Wąsosz Nowiny k. Końskich, małe getto. Dwie relacje

Wąsosz Nowiny, po lewej stronie w czterech chałupach znajdowało się getto. Fragment drogi był przedzielony wzdłuż płotem. Fot. KW.

Wąsosz Nowiny, po lewej stronie w czterech chałupach znajdowało się getto. 
Fragment drogi był przedzielony wzdłuż płotem. Fot. KW.

W czasie okupacji hitlerowskiej okupanci zorganizowali we wsi niewielkie getto, w którym zgromadzono okolicznych Żydów, używając ich do prac leśnych. Znalazł się wśród nich wraz z rodziną ostatni właściciel (lub dzierżawca) fryszerki Blumenzweig. Wszystkich wywieziono w roku 1943 [sic! – zdecydowanie 1942] do któregoś z miejsc zagłady.

Tak niewiele wiadomości zawarł w artykule Wąsosz autor Andrzej Fajkosz. Więcej informacji uzyskałem od naocznych świadków historii, mieszkańców Nowin:

Relacja I

Mieszkaliśmy z matka i dwoma młodszymi siostrami w Nowinach. Na początku 1939 roku miałem dziewięć lat. Ojciec wyjechał ma początku wojny na roboty do Rzeszy. Pracował w Szczecinie, w fabryce produkującej meserszmity. Niepiśmienny chłop został szlifierzem. Szlifował wały korbowe – cztery na zmianę. można było więcej, ale Niemcy nie pozwalali:
– Słuchaj Stefan. Ty wyjedziesz, a my będziemy musieli szlifować więcej sztuk.
Niewielką część pieniędzy wysyłał do domu. Zdarzały się też paczki z drobnymi upominkami.

Zachował się list „z robót” mieszkańca Wąsoszy:

List „z robót” mieszkańca Wąsoszy. List w kolekcji KW.
List „z robót” mieszkańca Wąsoszy. List w kolekcji KW.

Dnia 1 marca 1943 roku
Wpierwszy Słowach mojego listu Niech 
bedzie pochwalony Jezus Hrystusz.
Kochani Rodzice unas nic nowego
nie słychać jezdeśmy zdrowi
cego i wam życzymy Kochani
Rodzice wysyłam wam paczke
dla Mamusi laczki i dla
Tatusia laczki i fajke i tabake
i dla Kazia organki ale tą
paczke wysyłam najpierw
do Zygfrydzia a on wyśle do
was bo odnas do protektoratu
paczka nie pujdzie a on
ją wyśle do was i kochani
Rodzice czyście otrzymali 50 marek
to odpiszcie to wam wysle
nazat 50 marek i jak
otrzymacie paczke to mi
zaraz odpiszcie Pozdrawiamy
was mile oba ze Syl…
Tatusia Mamusie i Kazia
i Wojów Miasów i Wojów Atków
Wojów Włatków i Stryjna Bolkowa
Dowidzenia
Do miłego zobaczenia
[Zachowałem oryginalną pisownię KW]

Ciężko było. Mama była chora. Przychodził czasami ktoś z rodziny do pomocy. Pamiętam wujka, który brzytwą rozcinał zapałki na części, by więcej starczało i sąsiadów przychodzących po żar i drewienka z paleniska. Gdy w naszej chałupie było już ciepło i pyrkała zupa, oni dopiero zaczynali krzątaninę. Do szkoły nie chodziłem; nie było czasu – zajmowałem się domem i pomocą mamie. Wykształcenie podstawowe i średnie uzupełniłem dopiero po wojnie.

Getto w Nowinach urządzili szybko. Cztery rodziny: Basiaków, Piekarskich, Nowaków i Młodawskich dostały na opuszczenie domów po kilka godzin. Zabrali żywy inwentarz, zgromadzone plony, spakowali dobytek i do najbliższej rodziny.

Do ogrodzenia getta wykorzystali istniejące już płoty. Uzupełniono słupami z wysoko zawieszonym drutem kolczastym (2-2,5 m). Getta pilnowało kilku uzbrojonych w pałki wyznaczonych przez Niemców policjantów żydowskich. Wszyscy nosili opaski z gwiazdą Dawida.

W czterech chałupach i zabudowaniach gospodarczych przebywało kilkadziesiąt osób – dokładnej liczby przebywających Żydów nie udało się ustalić. Nie wystawali przy ogrodzeniu, nie szukali kontaktu z Polakami. A może takie przypadki były? Ja o nich nie słyszałem. Codziennie w dni robocze chodzili do prac – mówiło się: do lasu, prawdopodobnie podzieleni na kilka grup. Pamiętam, że pracowali przy wyrębie drzew, karczowaniu, w leśniczówkach. Między innymi w leśniczówce Kamienny Krzyż przy pieleniu grządek, sadzili drzewka owocowe, przy pracach porządkowych w polu i w sadzie. Pracujących pilnowali żydowscy policjanci.

Okolice leśniczówki Krzyż Greinerowski. W tych okolicach pracowali Żydzi z getta Wąsosz Nowiny. Fot. KW.
Okolice leśniczówki Krzyż Greinerowski. 
W tych okolicach pracowali Żydzi z getta Wąsosz Nowiny. Fot. KW.

Jeden fakt był uderzający. W niedzielę Żydzi małymi grupkami chodzili do źródełka do Mościsk. Po wsi nie chodzili, nie zbaczali z drogi, tylko po wodę do źródełka i z powrotem. Miejscowi wierzyli w cudowną moc źródełek. To i okoliczne pomagały na choroby, na bezpłodność. U mojego ojca na polu też biło źródełko.

Wszystko popsuła niedawno wybudowana studnia głębinowa. Takie czasy. Po wsi chodziły plotki, że zgromadzono najbogatsze rodziny żydowskie z Końskich i okolicy. Dopiero po wojnie wywnioskowałem, że dotąd ich trzymano w tych „cieplarnianych” warunkach, dokąd płacili administracji niemieckiej złotem, brylantami i innymi kosztownościami… Czy była to prywatna inicjatywa miejscowych niemieckich notabli?

Pamiętam dzień wywózki. Ciepło było, lato w pełni. Przyszło dwóch umundurowanych Niemców z karabinami. Nie było płaczu, oporu, rwetesu… Kilkudziesięcioosobowa kolumna Żydów eskortowana przez dwóch Niemców i kilku policjantów żydowskich wyruszyła w stronę Końskich. Zapamiętałem walizki, nie mieli tobołów, plecaków – mieli walizki Po krótkim marszu dotarli na stację kolejową, gdzie załadowano ich do jednego wagonu, większego składu wagonów towarowych. Ostatnich upychano kopniakami policjantów żydowskich. Tak to zapamiętałem, chłopak wiejski, który jako jeden z niewielu widział Ich ostatnią drogę. Nasze życie musiało toczyć się dalej. Ciężko było.

Wspominał Ryszard Kusztal, rocznik 1930.

Wąsosz Nowiny, zachowana chałupa położona naprzeciwko getta. Fot. KW.
Wąsosz Nowiny, zachowana chałupa położona naprzeciwko getta. Fot. KW.

Wąsosz Nowiny, zachowana chałupa położona naprzeciwko getta - sielski obrazek. Fot. KW.
Wąsosz Nowiny, zachowana chałupa położona naprzeciwko getta – sielski obrazek. Fot. KW.

Relacja II

Pewnego okupacyjnego dnia przyszedł do nas wójt Jankowski z Pomykowa (w Pomykowie była gmina), przyprowadził „starszego” od Żydów [dopytywałem co do użytego słowa „starszy” – mogło to dotyczyć i wieku i funkcji]. Wójt rzucił mi pieniądze na stół, parę groszy mi tam rzucił. A ja pytam:

To gdzie ja pójdę z dzieckiem małym? Jego nie obchodzi. Poszłam z dzieckiem, mężem i z mamą staruszką do mojego teścia, na górkę. Mieszkaliśmy tam do miesiąca. Taki okres przebywali w naszej chałupie Żydzi.

Starsza pani potwierdziła, że mieszkańcy czterech chałup musiały się wyprowadzić: Młodawskich, Piekarskich, Basiaków i Nowaków. Nie było specjalnego ogrodzenia. Dodatkowo przegrodzona była droga, na linii wschód – zachód. Były dwie bramy przez, które wychodzili do roboty. Polacy chodzili drogą od strony południowej. Pani Anna gestykulując pokazuje mi:

Polacy chodzili tędy, a Żydzi chodzili tędy. Oni mieli taki płotek. Pilnowali ich żydowscy policjanci. Chodzili z nimi do pracy do lasu, do sadzenia lasu, koło źródełka, koło miejsca zwanego Mościska.

Była wiosna, mógł być maj [dalsza część rozmowy wskazuje raczej na jesień]. Ja chodziłam do szkoły na starej wsi z Żydówką, przyjeżdżała z getta z Końskich. Kiedyś przyszła i powiedziała: Hanuś, co możesz to ty daj moim rodzicom, cokolwiek. Ja ci się odwdzięczę. [Rodzice przebywali w getcie w Nowinach]. Zapamiętałam prośbę o gruszki. Dlaczego zapamiętałam te gruszki?

Tu przyszło wspomnienie, jak wyglądało umeblowanie mieszkania:

Dookoła w chałupie wypełniały łóżka piętrowe. Mieszkali tylko w chałupie. Po izbach nie chodziłam. U mnie to ich było ze 30 Żydów. Blumenzweig z rodziną mieszkał w Starej Wsi w budynku szkoły. Miał troje dzieci Salkę, była z tego roku co i ja [1917], Rachelkę i Wewcia [syna – najstarszy z rodzeństwa].

We fryszerce, której właścicielem był Blumenzweig pracowały wszystkie chłopy ze Starej Wsi. Chłopy miały robotę. Werens woził żelazo z Końskich. To znowu chłopy drugie tłukły. Brajtownik [kowal?] był i brajtował [pani Anna nie wie co to oznaczało, ja też nie znalazłem znaczenia tego wyrazu]. W getcie widziała żonę Blumencwajga. Jego nie widziałam. U mnie [w chałupie] w spiżarce był żydowski posterunek. Spali w pokoju, w kuchni nie było łóżek.

Druga relacja to wspomnienia pani Anny Młodawskiej, rocznik 1917, z którą rozmawiałem w Końskich w dniu 13.09.2012 r. Pani Anna jest najstarszą mieszkanką wsi: Nowiny, Ostre Górki, Zarowie, Stara Wieś, Przymiarki tworzących dzisiejszą wieś Wąsosz.

Co do pierwszej relacji to muszę dodać, że pan Ryszard opowiedział mi jeszcze jak to granatowa policja przegoniła obóz cygański rozłożony nad rzeką, ale to już temat na inny artykuł.

Relacje i list w zbiorach KW