Przedstawiam kolejny rozdział przygotowanej do druku książki: Walka o popiersie Tadeusza Kościuszki w Końskich. Na drugi rozdział składają się trzy relacje dotyczące epizodu legionowego w Końskich, a to: Andrzeja Struga, Henryka Seweryna Zawadzkiego i Janusza Malanowicza. Oczywiście jest również „sprawa” tablicy pamiątkowej dotyczącej utarczki oddziału kawalerii z dragonami rosyjskimi.
Czy kiedyś powstanie tablica upamiętniająca to wydarzenie? W przyszłym roku upłynie 100 lat od tamtych pamiętnych wydarzeń.
Kielce, 4 września 1914 r.
W tych Końskich wpadliśmy na dragonów na samym rynku. Zgłupiałem, jakem przed nimi stanął o dwadzieścia kroków. A oni też wszyscy jednakowo zbaranieli. Wtedy
oni w konie i w nogi. Strzelanina w kupę. Już za miastem dwóch ich zwaliło się z koni. Było tego cały szwadron, a naszych dwudziestu. Waliliśmy za nimi jeszcze z kwadrans, a gdy Belina zwąchał, że niedaleko stoi ich cały pułk, zebrał nas i cichaczem zaszył się w lasy. Gnaliśmy dzikimi lasami bez dróg ze trzy godziny, aż do
Czarnieckiej Góry. Wpadliśmy między letników, którzy siedzą tam jak u Boga za piecem i nic nie wiedzą o żadnej wojnie. Potem na Stąporków. Tam dopiero zjadłem
trzy obiady i po raz pierwszy zobaczyłem na parkanie przylepioną odezwę do Polaków wielkiego Księcia. Zdjąłem ją sobie na pamiątkę …
Mniów, 9 września 1914 r.
Lucyna zdrowa i wypoczęta jak lew, a my znowu zrobiliśmy piękną wyprawę na Końskie. Za tym razem z plutonem piechoty na podwodach i z oddziałem saperów, którzy wieźli ze sobą cały wóz dynamitu i bomb ręcznych. Przekradaliśmy się nocą najostrożniej leśnymi drogami. Przez całą noc szedłem w szpicy, trzymając na postronku chłopa przewodnika wziętego we wsi Sielpia. Zostawiliśmy konie o wiorstę od miasta i przed świtem osaczyliśmy miasteczko dookoła. We wszystkich wzbierała okrutna ochota do boju. Mieliśmy wybić do nogi lub zabrać do niewoli całą załogę. Wszystko było obmyślane i przeprowadzone po mistrzowsku. Cóż, kiedyśmy nie zastali nikogusieńko. Byli gdzieś bardzo blisko, ale w mieście ani ducha. Zajęliśmy wszystkie wyjścia z miasta i czekamy w ostrym pogotowiu. Wpuszczaliśmy każdego. Wjeżdżał do miasta, kto chciał, ale nikogo się nie wypuszczało. Próbowaliśmy gadać z ludźmi, ale szkoda było gęby, bo wszyscy wierzą w Moskali. To mnie wściekało. A potem zrobiło mi się tak jakoś smutno, że mógłbym płakać albo rąbać, kogo by się dało, bodaj tych obojętnych łyków. No i cóż? Czekaliśmy na nieprzyjaciela z dziesięć godzin i nic. Jednej rzeczy dokonaliśmy. Zwaliliśmy pomniczek cara Aleksandra II na skwerze przed kościołem. Było dużo przygotowań, ale kiedy jeden z naszych szarpnął za postronek założony na najjaśniejszą szyję, żeby spróbować, czy pętla mocno zawiązana – cały biust carski spadł i rozbił się na kawałki. Miasto patrzało w zgrozie na ten czyn patriotyczny, a Żydzi nawet się wszyscy pochowali po domach ze strachu. Tyle naszego. Prócz tego saperzy wysadzili mostek kolejowy. Ale huku dużego nie było…
Relacja II
Henryk Seweryn Zawadzki
W dniu 4 września 1914 r. [sic – 5 września] byłem świadkiem nie byle jakiego zdarzenia. Był to ranek, może godzina 8, stałem przed domem przy ulicy Krakowskiej 8 i rozmawiałem z kolegą Romciem Kamodą. Nagle ujrzeliśmy grupę uzbrojonych kawalerzystów w odmiennych mundurach i jakichś dziwnych szarych czapkach, pędzących od szosy kieleckiej, naszą ulicą (Krakowską) w stronę ulicy Pocztowej. „Zdębieliśmy” i w bardzo krótkim czasie usłyszeliśmy strzały karabinowe. Okazało się, że był to pluton
„Beliniaków”, polskich legionistów, wysłany z Kielc na rozpoznanie – wyjeżdżając z ulicy Pocztowej zobaczyli na ulicy Zamkowej z prawej strony odpoczywający szwadron, czy pół szwadronu Kozaków, do których natychmiast oddali kilka strzałów, co spowodowało paniczną ucieczkę Kozaków. Jeden z tych Kozaków znajdował się z lewej strony plutonu „Beliniaków” i pędził od strony budynku Ochotniczej Straży Pożarnej – do swoich. Mijając w pędzie legionistów uderzył lancą jednego z nich, zwalając go z siodła, a koń tegoż legionisty pogalopował za koniem Kozaków. Nie byle kto był tym legionistą zrzuconym z konia tylko dzięki temu, że lanca Kozaka trafiła na kieszeń wypełnioną moresem czy portfelem; był to „Kmicic” jeden z pierwszych legionistów I kadrowej (Ludwik Skrzyński). Zaraz po ucieczce Kozaków legioniści wybrali sobie niezłego wierzchowca ze stajni hrabiego Juliusza Tarnowskiego …
Niespodziewana wizyta legionistów Końskich była przedmiotem licznych dyskusji; starsi mówili, że szkoda krwi młodzieży, która walczy i ginie za racje polityczne Austriaków i Niemców, młodzi natomiast podziwiali odwagę legionistów, którzy tak nielicznym zastępem uderzyli śmiało na liczniejszy oddział kozacki, zmuszając go do sromotnej ucieczki.
Jeszcze większe wrażenie zrobiła druga wizyta legionistów Końskich…Pamiętam doskonale, jak nasz lokator Nabiałecki, ślusarz, stary pepeesowiec, przyszedł do moich rodziców by ich powiadomić o tym niezwykłym wydarzeniu i zacierając ręce powiedział za nas tą robotę wykonali zuchy – legioniści!
List Janusza Malanowicza z dnia 25 kwietnia 1973 r. do Prezydium Miejskiej Rady Narodowej, Wydział Kultury w Końskich
Mgr inż. Janusz Malanowicz, Warszawa 25 kwietnia 1973 r.
[Do] Prezydium Miejskiej Rady Narodowej, Wydział Kultury w Końskich
Przesyłam w załączeniu notatkę z prywatnej korespondencji mojego ojca inż. Stanisława Malanowicza zamieszkałego w Końskich, ul. Pocztowa 9, z datą 20 listopada 1936 r., dotyczącą historii Końskich:
W dniu 20 listopada 1936 r. przybył do inż. St. Malanowicza kapitan Markowski z listem z Wojskowego Biura Historycznego nr 276-4/V/36 z dnia 14 listopada 1936 r. do Zarządu Legionistów Polskich w Końskich treści:
Przesyłam projektowaną treść napisu na tablicy pamiątkowej uzgodnioną z ppłk. rez. Wojewodą Beliną Prażmowskim byłym dowódcą byłego 1 pułku ułanów Legionów
Polskich.
Szef Wojskowego Biura Historycznego Bronisław Rakowski płk dypl.
Ustalono datę i treść na podstawie notatek dr. Feliksa Zbrożka, Marii Cichońskiej (siostrzenicy Stanisława Malanowicza), Beliny Prażmowskiego, burmistrza miasta Końskie Władysława Królikiewicza, mjra w st. spoczynku Kmicica Skrzyńskiego, dyrektora rozgłośni polskiego Radia Janusza Żuławskiego. Wszelki materiał zostaje w Biurze Historycznym. Ustalono, że część górna zostaje odrzucona [rozszerzona wersja napisu tablicy pamiątkowej], przyjęto treść napisu u dołu.
Fragment tej potyczki u zbiegu ul Krakowskiej i Pocztowej, a więc przed posesją St. Malanowicza ul Pocztowa 9 (przedłużenie ul. Krakowskiej nie było) obserwowałem osobiście zza płotu tej posesji. Miałem wówczas 13 lat.
Miał być stworzony komitet. Proponowano ustawienie kamienia z napisem jak na dole załącznika u zbiegu wspomnianych ulic. Dalsze losy nie są mi znane.
Załącznik do listu
[proponowana treść I tablicy]