Dziad odpustowy, dziad proszalny, dziad na Wszystkich Świętych i na Dzień Zaduszny…

Mniów (a może i Końskie – też pamiętam takie „obrazki”)
dziady na Wszystkich Świętych, Dzień Zaduszny.
Rysunek Mariana Chochowskiego zawarty w książce Tadeusza Janduły, Ocalić od zapomnienia.

Dziad odpustowy, dziad proszalny, dziad na Wszystkich Świętych i na Dzień Zaduszny, wreszcie „rajzer” w okresie kryzysu gospodarczego w latach trzydziestych – to nieodłączny rekwizyt wszystkich świąt kościelnych i odpustów wtłoczony w pejzaż polskiej wsi.
W czasie odpustu ustawiali się przy drzwiach prowadzących do babieńca, przy wielkich, które na ten dzień odpustowy były szeroko otwarte, przy bocznych. Dziady ubierali się byle jak: w łachmany, w baranie czapy, w podarte buty, które wiązali sznurkami i rzemieniami; niechlujni: brudni, z twarzami pokrytymi strupami, ze zmierzwionymi i klejącymi się brodami. Wystawiali kikuty rąk, pokazywali ropiejące uda, podudzia i stopy. Byli wśród nich ślepcy prawdziwi i udający ślepych; byli ludzie pozbawieni rąk i nóg. Siedziały te ludzkie kadłubki na wózkach, które w miarę potrzeby popychały różne żebracze przybłędy.
Gdy ludzie wychodzili w dzień odpustowy z porannej mszy Św., z sumy lub nieszporów, dziady wszczynały taki harmider, taki szum, taki płacz, szlochania i zawodzenia, że mogło się wydać, że Mniów nawiedził jakiś apokaliptyczny cyklon lub trąba powietrzna. Zewsząd wyciągały się obnażone ręce bez palców, kończyny z urwanymi w połowie ramionami, przez które przeświecały białe kości z jątrzącymi się ranami, zgrubiałymi i nierównymi bliznami obwiązanymi brudnym i zakrwawionym bandażem. Inni do kikutów rąk przytwierdzali czapki na jałmużnę i bez przerwy nimi potrząsali podstawiając je przechodniom pod nosy i oczy. Ciała poruszały się rytmicznie to w tył, to znów do przodu i na boki; z czerwonych, zakażonych jaglicą oczu płynęły rdzawe łzy, z zaślinionych ust wydobywały się jęki, skomlenia i lament, i natarczywe wołania:
Wesprzyjcie nieszczęśliwego ślepca!
Pomóżcie nieszczęśliwemu sierocie, biedakowi bez matki i bez ojca, któremu źli ludzie wypalili oko! Rzeczywiście oko przewiązane było czarnym łachmanem.
Miejcie litość nad ociemniałym starcem, który na wojnie z bolszewikami utracił obie nogi i jest nędzarzem! Na wojnie to dziad z pewnością nie był – bo za stary, jednak wystawiane przez niego kikuty były autentyczne.

Był sobie dziad i baba…
Ilustracja Piotra Stachiewicza 1887 r. FBC

Ile w tym dziadowskim jazgocie było prawdy? ile dziadowskiego cwaniactwa i naciągania, brania na litość?
Utkwił mi w pamięci taki obrazek odpustowy: pośrodku bramy cmentarza kościelnego klęczał na niby-saneczkach potężny dziad z czerwoną, z pewnością od mocnych trunków, twarzą. Na niby-kikutach, a właściwie to na udach i podudziach zgiętych w stawach kolanowych pod kątem co najmniej 25° założone były łachmany brudno-białe, przez które sączyła się, też brudno-czerwona „krew”. Te świeżo amputowane nogi spreparowano tuż przed odpustem dla wzbudzenia litości wśród ludzi. „Krew” sporządzono z czerwonej farby polewanej od czasu do czasu wodą, której buteleczkę dziad skrzętnie ukrywał pomiędzy obolałymi od nieruchomego siedzenia – kolanami.
Do kikutów obu rąk, a były to ręce zaciśnięte w pięści i owinięte postrzępionymi brudnymi łachmanami, z których wysuwały się dwa chwytne i tak potrzebne dziadowi palce: kciuk i wskaziciel; w tych palcach obu rąk dziad trzymał gliniane miseczki. Unosił wysoko „kikuty” wraz z miseczkami i przeraźliwie wołał o jałmużnę: jęczał, wił się w bólach, wzywał na pomoc wszystkich świętych, poruszając nerwowo „amputowanymi” nogami. Do misek gęsto padały miedziaki, a ich dźwięk łączył się z ludzkimi westchnieniami nad niedolą żebrzącego, bo dziad wzbudzał litość, a jego fizyczne ułomności wydawały się ludziom prawdziwe. Obok dziada „bez nóg” usadowili się dziady-pieśniarze, ojciec i syn. Śpiewali o nieszczęściach, które przepowiedziała królowa Saba. Stary ojciec prawie leżał w poprzek kościelnej bramy. Jednak w zdrowej ręce trzymał ogromną czapę-magierę, którą nawet na moment nie przestawał potrząsać dzwoniąc wyżebranymi miedziakami. Syn stał w bramie i obu rękami naganiał wychodzących z kościoła na leżącego ojca; udawał ślepca, gdyż miał przewiązane oczy czarną pończochą, przez którą z pewnością doskonale obserwował pole dziadowskiego ostrzału. Obaj byli pod „kropką”. Pomimo, że „Pieśń o przepowiedniach królowej Saby” liczyła szesnaście zwrotek, nasi pieśniarze znali z niej zaledwie dwie i pół. Śpiewali sznaps-głosami natarczywie, wulgarnie i z wielkim krzykiem. Ich pieśń dzwoni mi w uszach do dziś!
…Kościoły są zrujnowane,
ołtarze poobalane…
Syn przeciwko ojcu stanie,
będzie wielkie krwi przelanie!
Antychryst będzie panować,
ołtarze każe zrujnować…
Mam w swoim dziadowskim zbiorze: pieśni odpustowe, humorystyczne, wojskowe, o okrutnych, prowadzonych na raty zabójstwach, o wyrodnych synach i synowych, którzy głodzą starych rodziców j teściów, o zadziwiających cudach, płaczących obrazach, o proroctwach. Są tam i pieśni frywolne, prostackie i wyciskacze łez. Mam i powojenne zbiory piosenek wyśpiewywanych głównie dla nauki melodii, gdyż śpiewający od ręki sprzedawali drukowany towar. Towar szedł jak świeże bułeczki od Piekarki.
I o tych pobalanych i zrujnowanych ołtarzach, o tym krwi przelaniu śpiewali w rytmie kołomyjki, nie zapominając ani na moment podstawiać ludziom pod nosy brzęczącą pieniędzmi magierę. Sypali ludzie miedziaki, jakby chcieli się ustrzec tych wszystkich okropności, które przepowiedziała święta królowa Saba ustami tych dwóch apokaliptycznych piewców. Ci zaś zgarniając grosiwo ani na moment nie zapominali tarasować kościelnej bramy i ziać grozą o krwi przelaniu. Wiedzieli, że okazja na zdobycie dziadowskiego grosza trwa zaledwie 15 minut! Tyle czasu potrzebowali bowiem ludzie, aby po sumie opuścić bramę kościelną.
Dziś już nie spotyka się „przedwojennego” dziada, w typowym dziadowskim stroju: okrytego w łachmany, ze sztucznym garbem, w którym dziad ukrywał wyżebrane po prośbie pieniądze, z worem przewieszonym przez ramię, wypełnionym ziemniakami i chlebem, z różańcem na szyi, z laską dębową i sękatą, gęsto nabijaną w dolnym końcu ostrymi krzemieniami lub obwiniętą skórą jeża, aby odstraszyć psy, które nie wiedzieć czemu dziada nie lubiły i obszczekiwały.
Dziś czasy dziadowskiej żebraniny odeszły w zapomnienie. Jednak nadal dużo mamy żebraków, zwłaszcza w miastach – z importu; ich wspieramy groszem, ubraniem, pożywieniem, a czasem i ciepłą izbą.
Przedwojenne odpusty, dni większych świąt kościelnych były dla dziadów prawdziwym eldoradem. Oprócz niedziel było jeszcze kilka dodatkowych świąt parafialnych tak, że rześki dziadek mógł co drugi, co trzeci dzień obskoczyć parafię. Mieli oni jakby bractwo dziadowskie: wiedzieli o każdym odpuście, znali najlepsze miejsca do żebrania, znali ludzi, proboszcza i ich stosunek do dziadów. Wiedzieli kiedy i w jakiej parafii będzie biskup, aby udzielić młodzieży Sakramentu Bierzmowania; czy będą we wsi parafialnej lub miasteczku dodatkowe uroczystości: dożynki, zabawa w remizie strażackiej, przyjazd ważnej osobistości itd.
Dwa listopadowe dni: Dzień Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny to równocześnie dochodowe: pieniężne i chlebodajne – święta dziadów. Już od wczesnych godzin rannych obsadzali cmentarze przykościelne i wszystkie drzwi i bramy do kościoła prowadzące. Siadali na ziemi na łachmanach lub worach, do których zbierali wyżebrany chleb. Był bowiem zwyczaj, że w tych listopadowych Dniach dawano dziadowi bochen chleba, aby modlił się za dusze zmarłych, gdyż uważano, że tylko on modlić się fachowo i jego modlitwa jest przez Boga chętniej przyjmowana, niż modlitwa zanoszona przez członków rodziny zmarłego; bo gdyby było inaczej to po cóż by dawano dziadowi ten chleb?!
Gdy kończyła się suma i bramą kościelną wychodziła procesja, udająca się na cmentarz – siedzący na cmentarzu przykościelnym żebracy zapominając o swoich cielesnych ułomnościach, o braku nóg, ślepocie – biegli na złamanie karku i po przebiegnięciu 400 metrów zajmowali dogodne miejsce przed bramą parafialnego cmentarza. Tu już w większym skupieniu, bo na ogół ten gatunek dziadów, w przeciwieństwie do dziadów odpustowych był bardziej zdyscyplinowany, spokojniejszy i mało krzykliwy – z godnością przyjmował jałmużnę. Zarówno dziadkowie jak i babki modlili się głośno co chwilę wymieniając imiona dusz zmarłych dobrodziejów.
Za modlitwę dziad oprócz chleba otrzymywał niewielką ilość pieniędzy, 2 lub 5 groszy. Niektórzy z parafian, gdyż naiwność ludzka nie zna miary, podawali dziadom kartki z imionami i nazwiskami zmarłych, za których dziadek miał obowiązek w dogodnym dla siebie czasie odmówić zaduszne modlitwy. Jednak dziad za te kilka kilogramów chleba i za dwa grosiki ani myślał podjąć się nauki czytania; nie stać go było także na wynajęcie zdolnego ucznia, który podpowiadałby dziadowi napisane przez parafian imiona i nazwiska zmarłych.
Czytelnik może zapytać: „Co robił dziad z kilkoma worami darowanego przez parafian chleba? Jak ten chleb zagospodarował?” Dziad kroił chleb na mniej więcej jednakowe kroniki, następnie suszył w piecu chlebowym. Tak przyrządzone suchary znów wędrowały do płótnianego wora, a z worem na piec, aby nie spleśniały i nie zwilgotniały. Te przez siebie przyrządzone suchary drobił do gorącego żuru-barszczu lub do zalewajki, krasił, gdy miał, słoniną i w ten to prosty sposób żywił się przez zimowy martwy sezon w dziadowaniu. W 90% do dziadowania zmuszała życiowa konieczność i doskwierająca bieda. Jednak 10% dziadów ciągnęła do zawodu jakaś nieodparta chętka przygody, poznania ludzi, świata, która z latami przeradzała się w nałóg.
Na odpustach i jarmarkach sprzedawano w setkach tysięcy egzemplarzy grafomańską poezję i prozę pisaną przez samouków i dla samouków przeznaczoną, pełną błędów i niechlujnie wydaną. Ta „literatura” rozlewała się szeroką falą po kraju. Czytelnik szukał w niej wzruszeń i piękna…

Tadeusz Janduła
[W: Tadeusz Janduła, Ocalić od zapomnienia, Końskie 1998.
Tadeusz Janduła był kolegą mojego ojca,
a ja wraz z synem miałem niewątpliwą przyjemność
być wydawcą tej trzytomowej pozycji książkowej]

Zapowiedzi dziada i baby – Akta zapowiedzi 20.09.1918.
Dokument w FamlySearch.

Był sobie dziad i baba… 
Dziad i baba wzięli ślub…

Któż z nas nie zna wiersza Józefa Ignacego Kraszewskiego Dziad i baba:
Był sobie dziad i baba,
Bardzo starzy oboje,
Ona kaszląca, słaba,
On skurczony we dwoje.
Mieli chatkę maleńką…
Tekst wiersza wydanego w 1887 r. był „obecny” również i w mojej młodości. Pracując nad książką: Społeczeństwo Końskich: parafii i gminy koneckiej 1810-46. Urzędy i godności, stan ducha i posiadania, zawody; wydzieliłem też grupę ludności biednej, ubogiej, żebraczej. I tu ciekawostka. Odnalazłem zapis mówiący dziad i baba wzięli ślub:
Końskie roku tysiąc osiemset osiemnastego dnia dwudziestego września, my komendarz i urzędnik stanu cywilnego gminy konieckiej udawszy się przed drzwi główne … do domu naszego donieśliśmy i ogłosiliśmy po pierwszy raz iż zaszło przyrzeczenie małżeństwa między Janem Mycą dziadkiem kościelnym, wdowcem po zmarłej… lat sześćdziesiąt liczącym z jednej, a Magdaleną Zielińską babą szpitalną wdową po zmarłym Jędrzeju w roku [1]815… lat pięćdziesiąt pięć liczącą – z drugiej strony – które to przyrzeczenie głośno i wyraźnie na drzwiach domu gminnego przybitym zostało – czego akt niniejszy spisaliśmy.
X Daniel Łupieński komendarz i urzędnik stanu cywilnego.
A ja próbuję rozwikłać zagadkę: jaka jest różnica między dziadkiem a dziadem kościelnym? Czy może taka jak chociażby między młynarzem a młynarczykiem? Czy wiązało się to z wiekiem, a może ze stopniem dziadowskiego doświadczenia, „dostojeństwa”?

Baba szpitalna, babka

  • Myca Magdalena – służąca za babkę przy kościele konieckim, lat 60 [Akta zeyścia 15.05.1822]
  • Zielińska Magdalena – baba szpitalna, zam. w Końskich, lat 55 [Akta zapowiedzi 20.09.1818] Wg tego aktu nastąpiło przyrzeczenie małżeństwa między Janem Mycą – dziadkiem kościelnym, a Magdaleną Zielińską – babą szpitalną.

Dziad, dziadek kościelny, dziad świątkowy, z jałumużny utrzymująca się

  • Banasik Antoni – dziad, zam. w Sielpi, lat 60 [Akta zapowiedzi 18.10.1818]
  • Grabowski Stanisław – dziadek z jałmużny utrzymujący się, zam. we wsi Bawaryi, zm. w wieku lat 70 [Akta zeyścia 8.02.1813]
  • Hanobelbert Jan – dziad, zam. w Duraczowie, lat 50 [Akta urodzin 11.11.1810]
  • Łosieński Jan – dziad, zam. w Końskich [Akta zeyścia 1.03.1811]
  • Kozłowski Jakub – dziadek, zm. w wieku lat 70 w szpitalu konieckim [Akta zeyscia 15.01.1818]
  • Lukomski (Łakomski – 1822) Jakub – dziad zostający przy kościółku Jana, w tejże roli w domu pod nr 8 zamieszkały [Kościeliska], dziadek kościelny – 1822, lat 48 [Akta małżeństwa 16.07.1821]
  • Myca Jan – dziadek kościelny, zam. w Końskich, zm. w wieku lat 72 [Akta zeyścia 9.06.1822]
  • Myszopycki Stefan – dziadek kościelny, dziad kościelny – 1817, zam. w szpitalu konieckim, lat 62 [Akta urodzenia 25.03.1818]
  • Niedbalski Józef – dziadek z jałmużny żyjący, zm. w Końskich w wieku lat 70 [Akta zeyścia 31.01.1823]
  • Przechodzący Krzysztof – dziadek, zam. w Błotnicy, zm. w wieku lat 82 [Akta zeyścia 29.01.1817]
  • Smerd Grzegorz – dziad, zam. w Kornicy, lat 70 [Akta urodzenie 4.02.1824]
  • Wiekierski (Wikiera – 1812) Michał – dziadek (dziad przykościelny) kościelny konecki, zam. w Końskich, lat 70 [Akta urodzin 25.11.1810] W Akcie zapowiedzi z 24.02.1813 podany jest wiek 90 lat.
  • Wosiński Woyciech – dziad kościelny, zam. w Końskich, zm. w wieku lat 60 [Akta zeyscia 13.11.1818]
  • Zamachowski Floryan – dziadek z jałmużny żyjący, zam. w Gracuchu, zm. w wieku lat 80 [Akta zeyscia 27.02.1819]
  • Zieleński Jędrzei – dziad kościoła koneckiego, zam. w Końskich, lat 80 [Akta zeyścia 25.02.1811]
  • Znaydecki Antoni – dziad świątkowy mający lat 110, w szpitalu przez jakiś czas znajdujący, zamieszkały w Końskich [Akta zeyscia 4.08.1810]. W akcie wymieniona jest ul. Zamkowa.

Jałmużnik
Z uwagi na znaczniejszą ilość występujących nazwisk (146) wskażę miejscowości (miasto Końskie i gmina – parafia) w których ludność uboga w latach 1810-46 występowała:
Barycz – 3, Bawaria (Barbaryia) – 5, Bębnów – 1, Błotnica – 1, Brody – 4, Czarna – 1, Czerwony Most – 2, Czysta 1, Dzibałtów – 7, Duraczów – 2, Grzybów – 1, Janów – 1, Kazanów – 2, Końskie – 55, Kornica – 3, Kościeliska – 6, Kozia Wola – 2, Młynek Nieświński – 3, Młyny Dzibałtowskie – 1, Modliszewice – 7, Nieświń – 1, Piasek – 3, Pomorzany – 3, Proćwin – 2, Sielpia – 2, Sierosławice – 4, Smarków – 1, Sokołów – 2, Stadnicka Wola – 1, Stara Kuźnica – 1, Stary Młyn – 1, Rogów – 11, Wąsosze – 4 i Wincentów – 1.
Zacytuję jeszcze zapisane słowa określające stan ubóstwa: ubogi, z jałmużny żyjący, z jałmużny żywiąca się, ubodzy przy kościele w Końskich służbę odbywający, utrzymująca się z jałmużny, ubogi szpitalny, uboga przechodnia, jałmużnik były mieszczanin konecki, żywiąca się z miłosierdzia, po jałmużnie chodzący, z uproszonego chleba żyjący…
A tak przy okazji można się dowiedzieć, że w Końskich w omawianym okresie było pięć domów lazaretowych: dworski, kościelny, miejski, wojskowy i żydowski…

Włóczęga

  • Baranek Stanisław – włóczęga, zmarł w Końskich w wieku lat ok. 36 [Akta śmierci 22.05.1825]
  • Barbarczyk Jan – włóczęga, ubogi, niewiadomy stan jego, zm. w Końskich w wieku lat 50 [Akta zeyścia 17.12.1833]
  • Piwowarczyk Piotr – „włuczęga” wyrobnik, zm. w Młynach Dziebałtowskich w wieku lat 28 [Akta zeyścia 18.08.1830]

Żebrak

  • Adamczyk Antoni – żebrak, zam. w Kornicy, lat 50 [Akta małżeństwa 12.06.1834] Zm. w wieku lat 86 [Akta zmarłych 17.02.1845]
  • Baran Stanisław – utrzymujący się z żebroty, zm. w Końskich w wieku lat 60 [Akta zmarłych 23.02.1844]
  • Gita wdowa po Litmanie Leybusiu – żebraczka, zm. w Końskich w wieku lat 70 [Akta zeyscia 8.08.1821]
  • Goldyński Tomasz – żebrak, zam. w Sielpi, lat 70 [Akta zeyścia 22.10.1817]
  • Gutt Jozef – żebrak, zm. w Rogowie w wieku lat 68 [Akta zejścia 25.02.1827]
  • Jakubowska Franciszka – żebraczka, zm. w Pile w wieku lat 60 [Akta zmarłych 16.11.1843]
  • Janik Kacper – utrzymujący się z żebroty, zm. w Górnym Młynie w wieku lat 86 [Akta zmarłych 24.03.1843]
  • Jaworski Maciej – wdowiec i żebrak, zam. w Czerwonym Moście, lat 70 [Akta zapowiedzi 31.01.1819]
  • Kaczmarska Maryanna – żebraczka, zm. w Kościeliskach w wieku lat 74 [Akta zmarłych 10.03.1844]
  • Maruszewski Dominik – żebrak, zam. w Bawarii, lat 34 [Akta urodzenia 29.02.1816]
  • Mijas Woyciech – żebrak, zm. w Czarnej w wieku lat 60 [Akta zeyścia 10.12.1823]
  • Mikówna Maryanna – żebraczka, zm. w Pomorzanach w wieku lat 50 [Akta zmarłych 18.04.1843]
  • Milczarczyk Stanisław – żebrak, zm. w Kazanowie w wieku lat 80 [Akta zmarłych 26.03.1843]
  • Moszkiewicz Mendel – wdowiec i żebrak, zam. w Końskich, zm. w wieku lat 77 [Akta zeyscia 25.11.1821]
  • Niewiadomski Szczepan – dziad żebrak, zm. w Izabelowie w wieku lat 60 [Akta zeyścia 11.12.1823]
  • Ostrowski Franciszek – żebrak, zam. w Dzibałtowie, zm. w wieku lat 66 [Akta zeyścia 27.09.1817]
  • Pawińska Maryanna – żebraczka zam. w dworze konieckim, umarła w Końskich w dworze w wieku lat 40 [Akta zmarłych 17.01.1844]
  • Pidała Woyciech – żebrak, zam. w Modliszewicach, zm. w wieku lat 60 [Akta zeyścia 28.04.1819]
  • Plaskaeińska Elżbieta i Ignacy – ubodzy żebracy, zam. w Końskich [Akta śmierci 30.08.1825]
  • Sidor Grzegorz – ubogi żebrak, zam. w Błotnicy, zm. w wieku lat 50 [Akta zeyścia 19.04.1817]
  • Szczepański Jan – wyrobnik, zam. w Pomykowie [Akta zeyscia 23.12.1830]
  • Szymański Aleksander – żebrak, zam. w Bawarii [Akta zeyscia 12.02.1814] Zm. w wieku lat 60 [Akta zeyścia 15.12.1817]
  • Tomczyk Piotr – żebrak, zm. w Dzibałtowie w wieku lat 70 [Akta zmarłych 15.04.1843]
  • Włodarczyk Sebastyan – żebrak, zam. w Końskich, zm. w wieku lat 60 [Akta zeyścia 31.10.1813]
  • Wosieńska Ewa – żebraczka, zm. w Nieświniu w wieku lat 98 [Akta zmarłych 1.05.1843]
  • Zysman Alexander i Ruchla – małżeństwo żebraków, zam. w Końskich [Akta zeyścia 12.03.1822]
  • Żuchowski Franciszek – utrzymujący się z żebroty, zm. w Modliszewicach w wieku lat 70 [Akta zmarłych 6.03.1844]

Krzysztof Woźniak