Gałki, niewielka wieś w gminie Gielniów (powiat Przysucha) istniała już w 1520 roku, kiedy to plebanem parafii był Jan z Gielniowa. Jej właścicielem był Stanisław Dunin Brzeziński. Początków istnienia wsi można jednak dopatrywać się w 1455 roku, kiedy to Gielniów otrzymał od Kazimierza Jagiellończyka przywilej prowadzenia targów i jarmarków.
W 1881 roku wieś liczyła 11 dymów, 92 mieszkańców i obejmowała 159 morgów ziemi włościańskiej.
Historia nie omijała tej małej, zapadłej w lasach Garbu Gielniowskiego wsi, ale swoje szczególnie krwawe piętno odcisnęła w czasach II wojny światowej. Poznajmy tą historię z relacji Bronisławy Cieślak z domu Sokołowskiej.
W mieszkaniu jej rodziców, Grzegorza i Julii Sokołowskich, kwaterowała Marianna Cel „Teresa”. W tym samym domu, podzielonym między braci Sokołowskich, w mieszkaniu Adama i Stanisławy Sokołowskich, kwaterował major Hubal wraz z księdzem Muchą, Henrykiem Ossowskim i Markiem Szymańskim.
– Przed 1939 rokiem chłopi ze wsi pracowali jako robotnicy leśni. Zarobki były marne, dniówka wynosiła l zł 50 gr. Gospodarstwa były niewielkie. Kilku gospodarzy posiadało po 3 hektary, jednak najwięcej było gospodarstw liczących po jednym hektarze i po pół hektara (50 arów) – opisała w swoim wspomnieniu położenie mieszkańców wsi, Bronisława Cieślak.
Wojna dała o sobie znać mieszkańcom Gałek już 6 września 1939 roku.
– Jak przechodził front niemiecki wtedy zginęło 11 osób. Od kul, od armat. Od kul. Strzelali od Kamiennej Woli. Padały kule i zginęło z Gałek dwóch a ze wsi sąsiadów, z sąsiedniej wsi, co przyjechali, bo uciekli po prostu przed frontem, zginęło 9 osób. To razem 11 osób zginęło w 39 roku, 6 września.
Nagranie 2003.06.29 A1 – Gałki Bronia Cieślak.
– Jedna z matek została zabita, a półroczne dziecko ciągnęło matkę za martwą pierś. Ludzie pouciekali, a dziecko siedziało przy zmarłej matce, zakrwawionej – wspominała Bronisława Cieślak. (…) 2 lutego 40 r. Major ze swoim oddziałem sprowadził się w nocy do Gałek Krzczonowskich, obecnie Gielniowskich. Major kwaterował u rodziny Sokołowskich. (…) było ich tylko kilkunastu w czterech mieszkaniach.
Oddział majora Hubala stacjonował w Gałkach od 2 lutego do 13 marca i rozrósł się, wg zapisu w Kronice Oddziału prowadzonej przez Henryka Ossowskiego – Dołęgę do 250 ludzi.
– Robili ćwiczenia wojskowe na placu, gdzie mieszkał Major – wspominała Bronisława Cieślak.
– Ksiądz Mucha w domu u Majora odprawiał się, co niedziela o godz. 9. Mszę Świętą. Trzynastego marca wieczorem opuścili Gałki. (…) Major nakazał sołtysowi (Szymonowi Frymelowi – JL), aby zameldował Niemcom, że było jakieś wojsko we wsi i poszło w las. Ten meldunek miał na celu uratować wieś i mieszkańców od klęski, która następnie nas spotkała. Sołtys zaraz na drugi dzień rano poszedł do gminy i powiedział, co się u nas we wsi działo. Sekretarz gminy powiedział sołtysowi, żeby nikomu nie meldował i wrócił do domu. (…) Chłopi uchodzili ze wsi i ukrywali się. Jednak we wsi było cicho, więc wszyscy wzięli się za pracę w polu.
Dnia 30 marca 1940 roku, do dnia, Niemcy okrążyli Gałki Gielniowskie. Nie zastali tylko 12. mężczyzn, którzy znajdowali się poza wsią. Najpierw ostrzelali wieś, następnie zaczęli dobijać się do domów. Wyciągali chłopów z łóżek i wypychali ich do stodoły (Wasiaka – przypis JL) stojącej po środku wsi (koło szkoły – przypis JL). Najpierw wepchnęli całą rodziną Sokołowskich, u których kwaterował Major. Weszli do naszego mieszkania gestapowcy. Najpierw Tatusia wyprowadzili na podwórko, później Mamusię, Julię. Bili wszystkich kolbami i pytali ze złością, dlaczego nie meldowaliśmy do Niemców, że u nas mieszkał dowódca „bandy”. Mnie na razie gestapowcy zostawili w domu. Po chwili weszli do mieszkania dwaj gestapowcy i jeden tłumacz. Nakazali mi rozebrać się. Gestapowiec przyłożył mi do pleców pistolet i pyta, dlaczego nie meldowałam, że mieszka tu dowódca bandy. Odpowiedziałam, że nie znałam dowódcy. Wówczas uderzył mnie kolbą. Upadłam. Podniósł mnie z ziemi tłumacz. Zdjął z siebie niemiecki płaszcz.
– A mnie znasz? – Zapytał. Był to jeden z byłych żołnierzy Majora. Powiedział: – To ty prałaś kalesony Majora, a mówisz, że go nie znasz! Będziesz tłumaczyć się gdzie indziej! Zabrali mnie i Tatusia do stodoły, w której już byli mężczyźni z całej wsi. Mamusię pobili gestapowcy na podwórku. Przy stodole został tylko jeden żołnierz niemiecki, inni gestapowcy poszli na wieś za chłopami.
Mechlin i Gielniów na cmentarzu Firlej pod Radomiem
W tym momencie przyprowadzili z sąsiedniej wsi, Mechlina, 23 chłopów. Wprowadzili ich do tej samej stodoły. Za chłopami z Mechlina, każda za swoim, biegły żony z różańcami. Podawały ubrania, jedzenie. Niemiec odpowiadał, że to niepotrzebne. Zaczął się płacz. Wówczas ja wmieszałam się w tę grupę płaczących kobiet i dzięki temu ocalałam.
Niemcy wyprowadzili chłopów ze stodoły, ustawili ich czwórkami i przez pola doprowadzili ich do Gielniowa, do samochodów. Wszystkich zawieźli do więzienia w Radomiu. Wraz z chłopami zabrana była do więzienia w Radomiu nauczycielka, która uczyła dzieci w szkole w Gałkach. Widziała jak ich mordowali i bili podczas przesłuchań.
Następnie wszystkich przewieźli samochodami do miejscowości Firlej za Radomiem. Tam ich rozstrzelano. Nie wiemy, w którym grobie ich zakopano.
73 rocznica pacyfikacji Gałek
28 lipca 2013 roku ks. Stanisław Obratański odprawił uroczystą Mszę św. w intencji zamordowanych mieszkańców Gałek i Mechlina. Uroczystości odbyły się na malej, leśnej polanie, na której znajduje się symboliczna mogiła tych, którzy zginęli za udzielanie pomocy oddziałowi mjr. Hubala. Dzięki staraniom mieszkańców Gałek w tym roku odnaleziono łuski pocisków, którymi niemieccy żołnierze wykonali egzekucję 11 kwietnia 1940 roku.
Po wojnie ciała pomordowanych w egzekucji ekshumowano i złożono we wspólnej mogile na gielniowskim cmentarzu.