– To jest magiczne miejsce – powiedział dyrektor RDLP w Łodzi, Edward Janusz. -Jestem tu z wami po raz trzeci. Pierwszy raz przyjeżdżałem na „Hubalowi wigilię” z pewnym niedowierzaniem. Natomiast w tym roku już na tą wigilię czekałem i za to wszystkim dziękuję.
Leśne, wigilijne spotkania uczniów szkół imienia Hubala i leśników z łódzkiej Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w miejscu gdzie stałą leśniczówka Bielawy, mają już ośmioletnią tradycję. Powstała ona jednak o wiele wcześniej.
Pierwsza wigilijna wieczerza, którą wspominają w tym miejscu uczniowie, była z wielu względów nietypowa. Wigilia Bożego Narodzenia w 1939 roku wypadała w niedzielę, a ponieważ „niedziela nie przyjmuje postu” do wieczerzy zasiadano dzień wcześniej, w sobotę 23 grudnia. Cała Polska pogrążona była w mroku okupacji, a tu, w leśniczówce Belawy, leżącej w głębi opoczyńskich lasów, do stołu zasiedli żołnierze w odprasowanych mundurach, wyglancowanych butach i pasach. Na ścianach, jak pisał Melchior Wańkowicz w opowiadaniu „Hubalczycy”, wisiały portrety prezydenta Mościckiego i marszałka Piłsudskiego. Były flagi biało – czerwone i orzeł biały.
Pamięć tamtej okupacyjnej wigilii uczczono odsłaniając w 2007 roku pomnik „Hubalowej wigilii”. Chyba jest to jedyny pomnik na świeci, upamiętniający wigilijną noc.
Od 2007 roku spotykają się w tym miejscu uczniowie i leśnicy. Tak jak w 1939 roku żołnierze, tak dziś uczniowie ubierają wigilijną choinkę, dzielą się opłatkiem, śpiewają kolędy. Jak co roku, rozbrzmiewa w tym miejscu również ballada „Hubalowa legenda”.
– Mam nadzieję, że będziecie przybywać tutaj w kolejnych latach – zwróciła się do uczniów Beata Jasek, dyrektor ZSZ im Hubala w Radomiu, rozpoczynając leśną wigilię – To waszym zadaniem będzie nieść tę piękną historię młodszym kolegom. Dzisiejszy dzień to chwila zadumy nad tym co było, nad tym co będzie. To dzięki Majorowi możemy tutaj spotykać się, jak co roku, i mam nadzieję, że ta tradycja będzie utrzymana przez kolejne lata. Nie wszyscy mogą uczestniczyć w tym spotkaniu, ale są z nami duchem. Ciepłe słowa i życzenia spokojnych świąt przysłali uczniowie szkoły w Birczy. Mieszkają daleko, ale są z nami. Co roku uczestniczą w tej uroczystości u siebie w szkole. Tak jak my stoimy tu przy pomniku, tak oni uczestniczą w tej chwili w wigilii na terenie swojej szkoły.
W tegorocznej wigilii wzięli udział uczniowie hubalowych szkół: ZSZ w Radomiu, PSP w Przydworzycach, PSP w Brudzowicach oraz kadeci z Liceum Kadetów RP w Lipinach, którzy wraz z kawalerzystami z Radomia i Poświętnego wystawili wartę przy pomniku na Bielawach. Obecni byli również leśnicy, kombatanci, żołnierze z 25 batalionu dowodzenia im. majora Hubala w Tomaszowie i przedstawiciele samorządów z Opoczna i Poświętnego.
23 grudnia
Od najmłodszych lat moim marzeniem było znaleźć się na Bielawach w wigilię Bożego Narodzenia. To marzenie spełniam już od dziesięciu lat. Wraz z pułkownikiem Marianem Zachem, i od kilku lat z Piotrem Kacprzakiem, a ostatnio również z Jerzym Łumińskim odwiedzam Bielawy, 23 grudnia, w rocznicę „hubalowej wigilii”. Również w tym roku, pojechaliśmy na Bielawy. Choinki stały ubrane, tak jak je pozostawiliśmy 5 grudnia. Wiatr pozrzucał kilka bombek, ale poza tym wszystko było w porządku.
Ostatnie pożegnanie
Tego samego dnia, 23 grudnia, wieczorem, otrzymałem smutną wiadomość. W Gałkach zmarła Bronisława Cieślak. Postać legendarna w kręgu hubalowej rodziny. To u jej stryja, Adama Sokołowskiego, mieszkał major Hubal, a w domu jej ojca, Grzegorza Sokołowskiego, kwaterowała Tereska.
Jako jedyna mieszkanka Gałek, pozostawiła obszerną relację z wydarzeń rozgrywających się w Gałkach od września 1939 roku, aż po rok 1945 i ostatnią, nieudaną pacyfikację wsi przeprowadzoną przez oddział KBW. Jej relację spisał i opracował dr Tadeusz Januła, podczas zbierania materiałów do swojej wielotomowej pracy „Ocalić od zapomnienia”.
Bronię Cieślak, bo nikt nie mówił o niej inaczej, poznałem w 14 marca 2003 roku. Przyjęła mnie serdecznie i z dużym zdziwieniem, że jeszcze ktoś pyta o Majora. Od wielu lat nikt do niej nie zaglądał, nie interesował się. Ile razy byłem w okolicy Gałek, starałem się chociaż na chwilę zajrzeć do pani Broni. Kiedyś powiedziała mi, że cieszy się, jakby odwiedził ją ktoś z rodziny.