Wycieczka do Sielpi – 1855
Zabiorę Państwa na pierwszą wycieczkę do Sielpi, wyimaginowaną; w formie patchworku. Nie powiem, że znudziła mnie monotonna pisanina i prężenie „muskułów historyka”, bo byłoby to nieprawdą. Będzie to historia ukazana artykułami prasowymi z epoki, mam nadzieję ciekawymi, dotyczącymi Sielpi vel Silpi i Młynów Dziebałtowskich vel Młynów Dzibałtowskich (najczęściej używana nazwa w I połowie XIX wieku; dotyczy to Dziebałtowa jak i Młynów Dziebałtowskich. Nazwa Silpia występuje, ale zdecydowanie rzadziej). Artykułów z epoki (XVIII, XIX i XX wiek) o Sielpi odnalazłem kilkaset. Wśród nich ciekawe opisy procesu produkcyjnego pudlowania, naprawy walcy, opisy skutków powodzi… czy chociażby opieki zdrowotnej.
Na przekór zawodowym historykom, zacznę niejako od środka, to jest od wycieczki młodzieży szkolnej odbytej w 1855 przez uczniów klasy VI Szkoły Wyższej Realnej w Kielcach do Miedzianej Góry i Sielpi. A tak przy okazji, na końcu artykułu będzie nieco dramatycznych wydarzeń z dnia dzisiejszego, czy ważnych? Rozpoczynam też nowy dział na stronie: Zaginione skarby kultury materialnej Ziemi Koneckiej. Czy uda nam się je odnaleźć z Państwa pomocą? Wkrótce kolejny artykuł.
Wycieczka
A więc wracamy do zapowiedzianej wycieczki: jest rok 1855, uczniowie klasy VI wybrali się na wycieczkę parudniową do Miedzianej Góry, a stamtąd do rządowego zakładu pudlingarni i walcowni żelaza w Sielpi. Na kilku parokonnych furmankach, na wiązkach słomy kilimkami przykrytej ulokowali się w porządku i cichości [tzw. rozbrykanie młodzieży przyszło później] pod przewodnictwem p. Antoniego Rogalewicza nauczyciela chemii i technologii i p. Hipolita Święcickiego nauczyciela mineralogii i geologii. Relacjonuje uczestnik, uczeń Włodzimierz Kondaki:
Koniki chłopskie biegły szybko, a czas, jak zwyczajnie młodym jeszcze prędzej… W Barakach czy w Bobrzy, gdzie przy szosie pod górą stoi mur olbrzymi, pamiątka głupoty ludzkiej i gdzie istnieje stok, zwany ponczowym z powodu, że przy budowie rzucano do niego głowy cukru i lano z baryłek arak, a potem raczono się ponczykiem [Czyżby byłby to opis wykonania lokalnego alkoholu?] Wysiedliśmy dla zwiedzenia tych ruin i obejrzenia skał czerwonego piaskowca, obnażonego pod górą. Konie wytchnęły tutaj przez kwadrans. Napiliśmy się czystej, krynicznej wody i pojechali dalej. W Mniowie, również w ciągu kwadransa, zwiedziliśmy kamieniołom wapienia przy samym kościele i już późnym zmrokiem dotarliśmy do Sielpi gdzie uprzedzony o przybyciu młodzieży zawiadowca miejscowy Zawadzki [w oryginalnym tekście brak jest imienia, a nazwisko poprzedzone jest skrótem śp. Prawdopodobnie był to Ignacy Zawadzki, zawiadowca w Sielpi – Rocznik Urzędowy Królestwa Polskiego 1863-1866] przyjął wszystkich na nocleg.
Olbrzymi dom piętrowy, murowany, mający pozór hotelu, z korytarzami pośrodku, mógłby pomieścić i dwa razy więcej ludzi. Po wspólnej kolacji nanoszono snopów słomy do naszych pokojów, rozesłano ją grubo i przykryto dywanami, a ponieważ zabrakło poduszek, wiec po dwie, trzy i cztery głowy spoczywały na jednej. Śmiech, śpiewy, żarciki i koncepty sypały się jak z rogu obfitości. W całym domu wrzało jak w ulu od głosów ludzkich. Nareszcie koło północy wszystko ucichło, zasnęliśmy i spali prawie do siódmej rano. Po śniadania udaliśmy się wszyscy do zakładu, gdzie nauczyciel Rogalewicz wykładał nam praktycznie proces pudlingowania żelaza, pozostając z nami przez cały czas trwania jednej szarfy, to jest od chwili założenia zimnej surowizny do pieca pudlowego, aż do chwili, gdy wytworzona z tej surowizny bryła, czyli lupa żelazna, była przekuta pod młotem pudlowym i stała się kolbą. Przy robocie kruczem czyli drągiem żelaznym, próbowaliśmy kolejno zastępować robotników. Ciężka to była robota nad siły Nasze! Rogalewicz wyjaśniał nam proces odwęglania surowizny i wskazywał stopień temperatury ognia w różnych momentach pudlowania, przyjmującego różne, aż do białości odcienia kolorów. Poszliśmy potem do pieców szwejsowych, gdzie gdzie kolby grzano powtórnie na biało i poddawano je następnie pod walce, z pomiędzy których wychodziło gotowe żelazo w sztabach.
Obejrzawszy w szczegółach całą maszynerię walcowni, przerysowaliśmy od ręki profile pieców, oglądaliśmy suszarnie drzewa [drewna] i nożyce do obcinania żelaza na zimno, a ukończywszy tę naukę praktyczną około godziny trzeciej po południu i spożywszy wspaniały obiad w domu gościnnego gospodarza zakładu, o godzinie piątej wsiedliśmy na furmanki zdążając z powrotem do miasta i szkoły.
[w: Feliks Rybarski, Szkoła Wyższa Realna w Kielcach 1845-1862, Kielce 1888, s. 38, FBC. O wycieczce wspomina też krótka notka prasowa, w: Kurjer Warszawski 1888, nr 156, s. 2, Polona]
Zaginione skarby kultury materialnej Ziemi Koneckiej
Na przypadkowo odnalezionych fotografiach odnalazłem wspaniałe (czy zaginione?) przykłady skarbów kultury materialnej znajdujące się niegdyś w budynku administracji zakładu rządowego w Sielpi. Jestem przekonany, że przed zawaleniem się stropów budynku zapobiegliwie zdemontowano stalowe, ręcznie kute drzwi i piękny piec kaflowy (pochodzące prawdopodobnie z I połowy XIX wieku). Może czytelnicy strony pomogą w odszukaniu?
Krzysztof Woźniak