Prezentujemy artykuł Karen Milstone Amato
(tłumaczenie Bartłomiej Woźniak)
English version below
nazwana na cześć matki Emanuela.
Z prawej strony: Herszel, nazwany na cześć ojca Emanuela.
W 2006 roku odwiedziłam Końskie, chcąc odnaleźć ślady mojego żydowskiego dziedzictwa i połączyć się z przeszłością mojej rodziny. Jedynym znakiem, że jakikolwiek Żyd mieszkał w tym mieście była tablica upamiętniająca mord 22 Żydów na rynku miejskim w 1939 roku. Niemożliwym było wyobrażenie sobie sceny z czasów wojny z ciałami porozrzucanymi na placu. Niemożliwe było również wyobrażenie sobie życia żydowskiej społeczności w przedwojennych Końskich. Niezdolna do odnalezienia miejsc gdzie moi przodkowie świętowali simchas [uroczystość, specjalna okazja] i opłakiwali swoich zmarłych, opuściłam Końskie z uczuciem niespełnienia.
Po powrocie do domu zagłębiłam się w historię mojej rodziny i żydowskiej społeczności w Końskich. Przed moją wizytą szukałam istotnych zapisków, teraz stało się to moją obsesją. Spędziłam następne sześć lat przekopując się przez akta urodzeń, ślubów i śmierci, z których udało mi się złożyć obszerną kronikę rodzinną. Zanurzając się w pamiętnikach, księgach Yizkor [księga upamiętniająca społeczność Żydowską zniszczoną przez Holokaust], czasopismach, dokumentach i powiązanych stron internetowych, dowiedziałam się, że żydowska społeczność w Końskich liczyła około 6500 osób, co stanowiło więcej niż połowę mieszkańców miasta w 1939 roku. Podczas Holokaustu byli oni stłoczeni wraz z Żydami z okolicznych miast w koneckim getcie. Ci, którzy nie zmarli z powodu chorób czy głodu, nie zostali zastrzeleni w łapankach byli wreszcie wywożeni do obozu zagłady w Treblince.
Odkryłam również artykuł o grupce polskich studentów, szukających „głęboko zakorzenionej żydowskiej społeczności [Końskich]” [1]. Niezdolni do znalezienia pozostałości, uczniowie wraz ze swoim nauczycielem poprosili o ekspertyzę historyka – amatora, Krzysztofa Woźniaka. Ja również chciałam skorzystać z badań pana Woźniaka, więc odnalazłam jego stronę i skontaktowałam się z nim.
Tak więc, w 2012 roku, odwiedziłam Końskie ponownie. Z panem Woźniakiem u boku i zapiskami w mojej ręce, ślady żydowskiej społeczności – choć bardzo słabe – zaczęły się pojawiać.
Dnia 20 kwietnia, 1869 roku, moi pra-pra-pradziadkowie, Herszel i Bajla Dyna Milsztajn, ogłosili przybycie chłopca. Po bris dziecka [rytualne obrzezanie], Herszel udał się do koneckiego ratusza w celu zarejestrowania faktu urodzin jego pierworodnego syna, Emanuela. Emanuel dorastał w Końskich wraz z rodzicami, siedmiorgiem rodzeństwa i wieloma krewnymi. Tutaj uczestniczył na Talmud Torah [wspólnota szkolna ucząca dzieci hebrajskiego, Biblii oraz żydowskiej historii], tutaj uczęszczał do synagogi, tutaj przestrzegał Shabbes i uczestniczył w żydowskich świętach, tutaj świętował swoją bar mirsvah.
Emanuel opuścił Końskie niedługo po śmierci swojego ojca w 1894. Ożenił się w tym samym roku i osiedlił w Łodzi, na północ od swojego rodzinnego miasta. Większość z rodzeństwa Emanuela zostało w Końskich, gdzie założyli swoje rodziny. Jeden z braci, Josek, był właścicielem sklepu żelaznego na ulicy Jatkowej. Był aktywnym członkiem żydowskiej społeczności w Końskich [2].
Po podzieleniu się tymi faktami z panem Woźniakiem, w mieszkaniu gdzie się spotkaliśmy pokazał mi kilka fotografii żydowskiego cmentarza w Końskich, zrobione w 1940 roku. Uderzył mnie niepowtarzalny i zawiły styl niektórych z płyt nagrobnych, szczególnie skomplikowana płaskorzeźba ptaka pośród rozwianych gałęzi. Wiele nagrobków było udekorowanych tradycyjnymi symbolami, każdy związany ze zmarłą osobom. Były też obrazy książek reprezentujących mądrość oraz pudła tzedakahi symbolizujące hojność. Jednym z najczęściej spotykanych symboli był złamany świecznik świadczący o przedwczesnym końcu duchowego życia kobiety. Podczas gdy ja podziwiałam zdjęcia nagrobków, oko mego męża powędrowało na pokaz slajdów odbywający się na komputerze pana Woźniaka.
– Milsztajn! – zawołał. Nie mogliśmy uwierzyć, że pośród setek zdjęć z kolekcji pana Woźniaka, fotografia domu Joska Milsztajna, mojego pra-wujka, pojawiła się na ekranie komputera akurat w tym momencie. Wpatrując się ze zdumieniem w fotografię zrobioną w 1942 roku, zauważyliśmy nie najlepszy stan domu Joska w getcie. Nie pasujące okiennice oraz łatany dach. W ponurej próbie upiększenia rozpadającego się budynku, dwie małe doniczki zostały postawione na parapecie. Zastanawiałam się nad tożsamością kobiety stojącej obok okna i czy zdawała sobie sprawę, że jej rodzina będzie wkrótce deportowana i zamordowana.
Pan Woźniak wyjaśnił, że w 1942 roku, naziści włożyli wiele trudu w tworzeniu szczegółowych zapisów dotyczących żydowskich domów, które miały zostać zniszczone; jeden z nich należał do Joska. Wiedząc, że ani dom, ani jego mieszkańcy nie przeżyli, i że ta fotografia jest jedynym co pozostało, odkrycie to stało się jeszcze bardziej przejmujące.
Wyruszyliśmy na poszukiwania reliktów żydowskiej społeczności, pan Woźniak poprowadził nas brukowaną ulicą, która biegła wzdłuż ściany cmentarza.
Nagle uderzyło mnie, że podążamy tą samą ścieżką, którą moi krewni przemierzyli w celu pogrzebania mojego prapra dziadka. Co sprawiło doświadczenie jeszcze bardziej potężnym, było uświadomienie sobie dziwnego zbiegu okoliczności. Herszel zmarł w czwartek, 26 lipca 1894 roku. Jego pogrzeb odbył się nazajutrz, przed nadejściem szabatu. Dokładnie tego samego dnia w 2012 roku, tylko kilka godzin przed rozpoczęciem szabatu było w rzeczy samej podążanie śladami moich przodków. W ciszy, która nas otaczała, zmusiłam się aby usłyszeć echa przeszłości: stukot kopyt konnych dorożki, które wiozły ciało Herszela, mruczenie psalmów śpiewanych przez starszych braci Herszela. Rabbi Jakub Milsztajn, uduchowione modlitwy jego młodszego brata, Mordka, oraz płacz 3 synów Herszela i jego dwóch córek idących ramię w ramię z matką, Bajlą Dyną [3].
W tym momencie zadumy poczułam ulotne połączenie z moimi przodkami.
Gdy zbliżaliśmy się do terenu cmentarza, pan Woźniak wyjaśnił że podczas Holokaustu w getcie brakowało żywności. Aby przemycić dodatkowe racje Żydzi udawali, że idą na pogrzeb poza obszar getta. Ostatecznie Niemcy złapali tych Żydów jak również polskich współsprawców kładąc kres tym praktykom. Niemcy zmusili grupy Żydów i Polaków do zniszczenia nagrobków na cmentarzu żydowskim, używając później ich do budowy brukowanych dróg. Po wojnie Polacy użyli pozostałych kamieni jako materiał budowlany. Pan Woźniak wskazał dom w oddali zbudowany właśnie z tych pozostałości. Przygnębiającym było uświadomienie sobie tego, że fragmenty żydowskich nagrobków, łącznie z tymi należącymi do członków mojej rodziny, zostały beztrosko porozrzucane wśród budynków Końskich.
Zatrzymaliśmy się, gdzie w przeszłości stała brama, świadomi tego, że pozostało niewiele. Wiedza ta mimo wszystko nie mogla przygotować mnie na rozczarowanie które doznałam w tamtym momencie. Pan Woźniak wskazał na betonowy płot i żelazną bramę blokujące dostęp do terenu cmentarza, gdzie został wybudowany motel. Nie pozostał żaden dowód istnienia żydowskiego cmentarza w tamtym miejscu.
Marzyłam o odkopaniu przynajmniej odłamka żydowskiego nagrobka, tak jak to miało miejsce w pobliskim Żarnowie i Inowłodzu. Wierzyłam, że odkryję płaskorzeźby z tradycyjnymi symbolami, oznaczającymi życie w skrócie. Złamane drzewo – które z pewnością zdobiło nagrobek Herszela, który przecież zmarł w wieku 48 lat. Ale nie znalazłam żadnego śladu pięknie zdobionych nagrobków które tak niedawno podziwiałam na fotografiach pana Woźniaka.
Podczas naszej podróży po Polsce dowiedzieliśmy się że liczne miasteczka i miejscowości wystąpiły z inicjatywą ochrony żydowskich cmentarzy. W Końskich jednak pojawiły się problemy z podjęciem takiej inicjatywy. Pan Woźniak powiedział nam, że pewnego dnia miasto może wybudować monument z fragmentów nagrobków jeszcze nie zgromadzonych. Pomnik mówił by, że to miejsce było kiedyś świętym miejscem, gdzie Żydzi grzebali, opłakiwali i oddawali honory tym, którzy przybyli przed nimi. Ten mały gest wraz z ochroną terenu samego cmentarza, pomnik zmusiłby ludzi do zatrzymania się i poznania żydowskiej historii miasta. Ponadto uczciło by pokolenia Żydów, którzy odgrywali ważną rolę w Końskich.
Zostawiając to ponure miejsce za nami, poszliśmy ulicą, która kiedyś łączyła cmentarz z synagogą mijając miejsca, gdzie Żydzi mieli dawniej sklepy żelazne, fabryki wyrabiające cegły, domy. W dawnym Talmud Torah na ulicy Bóźniczej, gdzie niektórzy z moich krewnych zapewne uczyli się, tu zwróciłam uwagę na rowek we framudze, gdzie kiedyś była umieszczona mezuza.
Poszliśmy dalej dawną ulicą Bóźniczą, zatrzymując się na parkingu przed supermarketem. Byłam zdumiona gdy dowiedziałam się że tutaj stała synagoga zanim nie spalili i zburzyli jej Niemcy w 1939. Nic dziwnego że nie znaleźliśmy tego miejsca podczas naszej pierwszej wizyty w Końskich; nie było tam niczego, co wskazywało by na to, że Żydzi zbierali się tutaj i modlili od ponad 150 lat. Kupujący zajęci własnymi sprawami, prawdopodobnie nieświadomi, tak jak my wcześniej byliśmy, wagi tego miejsca. Znana z unikatowej drewnianej fasady, kopuły oraz misternie zaprojektowanej bimy synagoga była jednym z najbardziej historycznych zabytków – sercem żydowskiej społeczności i źródłem wielkiej dumy [4].
Ślub moich prapradziadków, Herszela Milsztajna i Bajli Dyna-Rozen odbył się tutaj w 1865. Zgodnie z dokumentem potwierdzającym ślub, Rabbi Staszewski, głowa żydowskiej społeczności, udzielał ślubu, a Icek Wajsman, shames, był jednym ze świadków. Wielu krewnych, którzy żyli w Końskich od pokoleń, uczestniczyli w tej specjalnej okazji [5]. Teraz, pośród zgiełku klientów i ich samochodów, było dla mnie niemożliwym wyobrazić sobie Herszela i Bajli Dyna stojących pod ich ślubnym chuppah.
Kontynuując nasze poszukiwania przeszliśmy obok ratusza, gdzie Herszel złożył akt urodzenia się dziecka. Na placu po drugiej stronie ulicy, niegdyś ośrodkiem żydowskiego życia, znaleźliśmy płytę którą widzieliśmy sześć lat wcześniej. Pan Woźniak wyjaśnił, że podczas pierwszych tygodni wojny, kilku Niemców zostało zabitych niedaleko Końskich. Niemieccy żołnierze rozkazali Żydom wykopać groby dla ciał żołnierzy, wszystko to podczas bicia kolbami karabinów i listwami wyrwanymi z pobliskiej bramy. Kilku Żydów próbowało uciekać z placu, wielu zostało przy tym zabitych [6]. To odtworzenie zdarzeń pogłębiło moje poczucie zrozumienia tego co wydarzyło się tutaj 12 września 1939 roku. Ponadto odkryłam w swoich badaniach, że niektórzy z moich krewnych mieszkali tam, gdzie odbyła się strzelanina. Zdając sobie sprawę, że mogli oni być wśród zabitych Żydów, poczułam wpływ tragicznych strat na koneckim rynku jeszcze bardziej dotkliwie.
Pan Woźniak zaprowadził nas potem do pałacyku, który gestapo zajęło na swoją siedzibę w 1939 roku. Za tym budynkiem znajdował się przepiękny park do którego podczas wojny nie mogli wchodzić ani Żydzi ani Polacy. Pan Woźniak pokazał również odlewnię która należała do żydowskiej rodziny, słynącej ze swych wyrobów. Weszliśmy na podwórko, gdzie były przechowywane stare krawężniki zdemontowane z remontowanej drogi. Po bliższej inspekcji stało się jasne że krawężniki z hebrajskimi napisami były nagrobkami Żydów, którzy żyli i zmarli w Końskich przed wojną.
Niepokojące było również odkrycie, że inne żydowskie nagrobki wciąż są krawężnikami przy drodze. Hebrajskie napisy, jak imiona tych, których miały upamiętniać zacierały się z każdym krokiem. Obserwując przechodniów byłam uderzona ich brakiem świadomości, ale zrozumiałam jak łatwo można przeoczyć święte kamienie leżące pod ich stopami. Aby podkreślić stan tej rzeczy, Pan Woźniak powiedział, że nawet on – historyk z okiem wyczulanym na relikty przeszłości i zainteresowany przeszłością miasta – dopiero niedawno dowiedział się o pochodzeniu tych krawężników.
Jego wyznanie przywiodło mi na myśl artykuł, który odkryłam przed podróżą, artykuł o polskich studentach szukających śladów żydowskiego życia w Końskich. Tak jak Pan Woźniak, ich nauczyciel dorastał w tym mieście, ale dopiero na uniwersytecie odkrył że Żydzi rzeczywiście tutaj mieszkali [7]. Zdając sobie sprawę z luk w swojej edukacji postanowił pomóc swoim studentom zdobyć pełniejszy obraz przeszłości. Wraz ze wsparciem Forum Dialogu finansowanym przez Taube Fundation, oraz pomocą Pana Woźniaka, nauczyciel historii postanowił uwzględnić inną część przedwojennej populacji miasta w swoim programie nauczania. Studenci z drugiej strony postanowili podzielić się tym, czego się nauczyli podczas oprowadzania publiczności podczas długiej wędrówki przez Końskie. Ludzie, tacy jak pan Woźniak, studenci, oraz ich nauczyciel są zobowiązani do wyciągania bogatej spuścizny żydowskiego społeczeństwa na światło dzienne. Oni dają nadzieję, że pewnego dnia ludzie, przechodzący przez Końskie będą świadomi, w dużej mierze ignorowanej, żydowskiej historii swojego miasta.
Przed rozpoczęciem ostatniej części naszej podróży, pan Woźniak pokazał nam fotografię tego, co prawdopodobnie było pierwszą deportacją, odbywającą się dokładnie tam gdzie staliśmy na ulicy 1 Maja. Pozorny spokój na twarzach mężczyzn, kobiet i dzieci sugeruje iż nie znali oni swojego przeznaczenia. To był najmocniejszy obraz jaki widziałam tamtego dnia, ukazał najtrudniejszą rzeczywistość. Aż do tej chwili z trudem wyobrażałam sobie wydarzenia z przeszłości. Rejestracje urodzeń, procesje pogrzebowe i ceremonie ślubne wyobrażałam sobie na podstawie moich badań. Teraz, z dowodów widniejących na zdjęciu, doświadczyłam deportację w znacznie bardziej konkretny sposób – z perspektywy świadka. Wielkość zdarzenia była nawet w większym stopniu zrozumiała gdy opuściliśmy miejsce z którego wykonano zdjęcie i zaczęliśmy iść w stronę stacji kolejowej. Podążając ostatnią ścieżką niezliczonych deportowanych Żydów, czułam ciężar historii z każdym krokiem. Widok niekończących się torów kolejowych zwiększył wpływ tego, co już znałam (miałam w głowie), ale teraz głęboko w moim sercu – tragiczna i nieodwracalna strata tak wielu istnień, tak wielu przyszłych pokoleń.
Mój pradziadek Emanuel Milsztajn, który opuścił Końskie jako młody człowiek, zmarł z głodu w łódzkim getcie wraz z żoną, Leah Szajnzilber w 1940 roku. Prawie każdy z jego rodzeństwa i członków rodziny mieszkających w Końskich został zamordowany w czasie Holokaustu. Prawie wszystkie jego dzieci i wnuki również zostały unicestwione. Ale łańcuch nie został całkowicie zerwany. Jeden syn, Moszek, wyjechał z Polski przed wojną niosąc nazwisko rodowe. Jako jego wnuczka, czułam się zobowiązana, aby zanurzyć się w rodzinnej przeszłości i prześledzić etapy życia moich przodków. W ten sposób stałam się wrażliwa na ogromną stratę w mojej rodzinie, ale również bogactwa mojego dziedzictwa kulturowego. Moja wdzięczność dla daru życia umocniła się, wraz z moim początkowym poczuciem odpowiedzialności, aby odkryć oraz zachować historię rodziny.Chociaż nie mogę fizycznie przynieść moich przodków lub ich niezapomnianych kultur z powrotem do życia, mam nadzieję, że dzielenie się moją podróżą będzie sprzyjać świadomości i uczczenia pamięci Żydów, którzy żyli niegdyś w Końskich.
Przypisy:
- Agence France-Presse, 18 listopad 2011: Polish students delve into forgotten Jewish past, Bernard Osser.
- W 1925 roku, Josek Milsztajn, 42 lata, kupiec i syjonista, był członkiem Kehilla (Żydowska Rada). Razem z żoną, Rywka Maur, wychowali ośmioro dzieci w Końskich. Według mojej wiedzy tylko jedno przetrwało Holokaust.
Imiona rodzeństwa Emanuela, które zostało w Końskich były: Laja Zalcberg, Frajdla Przednowek, Nuszyn Dawid Milsztajn, Ruchla Kredowicz i Beresz Milsztajn.
Najmłodszy brat Emanuela, Szama, przeprowadził się do Łodzi i założył tam rodzinę. Cała rodzina Szamy zginęła w trakcie Holokaustu, oprócz jednego syna. - Rabbi Jakob Milsztajn, również znany jako Jankiel, zmarł w Sulejowie w 1921. Razem z żoną mieli siedmioro dzieci. Jeden z synów Jakoba ożenił się i założył rodzinę w Końskich. Według mojej wiedzy żaden z potomków Jakoba nie przeżył Holokaustu.
Mordka Milsztajn, shoichet [rytualny rzezak], melamed [uczony i nauczyciel] i rebbe [duchowy przywódca], był znany ze swojej mądrości i melodyjnego głosu. Razem z żoną, Fajga Rywka Ronczka, zmarli w łódzkim gettcie, w 1940 (Mordka Milsztajn) i 1941 (Fajga Rywka Ronczka).
Herszel, Jakob i Mordka, synowie: Godel i Gitla, mieli 8 rodzeństwa (z tego co wiem). Niektórzy zmarli przed śmiercią Herszela w 1894, więc nie są przedstawieni w tym artykule. Ponieważ żona Herszela była matką rodu w Końskich. Uwzględniłam ją w tej wyimaginowanej procesji. W rzeczywistości, jest całkiem prawdobodobne, że była ona nieobecna na pogrzebie swojego męża, ponieważ zmarła ona w tym samym czasie co odbywający się ślub mający miejsce 8 miesięcy później (według księgi małżeństw). - W swoim pamiętniku, Pamiętaj, aby być dobrym człowiekiem, ocalały France Irwin opisuje wpływ zniszczenia koneckiej synagogi na żydowską społeczność:
…Widzieliśmy kontur płomieni przez okna… Gdy ogień rozprzestrzenił się na pobliskie domy, [Niemcy] obawiali się, że całe miasto może się spalić i polecili Żydom gasić ogień… Musieliśmy pójść do studni i pompy wodnej. Wszyscy, w tym kobiet i dzieci, byli częścią łańcucha straży pożarnej. Podczas gdy płonął ogień, czuliśmy się, jakbyśmy sami byli w ogniu; to było najstraszniejsze bo shul [synagoga] była jak nasze serca. - Cofając się do XVIII wieku w Końskich, nazwiska w rodzinie Bajla Dyna były Rozen i Ginter.
- Niektóre dane ze strony internetowej United States Holocaust Memorial Museum.
Należy pamiętać, że, Leni Riefenstahl, reżyserka nazistowskiej propagandy, była świadkiem tego zdarzenia. - Forum Dialogu Między Narodami, strona Facebook: Szerzyć słowo w Końskich. 29 listopada 2011.
- Ulica 1 Maja w 1942 roku nosiła nazwę ulicy Małachowskich.
Podziękowania:
Krzysztof Woźniak poprowadził mnie na wycieczkę pogłębionej historii przez miasto Końskie. Hojnie dzielił się swoją wiedzą w trakcie i po wizycie. To dzięki Krzysztofowi, że napisałem ten artykuł. Krzysztofa żona, Bożena, również przywitała nas gościnnie.
Petje Schroeder przeprowadził szerokie badania genealogiczne w moim imieniu i odprowadził mnie na mojej pierwszej podróży do Polski. Spędziliśmy wiele godzin razem w Kielcach archiwów, nagrywając setki nazwisk, dat i adresów z Końskie Książki mieszkańców.
Krzysztof Malcewski prowadził mnie przez cały tydzień na mój drugi wyjazd do Polski. Jego nawigacyjne, językowych i społecznych umiejętności, wraz z jego szerokiej wiedzy o historii Żydów w Polsce były niezwykle pomocne.
Andrzej Śliwka chętnie pomógł mi znaleźć śladów żydowskiej historii w miastach w pobliżu Końskich, zwłaszcza Inowłódza, Żarnówa i Opoczna. Jego zaangażowanie w ochronę i udostępnianie żydowską przeszłość Polski była inspirująca.
Guta Rozencwajg Feldman dostarczyła mi wspaniałych informacji na temat swojego dziadka, Mordka Milsztajn. I byłan uhonorowana spotkać ją w Izraelu w 2011 roku, rok przed śmiercią. Miałem również okazję wysłuchać specjalnego Guta chant niektóre zmiros (hymny), że Mordka przyzwyczajony do śpiewania przy stole Shabbes.
Bert Amato, mój mąż, towarzyszył mi na obu wypraw do Końskich i na terenie całej Polski. Jestem bardzo wdzięczna za jego bezgraniczna cierpliwość, wrażliwość i zachętą w tym przedsięwzięciu.
Alec Amato, mój syn, odegrał kluczową rolę w trakcie pisania tego artykułu. Jego umiejętności czytania, pisania, edycji zdjęć i układ były bezcenne.
Karen Milstone Amato
In 2006, I visited the town of Konskie, Poland, eager to find traces of my Jewish heritage and to connect with my family’s past. The only sign that any Jewish person had ever lived in the town was a plaque commemorating the murder of 22 Jews on the main square in 1939. It was impossible to imagine the wartime scene of bodies strewn about the square. It was equally impossible to imagine Jewish life in prewar Konskie. Unable to find the sites where my relatives had celebrated simchas and mourned their dead, I left Konskie feeling unfulfilled.
Upon my return home, I delved into the history of my family and the Jewish community of Konskie. Prior to my visit I had sought out numerous vital records; now I searched for them obsessively. I spent the next six years sifting through birth, marriage and death certificates, from which I was able to piece together an extensive family chronicle. Immersing myself in memoirs, Yizkor Books, journals, historical documents and related websites, I learned that the vibrant Jewish community of Konskie, numbering about 6500, comprised more than half the town’s population in 1939. During the Holocaust, they were confined with Jews from neighboring towns in the Konskie ghetto. Those who did not die of illness or starvation and those who were not shot in roundups were finally deported to the Treblinka death camp. I also discovered an article about a group of Polish students researching “the once deeply rooted Jewish community [of Konskie].”[1]. Unable to find remnants, the students and their teacher sought the expertise of an amateur historian named Krzysztof Wozniak. I too wanted to benefit from Mr. Wozniak’s research, so I found his website and contacted him.
Thus, in 2012, I visited Konskie once again. With Mr. Wozniak at my side and my records in hand, traces of the Jewish community – though very faint – began to appear.
On April 20th, 1869, my great-great-grandparents, Herszel and Bajla Dyna Milsztajn, announced the arrival of a baby boy. After the baby’s bris, Herszel walked to the Konskie town hall to register the birth of his firstborn son, Emanuel. Emanuel grew up in Konskie with his parents, his 7 siblings and many relatives. Here he attended Talmud Torah and synagogue, observed Shabbes and Jewish festivals, and celebrated his bar mitzvah.
Emanuel left Konskie shortly after his father’s death in 1894. He married the following year, and settled with his wife in the city of Lodz, north of his hometown. Most of Emanuel’s siblings remained in Konskie, where they raised their families. One brother, Josek, owned an iron workshop on Jatkowa Street. He was an active member in Konskie’s Jewish community [2].
After I shared these facts with Mr. Wozniak in his apartment where we met, he showed me some photographs of Konskie’s Jewish cemetery, taken in 1940. I was struck by the unique and intricate designs on some of the headstones, particularly an elaborate carving of a bird amongst intertwined tree branches. Many graves were decorated with traditional symbols, each associated with the deceased person. There were images of books representing learnedness and tzedakah boxes symbolizing generosity. One of the most common symbols was a broken candelabra, signifying the untimely end of a woman’s spiritual life.
As I was admiring the photographs of headstones, my husband’s eye wandered to a slideshow playing on Mr. Wozniak’s computer. “Milsztajn!” he called out. We could not believe that amongst the hundreds of pictures in Mr. Wozniak’s collection, the house of Josek Milsztajn, my great-uncle, happened to appear on the screen at this time. Staring in amazement at this photo taken in 1942, we noticed the dilapidated state of Josek’s house in the ghetto, with its mismatched shutters and patchwork roof. As a dismal attempt to beautify the decrepitness, two small flowerpots had been placed on a windowsill. I wondered about the identity of the woman standing by the window, and whether she had any inkling that her family would soon be deported and murdered.
Mr. Wozniak explained that in 1942, the Nazis had gone to Back of photo below (Krzysztof Wozniak) great lengths in making detailed records of the Jewish homes they were about to destroy; one of them belonged to Josek. The knowledge that neither the house nor its inhabitants had survived and that this photograph was all that remained, made the discovery even more poignant.
As we set out to search for relics of the vanished Jewish community, Mr. Wozniak guided us along the cobblestone road that had run parallel to the wall of the cemetery. It suddenly struck me that we were following the path my relatives had taken to bury my great-great-grandfather. What made the experience even more powerful was the realization of a strange coincidence. Herszel died on Thursday, July 26th, 1894. His funeral would have taken place the following day, before Shabbat set in. On that very same date in 2012, just a few hours before Shabbat began, I was indeed walking in the footsteps of my ancestors. In the silence that surrounded us, I strained to hear the echoes of the past: the clip clop of the horse-drawn droshky that carried Herszel’s body, the murmuring of psalms by Herszel’s older brother, Rabbi Jakob Milsztajn, the soulful praying of his younger brother, Mordka, and the weeping of Herszel’s 3 other sons and 2 daughters walking arm in arm with their mother, Bajla Dyna [3]. In this moment of reverie, I felt a fleeting connection with my ancestors.
As we approached the site of the cemetery, Mr. Wozniak explained that during the Holocaust, food was scarce in the ghetto. In order to smuggle in extra provisions, Jews pretended to go to funerals outside their confined area. Eventually, the Germans caught these Jews as well as their Polish accomplices, putting a halt to this practice. The Germans forced groups of Jews and Poles to destroy gravestones in the Jewish cemetery and used them to pave roads. After the war, the Poles used the remaining stones for construction. Mr. Wozniak pointed out a house in the distance built with these remnants. It was disheartening to realize that fragments of Jewish graves, including those of family members, had been carelessly scattered amongst the buildings of Konskie.
We stopped where the gates of the cemetery had once stood, aware that little remained. This knowledge, however, could not have prepared me for the disappointment I experienced at that moment. Mr. Wozniak pointed out a concrete wall and an iron gate blocking access to the burial grounds where a road and motel had been built. There was no evidence anywhere of a Jewish cemetery.
I had dreamed of unearthing at least a shard of a Jewish gravestone in Konskie as I had done in the nearby towns of Zarnow and Inowlodz. I had hoped to discover a carving with the traditional symbol for a life cut short – a broken tree – that must have adorned the grave of Herszel, who died at the age of 48. But I found no relic of the finely decorated headstones I had recently admired amongst Mr. Wozniak’s photographs.
During our travels in Poland, we learned that numerous towns and cities had taken initiatives to protect the sites of their Jewish cemeteries. In Konskie, however, there appeared to be little effort to undertake such a project. Mr. Wozniak told us that one day, the town might build a monument from gravestone fragments not yet gathered. The memorial would signify that this was once a sacred place where Jews buried, mourned and honored those who came before them. Though a small gesture compared with protecting the cemetery itself, a monument would compel people to stop in their tracks and acknowledge the Jewish history of the town. Furthermore, it would commemorate the generations of Jews who played an integral role in Konskie.
Leaving this grim site behind, we followed the street that once connected the cemetery to the synagogue, passing places where Jews had once owned iron workshops, brick making factories and homes. At the former Talmud Torah on Bóżnicza Street where some of my relatives had probably studied, Mr. Wozniak pointed out a groove on the doorpost where a mezuzah had once been placed.
We followed Bóżnicza Street a little further, stopping at a supermarket parking lot. I was dumbfounded to learn that this had been the site of the synagogue before the Germans burned and destroyed it in 1939. No wonder we had failed to find this site on our first visit to Konskie; there was absolutely nothing to indicate that Jews had gathered and prayed here for over 150 years. Shoppers went about their business, probably unaware, as we had been before, of the significance of this site. Famous for its unique wooden exterior, high-domed ceiling and elaborately designed bimah, the synagogue had been one of the town’s most historic landmarks – the heart of the Jewish community and a source of great pride [4].
The wedding of my great-great.grandparents, Herszel Milsztajn and Bajla Dyna Rozen, took place here in 1865. According to the marriage record, Rabbi Staszewski, head of the Jewish community, officiated at the ceremony, and Icek Wajsman, the shames, acted as one of the witnesses. Many relatives who had lived in Konskie for generations attended this special occasion [5]. Now, amidst the clamor of the shoppers and their cars, it was beyond the powers of my imagination to envision Herszel and Bajla Dyna standing under their wedding chuppah.
Continuing our search, we passed the town hall where Herszel had registered his children’s births. In the square across the road, once a hub of Jewish life, we found the plaque we had seen six years earlier. Mr. Wozniak explained that during the first weeks of the war, several German soldiers were killed near Konskie. German troops ordered a group of Jewish men to dig a grave for the bodies of the soldiers, all the while beating them with rifle-butts and slats ripped from a nearby fence. Several Jews attempted to flee the square, and many were killed [6].
This recreation of events deepened my understanding of what had occurred here on September 12, 1939. Furthermore, I had discovered in my research that some of my relatives had lived right where the shooting had taken place. Realizing that they might have been among the Jews massacred, I felt the impact of the tragic losses on Konskie’s main square much more deeply.
Mr. Wozniak then led us past a former nobleman’s house, which the Gestapo had seized for its headquarters in 1939. Behind this home was a beautiful park which Jews and Poles had been forbidden to enter during the war. Mr. Wozniak also pointed out a foundry that had belonged to a Jewish family famous for its ironwork. We came to a yard where some old curbstones, recently pulled up to repair the roads, were being stored. Upon closer inspection, it became clear that the curbs, inscribed with Hebrew letters, were gravestones of Jews who had lived and died in Konskie before the war.
It was disturbing to discover that other Jewish gravestones were still intact as curbs on the road. Their Hebrew inscriptions, like the names of those they had once memorialized, were fading with every footstep that tread on them. As I observed the pedestrians, I was struck by their apparent lack of awareness, yet I understood how they could easily overlook the sacred stones that lay beneath their feet. To underscore this reality, Mr. Wozniak shared that even he – a historian with a keen eye for relics and an enthusiastic interest in the town’s past – had only recently learned the origin of the curbstones.
His admission brought to mind the article I had discovered before our trip, about Polish students researching traces of Jewish life in Konskie. Like Mr. Wozniak, their teacher had grown up in the town, but had only discovered in university that Jews had actually lived there [7]. Realizing the gaps in his own education, he chose to help his students gain a more comprehensive picture of the past. With the support of the Forum for Dialogue funded by the Taube Foundation, and with the help of Mr. Wozniak, the history teacher chose to include the other half of the town’s prewar population in his curriculum. The students, in turn, decided to share what they had learned by guiding the public in a second trek through the town. People like Mr. Wozniak, the students, and their teacher are committed to bringing the rich legacy of the Jewish community to light. They offer hope that one day, people who walk through the town of Konskie will be conscious of its largely ignored Jewish history.
Before embarking on the final part of our journey, Mr. Wozniak showed us a photograph of what was probably the first deportation, taken right where we were now stood on the 1st of May Street [8]. The apparently calm faces of the men, women and children suggested that they were ignorant of their destination. This was the most powerful image I saw that day, the one that conveyed the harshest reality. Up until that moment, I had struggled to envision events of the past. The birth registrations, funeral processions and wedding ceremonies had been imagined based on details from my research. Now, with the physical evidence of the photograph, I experienced the deportation in a much more concrete way – from the perspective of a witness. The magnitude of the event was even more fully grasped as we left this vantage point and began walking towards the train station. Following the final path of countless Jewish deportees, I felt the weight of history with every step. The view of the seemingly endless train tracks heightened the impact of what I had already known in my head but now felt deep within my heart – the tragic and irreparable loss of so many lives, of so many future generations.
My great-grandfather Emanuel Milsztajn, who had left Konskie as a young man, died of starvation in Lodz Ghetto along with his wife, Leah Szajnzilber, in 1940. Almost all of his siblings and family members living in Konskie were murdered in the Holocaust. Almost all of his children and grandchildren were annihilated too. But the chain was not entirely broken. One son, Moszek, left Poland before the war and carried on the family name [9]. As his grandchild, I felt compelled to immerse myself in the family’s past and to retrace the steps of my ancestors. In so doing, I became keenly aware of the enormous loss within my family, but also the richness of my cultural heritage. My gratitude for the gift of life has grown stronger, along with my initial sense of responsibility to uncover and preserve the family history. Though I cannot physically bring my ancestors or their vibrant culture back to life, I hope that sharing my journey will foster awareness and honor the memory of the Jews who once lived in Konskie.
FOOTNOTES
- 1. Agence France-Presse, Nov 18, 2011: Polish students delve into forgotten Jewish past, by Bernard Osser.
- In 1925, Josek Milsztajn, 42, a merchant and a Zionist, was a member of the Kehilla (Jewish Council). He and his wife, Rywka Maur, raised 8 children in Konskie. To my knowledge, only one survived the Holocaust.
Other than Josek, the names of Emanuel’s siblings who remained in Konskie were Laja Zalcberg, Frajdla Przednowek, Nuszyn Dawid Milsztajn, Ruchla Kredowicz, and Beresz Milsztajn. Emanuel’s youngest brother, Szama, moved to Lodz and raised his family there. All of Szama’s family died in the Holocaust, except for one son. - Rabbi Jakob Milsztajn, also known as Jankiel, died in Sulejow in 1921. He and his wife, Sura Birencwajg, had 7 children. One of Jakob’s sons married and raised his family in Konskie. To my knowledge, none of Rabbi Jakob’s descendants survived the Holocaust.
Mordka Milsztajn, a shoichet (ritual slaughterer), melamed (learned man and teacher) and rebbe (spiritual leader), was known for his wisdom and his melodic voice. He and his wife, Fajga Rywka Ronczka, died in Lodz Ghetto, in 1940 and 1941 respectively.
Herszel, Jakob and Mordka, sons of Godel and Gitla, had 8 other siblings (as far as I know). Some had passed away before Herszel’s death in 1894, so they are not included in this “scene.” Because Herszel’s wife was the matriarch of the family in Konskie, I included her in the imagined procession. In reality, it is quite possible she was not at her husband’s funeral, since she was deceased at the time of her son Emanuel’s wedding 8 months later (according to his marriage record). - In her memoir, Remember to be a Good Human Being, survivor Frances Irwin describes the impact of the destruction of Konskie’s synagogue to the Jewish community. “… We saw the outline of the flames through the windows… When the fire spread to the nearby houses, [the Germans] were afraid that the whole town would burn down and asked the Jews to put out the fire…. We had to go to the well and pump water. Everyone, including women and children, was part of the fire brigade chain. While the fire was burning, we felt as if we ourselves were on fire; it was the most terrible thing because that shul was like our heart.”
- Dating back to the 1700’s in Konskie, the surnames in Bajla Dyna’s family were Rozen and Ginter.
- Some details from the United States Holocaust Memorial Museum Website. Note that the Nazi propaganda filmmaker, Leni Riefenstahl, witnessed this incident.
- Forum for Dialogue among Nations Facebook page: Spreading the Word in Konskie. Nov. 29, 2011.
- The 1st of May Street (Ulica Maja 1) was called Malachowski Street in 1942.
- My grandfather, Moszek Milsztajn, changed his name to Morris Milstone in Canada in 1926. His sister, Frania (Fanny) was able to join him one year later. They were the only members of their family to survive the Holocaust.
GLOSSARY
(All words below are Yiddish or Hebrew unless otherwise stated)
Simchas: celebrations, special occasions
Yizkor Book: a book that commemorates a vanished Jewish community destroyed by the Holocaust
Bris: ritual circumcision
Talmud Torah: a communal school for teaching children Hebrew, Bible and Jewish history Shabbat/Shabbes: Sabbath
Bar Mitzvah: the religious initiation ceremony of a Jewish boy who has reached the age of 13
Tzedakah: charity
Droshky: Polish, meaning “horse-drawn cart”
Mezuzah: a parchment inscribed with religious texts, attached in a case to the doorpost of a Jewish home or building as a sign of faith
Bimah: the elevated area or platform in a synagogue where the Torah is traditionally read
Torah: the first five books of the Jewish Bible Shames: the sexton of the synagogue
Chuppah: Jewish wedding canopy
SOURCES FOR FAMILY RECORDS AND ADDRESSES
- Konskie Books of Residents, Kielce Archives, Warszawska 17: www.kielce.ap.gov.pl/en
- Judenrat List of Konskie Ghetto Residents, 1942, Jewish Historical Institute, Warsaw:.www.jhi.pl/en.
- Jewish Gen Website: www.jewishgen.org
- JRI (Jewish Records Indexing) Website: www.jewishgen.org/jri-pl
- Kielce Radom Journal, Konskie: vol. 6, #1, vol. 7, #2, www.jewishgen.org/jri-PL/kr-sig/krsig_index.htm
- Yad Vashem Website (pages of testimony for relatives): www.yadvashem.org
- CRARG (Czestochowa-Radomsko Area Research Group) (Konskie and Holocaust records): www.crarg.org
- Geneaolgy Indexer (Konskie phone books, business directories): www.genealogyindexer.org
- International Tracing Service (ITS) in Bad Arolsen (Holocaust records). Very few for Konskie, since records were not kept for those deported to Treblinka. Some records received for relatives from Lodz. www.its-arolsen.org
- Lodz Ghetto Database: www.jewishgen.org/databases/poland/lodzghetto.html
- Polish State Archives in Lodz, Plac Wolnisci 1: www.lodz.ap.gov.pl/e_index.html
- Lodz Registry Office, Pilsudskiego 100, Lodz
SOURCES FOR GENERAL AND FAMILY HISTORY
Pinkas Hakehillot Polin: Encyclopedia of Jewish Communities, Poland, Vol. I.
Yad Vashem, Jerusalem, 1976. Translated from Yiddish to English on Jewish Gen Website.
Information about Konskie: www.jewishgen.org/yizkor/pinkas_poland/pol1_00159.html
Information about Jakob Milsztajn, rabbi of the nearby town of Sulejow (Silev):
www.jewishgen.org/yizkor/pinkas_poland/pol1_00159.html.
My Town: “Kinsk” Yizkor Book (Hebrew). Konskie Survivors Association, Tel-Aviv, 2003.
Includes descriptions and photographs of the Jewish community – its landmarks, its residents and its organizations.
Josek Milsztajn’s iron workshop and its address are mentioned on page 42. Family members are listed in the necrology on page 145.
Remember to be a Good Human Being, by Frances Irwin, in the book, Stolen Youth. Yad Vashem, Jerusalem, 2005.
Irwin describes pre-war Konskie as well as events that took place during the war. Introduction and Chapter 1 can be found on Yad Vashem Website: http://www1.yadvashem.org/yv/en/education/lesson_plans/women_survival.asp
The Lost World of Small-Town Jewish Cemeteries, by Tomasz Wisniewski.
Kreator, Bialystok, 2009. Rare photographs, including 2 of the Konskie Cemetery, 1940.
Leni, by Steven Bach. First Vintage Books, New York, 2008.
The 1939 massacre in Konskie’s main square is described. Photographs of Leni Riefenstahl witnessing the event, and of the aftermath are included. Photo included in this article: www.randomhouse.com/knopf/authors/bach/bachleni.html
Virtual Shtetl Website: www.sztetl.org.pl/en/. The Konskie pages describe the Jewish community in detail. They also provide specific information about Josek Milsztajn’s role in the Jewish community.
Krzysztof Wozniak’s Website, in Polish: www.konskie.org.pl
The United States Holocaust Memorial Museum Website: www.ushmm.org
Details and photos of the 1939 Konskie massacre can be found on this site.
Ecris, Papa, Ecris, by Eli Rozencwajg. Les Editions de la Presse Nouvelle, France, 2011.
Also published in Hebrew in Holon, 2005. Memoirs of Mordka Milsztajn’s son-in-law, Eli Rozencwajg, about shtetl life and more specifically, about Mordka. Eli also refers to Mordka’s brother, Rabbi Jakob Milsztajn from Sulejow.
Museum of Family History, Synagogues of Europe: www.museumoffamilyhistory.com/mfh-syn-europe.htm
Yad Vashem Photo Archive: http://collections.yadvashem.org/photosarchive/en-us/search.html#q=konskie
ACKNOWLEDGEMENTS
Krzysztof Wozniak led me on an in-depth tour through the town of Konskie. He generously shared his expertise during and after my visit. It is thanks to Krzysztof that I have written this article. Krzysztof’s wife, Bozena, also extended her warm hospitality.
Petje Schroeder carried out extensive genealogical research on my behalf and escorted me on my first trip to Poland. We spent many hours together in the Kielce archives, recording hundreds of names, dates and addresses from the Konskie Books of Residents.
Krzysztof Malcewski guided me for an entire week on my second trip to Poland. His navigational, linguistic and social skills, along with his broad knowledge of Jewish history in Poland were tremendously helpful.
Andrzej Sliwka eagerly helped me find traces of Jewish history in towns close to Konskie, especially Inowlodz, Zarnow and Opoczno. His dedication to preserving and sharing Poland’s Jewish past was inspiring.
Guta Rozencwajg Feldman provided me with wonderful details about her grandfather, Mordka Milsztajn. I was honored to meet her in Israel in 2011, the year before she passed away. I also had the special opportunity to hear Guta chant some zmiros (hymns) that Mordka used to sing at the Shabbes table.
Bert Amato, my husband, accompanied me on both trips to Konskie and throughout Poland. I am very grateful for his boundless patience, sensitivity and encouragement in this endeavor.
Alec Amato, my son, was instrumental in the process of writing this article. His skills in reading, writing, photo editing and layout were invaluable.