjęć figuruje data „styczeń 1941 r.”. Wg oświadczenia Mirosława Głowacza, syna Franciszka, jeden z nieczytelnych podpisów należy do jego ojca. Można więc pokusić się o wniosek, że to właśnie „Lis” mógł podarować zdjęcia Szkodzińskiemu.

Grupa Franciszka Głowacza działała do wiosny 1941 roku. Jej upadek zaczął się od aresztowania w Łopusznie Antoniego Pękali, który nie wytrzymał okrutnego śledztwa na gestapo i podał znane sobie adresy. Nie wiadomo, czy zmarł w wyniku śledztwa, czy został zamordowany na gestapo w Łopusznie. Na podstawie uzyskanych od niego informacji, już wkrótce koneckie gestapo aresztowało Antoniego Borunia. Z więzienia w Końskich przekazany został do więzienia w Radomiu, a stąd 15 września 1941 roku wysłany został do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu (nr. obozowy – 20754). Zginął 23 maja 1942 r.

Jerzy Szkodziński aresztowany został z bronią w ręku w połowie 1941 roku przez koneckie Gestapo. Na interwencję, współpracującego już z Gestapo, Maksymiliana Szymańskiego „Relampago” został mimo to zwolniony. Wykupił się za obietnicę współpracy z okupantem. Nie był zresztą jedynym w rodzinie. Na współpracę z Niemcami poszedł również jego przyrodni brat, Leszek Kaczorowski „Gruszka”, również żołnierz oddziału majora Hubala i ojczym Szkodzińskiego, Kaczorowski. Tak na niego jak i obydwóch Kaczorowskich podziemny sąd wydał wyrok śmierci. Wszystkim trzem udało się jednak uniknąć kary. Zostali wysłani w inny teren i podobno przeżyli wojnę. Ich dalsze losy do dziś nie są znane.

Wróćmy jednak do tajemnicy „gerinerowskiego krzyża”. Trudno jest jednoznacznie określić, kto mógł umieścić pod nim zalakowaną butelkę. Czy zrobił to sam Szkodziński, jeszcze przed aresztowaniem go wiosną 1941 roku, udając się na jakąś akcję lub po aresztowaniu Antoniego Pękali, ponieważ nie chciał mieć przy sobie obciążających dowodów? Czy jednak materiały ukryte pod krzyżem przekazane w ręce gestapo nie były by najlepszym dowodem jego chęci współpracy z okupantem? Może jedynie nie miał okazji ich wydobyć? A może umieścił je tam ktoś inny, kto odebrał je Szkodzińskiemu? W tych okolicach przechodził również Franciszek Głowacz, który po rozbiciu oddziału dalej działa na własną rękę „kmicicowymi” sposobami nękając Niemców. Może to on umieścił butelkę w tym miejscu, chcąc wydobyć dokumenty, kiedy nadejdzie spokojniejszy czas?

Tego nie dowiemy się już chyba nigdy. Z grupy Franciszka Głowacza wojnę przeżył jedynie Stanisław Pękala, ale i on zmarł w 1950 roku. Czy jednak wiedział coś o nadanej „butelkowej” przesyłce?

Tajemnica „greinerowego krzyża”, choć trochę rozjaśniła się, nadal pozostała tajemnicą i taką już pewnie pozostanie?

Specjalnie dla Końskie.org.pl napisał Jacek Lombarski

W artykule wykorzystano następujące materiały:
– M. Klusek, Fotografia ziemi wydarta, „Słowo Ludu” 21.09.1988
– Z. Wroniszewski, Końskie i powiat konecki 1939-1945, tom 2 i 3, Końskie 2005
– Księga Pamięci, praca zbior. pod red. Franciszek Piper, Tom 1, Warszawa-Oświęcim 2006
– Krzysztof Woźniak, Wąsosz k. Konskich, Leśniczówka Kamienny Krzyż, www.konskie.org.pl
– Zbiory własne autora