Błotnica, Małachów 1943, dziewczynka i łotr Fitting

Pani Regina Ciaś z Błotnicy, obok autor wywiadu. Foto. Mirosław Gryglicki, listopad 2017. Nade mną jakiś anioł stróż był dobry. Bo mnie ta kula ino drasnęła. I jak już potem ta rana mi schodziła, schodziła… I wie pan, że za trzy tygodnie mi się wyleczyło wszystko, tylko taki… Nie mogłam ani jeść… ani spać… Wie pan jaka byłam, jak gałązeczka.

 Błoto tu było… Błotnica… Tak śpiewali:
Błotnica, Błotnica
Marnowieś, marnowieś [1]
Jak się masz ożenić
to się lepiej powieś
– Pani tu mieszka?
– Moje mieszkanie jest tamto. Pani Renata Cias [2] wskazuję ręką na dom po drugiej stronie drogi. [3]
– A ten jest po rodzicach. I brat kazał mi rozebrać. Ale tata jak postawił to ja się bardzo cieszyłam tą chałupą. No i jak mi kazali rozebrać, to miałam już rozbierać. Przyszłam tutaj, no i trochę się zastanowiłam i nie rozebrałam. Ino żem poprawiła i przeniosłam się. Tam mieszka córka – miała dwie córki.
No tak sobie żyję tu teraz sama. Ale bardzo mi jest dobrze samej, bo człowiek na starość jest taki zgnuśny, taki sprzeczny, taki nudny.
– Eeetam – przerywam.
– Najlepiej jak se sam mieszka. Kontynuuje pani.
– No wejdźmy do domu.
Wchodzimy. Mój wzrok uderza piękny piec z kuchenką, piecem chlebowym i zapieckiem do wylegiwań.
– Opowie pani tą historię jak była pani małą dziewczynką. Zawiesza głos Mirosław.
– Moja mama miała siostrę w Małachowie. I ta siostra przyszła w nocy i mówi: Idź na Małachów bo my wyjeżdżamy do Niemiec… Tam została.

Tu pani wyjaśnia.
– Pierw cały majątek u takich gospodarzy to był krowa. No została ta krowa i my mieli krowę. Tam żeśmy poszli i tam mieszkałam. Ponieważ tam nie był konia w tym Małachowie, a z Błotnicy nie chciał furman zajechać… daleko jest. I próżno się jechało ta drogą. Za to nikt nie płacił. I ci gospodarze na ziemniaki zaprzągali się do pługa i orali sami. I ten mój, tata pracował w lesie i dostawał deputat: 13 kilo mąki… Za maj tego deputatu… bo nie był po ten deputat… bo to do Radoszyc chodzili po ten deputat. Nie dostał tego deputatu. Nie pobrał. W czerwcu szedł po ten deputat. A tu: Moja mama miała taką kuzynkę. No i ona miała czworo dzieci. Kuzynka tak mówiła: Regina – no bo mojej mamie było Regina. Wzięła byś tego Józka to by nam było trochę lżej. No i ten Józek był tam u nas [w Małachowie w Nadrzekach – było 7 chałup] pasł krowy. Ale tata mówił tak że…
Pani po raz kolejny wraca do wątku deputatu.
– Bo to za dwa miesiące było tej mąki. To było 26 kilo. No i mówi; tę mąkę to z Radoszyc przyniosę, a „to drobne” no to jak… No to wezmę Józka. No i ten Józek poszedł, a ja pognałam krowy. No ale przecie nie pasłam nigdy krów ani tego bo to byłam, bo jeszcze nie miałam całe 7 lat.
I taki w Końskich był Fitting [4], no to teraz jak burmistrz… Taki był ot tam… Całe aż pod Kielce on miał…
Robili zrąb, był wywóz tego drzewa… I jak zobaczyły te pastuchy z Małachowa co tam pasły ze mną te krowy… Jak go zobaczyły, to uciekły. A ja to go nie znałam, nie wiedziałam w czym rzecz, o co to chodzi. Był sam , na koniu wierzchem jechał, miał karabin długi z lunetą. Jak mnie zobaczył, bo to te moje krowy chodziły nie tu gdzie się powinno paść ino po takich łazach co tam nie wolno było paść. przystawił ten karabin… i strzelił. Ja go nie widziałam – on mnie widział – ja to go nie widziałam…
Jak strzelił to ja od tego strzału zemdlałam. Jak się obudziłam to… krów nie ma. Krowy od tego strzału uciekły i to mnie szczypało tu [Pani Regina wskazuje ręką na policzek]. Płakałam. Te łzy mi leciały. I się ocierałam. Rozmazałam się widocznie tą krwią całą… No i idę do tego leśniczego, bo my paśli i tego leśniczego krowę. Bo tak było z tą ciotką już załatwiane [wcześniej]. No i ten leśniczy… Bo ten Fitting przyjechał do leśniczego i mówi, że na tym i na tym oddziale zabiłem dziecko. Leśniczy mówi: to na pewno Szmitównę, bo widział jak ja po tę krowę poszłam do niego. No i wysłał swoją córkę do mojej mamy. Bo to Małachów był podzielony na takie dzielnice – trzy wioski; był Małachów, taka wioska Nadrzeki i Poborza.
I ta córka przyszła do mamy… Było pięć mieszkań i wszystkie te panie szły po mnie. Moja mama wzięła taką płachetkę co się nosiło siano – na tego trupa mojego. Ja już idę a tu taki płacz, aż żem się przelękła… i schowałam się. Ja potem wyszłam [z ukrycia] i ta moja mama taka była przerażona, że nie widziała, że ja żyję. Tylko rozciągła tą płachetkę, wsadziła mnie w tą płachetkę, wzięła na plecy. Pomilkły mi nogi jak to w takim czymś…
Mówię: Mamo puść mnie, bo przecież… dłuższa chwila … dopiero wtedy oprzytomniała, że ja żyję. Ale, że było smug i od tego smugu, bo przy tym Małachowie to był młyn i i tam były sadzawki. Od tego smugu szedł taki rów…
– A ten smug; co to jest?
– Smug to jest taka woda. Źródła biją i ta woda się rozlewa.
– Wzięła mnie w tym strumyku umyła. To mnie bolało, wie pan [Pani Regina wskazuje na policzek – jest widoczny ślad] od czerwca, bo to w czerwcu się stało… Cały czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień… W październiku jeszcze… I byłam u lekarza z mamą w Stąporkowie. I ten lekarz mówi: Wie pani cooo? Jak ta rana „wejdzie do oka” to córka będzie ślepa. No… i… moja mama taka jakoś była… no i szła. W Czarnieckiej Górze – pierw ludzie to się znali wszyscy bo chodzili do kościoła – w Czarnieckiej Górze wyszła taka… nie wiem jak się nazywała, nic… Ino mówiła do mojej: Regina skąd ty idziesz? Zaczęła opowiadać [mama] co się stało. Że mówi Niemiec ja postrzelił… Ta facetka mówi tak:
– Regina wróć się do apteki [w Stąporkowie] i powiedz temu Jaśkowskiemu [5]… I myśmy się wróciły do tej apteki. I ten Jaśkowski, bo przecie tyle co my wyszły [mówi] – I co się stało? Mama zaczyna opowiadać, że ja byłam postrzelona i tę ranę mam z tego postrzału. On zwołał obie córki [Halinę i starszą] wziął ich do pokoiku swojego co były… Dosyć tam długo siedzieli… może z godzinę. I zrobiły takie dwie butle wody, takie duże. Więcej było jak liter, no może więcej. Jedna była taka żółtawa, a jedna była biała. Kazał wyprać wygotować jakieś lniane szmaty, żeby były czyste i to żeby przykładać – moczyć, tą wodą która będzie się nadawać, pod którą nie będzie mnie to [rana] szczypać. Ta szmatka musi być ciągle wilgotna, żeby nigdy nie wyschła.
Pani Regina opowiedziała również o historii dziewczynki Żydówki [6], którą leczył również p. Jaśkowski.
– Wracamy ze Stąporkowa przez las, droga była taka zrobiona… Idziemy, październik, to już było ciemno. Idzie mężczyzna. A moja mama mówi. Chodź schowamy się, bo to może Niemcy [wcześniej pani mówiła, że po lesie chodzili Niemcy za partyzantów poprzebierane]. I schowaliśmy się. Takie były jałowce, czy tam coś. Ja taki miałam wzrok, że w tej ciemności tego mojego tatę poznałam. Mama – mówię. To idzie tata. Nie chódź, a jo żem wzięła wyleciała… doleciałam. T ten tata mnie wziął tak za rękę i mówi. Co wy tu robicie? I Potem. Co oni se tam mówili – nie wiem bo przecie ja już leciałam pierwsza, a oni szli. Przyszli my do domu. Tata już obrządził w tej oborze, już ugotował ten obiad, już się najadł. No i my przyszły, zjadły my ten obiad. Jo taka byłam zmordana żem padła na tym łóżku. To już wiem z opowieści, że tata mówił tak:
– Ja będę do 12 jej przykładał, bo potem się muszę przespać, bo muszę iść do pracy, a ty od 12. No i tak robili. To spałam, wie pan, całą noc, cały dzień i drugą noc i… to już ja tego nie pamiętam tylko z opowieści. I oni [rodzice] mówili tak, że obudźmy ją bo może ona już umarła… No i wzięli mnie i obudzili. Jak mnie obudzili to ja wstałam na tym łóżku. To pamiętam… i jak się podniosłam jak podskoczyłam tak do góry… Ihh… Ale jestem leciutka. No i już od tej pory sobie sama to robiłam [okłady]. No jak żem spała to nie… Kula mnie tylko drasnęła. Nade mną jakiś anioł stróż był dobry. Bo mnie ta kula ino drasnęła. I jak już potem ta rana mi schodziła, schodziła… I wie pan, że za trzy tygodnie mi się wyleczyło wszystko, tylko taki… Nie mogłam ani jeść… ani spać… Wie pan jaka byłam, jak gałązeczka. No i tako jestem do dzisiaj. Tero trochę nie bo to starość już nie radość… Taka dawniejsza…
Potem to się rozniosło po całym „lesie”, bo ta partyzantka to była Modrzewina, Mokra, Błotnica, Małachów…[7] Ale najwięcej to było w Modrzewinie. I potem jak już wyleczyłam się z tego, poszłam do szkoły, chodziłam do szkoły w Stąporkowie… Pani Regina wspomniała również męża i teścia – pracowników kopalni „Stąporków”. [8]
[Ja też chodziłem do tej szkoły, po jednych korytarzach biegaliśmy, tylko, że ja trochę później – lata 60. Mój tata też był wieloletnim pracownikiem kopalni „Stąporków”]

Opowieści wysłuchał i zanotował Krzysztof Woźniak
Błotnica, 20.10.2017 r.
Dla pokazania odchodzącej urody polskiego języka regionalnego
zachowałem oryginalną wymowę pani Reginy.


Osoby dramatu. 
Dodatkowe informacje – wątki poruszone w wywiadzie:

  1. Słowa wypowiedziane zostały jako jedność, zapewne dla rymu.
  2. Raniona w 1943 roku dziewczynka – moją rozmówczynią była Pani Regina Ciaś z domu Szmit (rocznik 1935), mieszkanka Błotnicy.
  3. – Jak już rodzice umarli to tu w tej chałupie były msze św. – cztery albo pięć lat. Tutaj nakrywałam [stół na ołtarz], tu się wieszało obraz; przyjeżdżał ksiądz z Czarnej… To były obie izby zapełnione ludźmi.
  4. Łotr – Eduard Fitting, 28 maja 1944 roku zginął z wyroku AK. Okupacyjny „gospodarz powiatu” – Kreislandwirt.
  5. Jaśkowski, aptekarz ze Stąporkowa.
  6. Pani Regina poruszyła też wątek uratowania Żydówki w okresie okupacji – nieznanego z imienia i nazwiska dziecka żydowskiego, w 1943 r. w wieku około 10 lat.
    – Taki Żyd był na wschodzie, w kieleckim tam gdzieś był. Mój teść handlował z nim drewnem. Wozili z lasu kantówki, różne takie tam jak się nazywało. On już wiedział o tym, że Niemcy tych Żydów wszystkich… Skąd wiedział to nie wiem. Mój teść rzetelny taki chłop był taki żeby tam… ino był uczciwy… I żeby wziął tę córkę i przechował. Gdzieś ją trzymały – nie wiem, miał siostrę w jędrzejowskim [teść]. Siostra zachorowała i tę córkę myśmy tu przywieźli bo dostała takich wrzodów. Miała może 11 może 12 lat, już taka spora była… Ten mój teść z tymi Jaśkowskimi [aptekarze w Stąporkowie] dobrze żył, dobrze się znał. Poszedł i też mu dali takiej wody, takiegoś czegoś żeby ją kąpali… Za Opocznem był taki, pseudonim Dziubek, czy jakoś tam… On tych Żydów wywoził przez Węgry, przez góry wywoził… i ona znalazła się w Ameryce.
    – Skąd było wiadomo, że on przerzucał Żydów za granicę?
    Jeździło się tam [za Opoczno] po suszoną koniczynę. Jak się ją przywiozło to te krowy trochę odżyły na zimę. Jak to chłopy… Mój teść się tam dowiedział, że on takie rzeczy robi. Zmówił się… bo to też musiał trochę zapłacić, bo za darmo
    – Ludzie nie wiedzą jak się ta Żydówka nazywała? Ja też nie wiem…
    Potem przyjechała ta Żydówka z Ameryki, po wojnie, lata dobrze 80. Miała 3 synów w tej Ameryce. Ci synowie byli lekarzami. A ona miała męża z Lublina i tutaj się zatrzymali u tej siostry i potem pojechali do Lublina…
    Mieszkanie było już inne, poznała ten plac co tu mieszkała. Taka sąsiadka wyszła i powiadomiła tę córkę teścia i poprosili ją do domu. I ona se tu wszystko przypominała, jak potem jechała… bo dojechała do Anglii… a potem z tej Anglii jakoś się przeprawiała do Ameryki.
  7. Partyzanci – ci z Mokrej mówili tak: Idziemy na Błotnicę wybić indyków [określenie partyzantów NSZ]. Szli z temi karabinami i jakoś nie doszli do Błotnicy.
  8. – Mąż rzucił krawiectwo i poszedł do kopalni Edward, był „nadgórnikiem”, a tatra „robił” w szybie, co ludzie wjeżdżali, co później urobek wyciągali.
    – A koło wsi nie było starych dołów górniczych?
    – Były. Ale nieduże. Bu tutaj ta ruda „wychodziła” pod wierzch. Bo te pokłady są… Na Mokrej są głębiej, a tutaj są płytko warpy [zapewne warstwy] i tam tę rudę się wybierało. Jeszcze są ślady, pozostałości. Jak była komasacja, to te warpy podzieleli ludziom. Tam były takie pastwiska dla krów…