Końskie i Stąporków – mało znana relacja z podróży naukowej Jana Jakuba Ferbera 1781

Jan Jakub Ferber. Rycina liniowa autorstwa C. C. Glassbacha według F. G. Groschke.

Radość historyka amatora z uczty.

Relacja Jana Jakuba Ferbera

Drzewica

„…Podróż swoją rozpoczął Ferber od opisania wielkiego pieca, zresztą nie będącego już wówczas w ruchu, w Drzewicy nad rzeczką Drzewiczką na wschód od Opoczna, piec ten wyłożony wewnątrz piaskowcem, zasilany był gliniastą ruda żelazną z niedalekiego Gielniowa, odległego o 3 mile na południe. Dobywanie rudy było już zaniedbane, lecz dawniej dobywano ją tak jak w Korytkowie, za pomocą szybików 8-10 łatrów polskich [1 łatr polski = 2,016 m] głębokości i chodników wentylacyjnych pędzonych w kierunku na północ na długość 60 sążni. Czy pokład rudy rzeczywiście przebiegał w tym kierunku, nie mógł stwierdzić, również nie ustalił jak głęboko ruda zapadała”.

Pominę Korytków, którego historyczną próbę opisu podjął się mój kolega Tadeusz Bobiński – materiał wkrótce.

Końskie

„Na południe od Opoczna w odległości około 30 km leży Końskie, gdzie dobywało się rudę żelazną w Kobylej Górze brunatną, w Starogórze [Stara Góra] i Osicowej Górze siwą. Nazwy miejscowości świadczą, iż były to bardzo stare kopalnie. 

Układ warstw znalazł tam następujący: ziemia rodzima, następnie 3-6 sążni jasnosiwy piaskowiec z czerwonymi żyłkami, poniżej czerwony iłołupek na 1 sążeń, następnie 3/4 łokcia siwego łupku, później 3 sążnie żółtej gliny. Pod nią ruda żelazna siwa w dwu pokładach zamkniętych w siwy łupek, górny pokład 2 cale, dolny 6 do 7 cali gruby. Poniżej żółty łupek pod którym Ferber spodziewał się dalszych pokładów rudy, łub też węgla kamiennego jak to w Anglii spotykał. Upad warstw wynosił 10-12° z południa na północ, a szerzenie od wschodu na zachód. Szyby były po 12 do 13 sążni głębokie. Wodę dobywano kołowrotami, dopóki nie przebito pokładu rudy, następnie głębiono rząp a woda sama wsiąkała w ów spągowy żółty łupek. Do kopalni wjeżdżano w kuble na linie, ponieważ w żadnej z tych kopalń nie było drabin. U dna szybiku kopie się rudę we wszystkich kierunkach, póki można, póki dobra ruda, póki powietrze dochodzi. Obudowa szybów licha. Próżnie jednakże podsadzano płonną skałą. Wydobywanie polegało na tym, że wykopywano od spodu ów siwy łupek, po czym z góry wyłamywano rudę, za pomocą klinów. Za wykopane i wyprawę szybu, aż do pokładaj rudy płacił właściciel gruntu po 92 złotych polskich. Za 7 kubłów rudy dobytych na wierzch dostawał górnik 1 złp. Kubeł miał pojemność jednej ćwierci korca…”.

Stąporków

„…Wysoki piec w Toporkowie (Nazwa miejscowości widocznie pochodzi od toporów, które tu pewnie od dawien dawna wyrabiano. [Sic! Stąporków] taki zresztą jak poprzednie tylko wyłożony nie cegłą lecz piaskowcem. Pracował on zwykle 1 ½ roku jednym ciągiem po czym naprawiano stronę od wypustu. Formy wiatrowe (dysze) były miedziane. Obsyłkę pieca stanowiła w połowie ruda prażona, a w połowie surowa, węgiel i wapno jak w poprzednich. Żużel ma wygląd szklany, prawdopodobnie z soli ługowych wydostających się z węgla.

Żużel dosypuje się do pieca w stanic pokruszonym, a jeżeli piec źle idzie to dodaje się wapna. Topiarz dostawał 6 złp., nasypywacz 5 złp., a pomocnicy po 4 złp. tygodniowo. Jedna niecka rudy ważyła netto 75 funtów polskich. Na tydzień przerabiano 472 ½ centnarów po 160 funtów żelaza. Na każdy wsyp brano po 12 niecek, a na 24 godzin było po 12 nasypów. W tygodniu bywało po 10 wypustów surówki i z 472 ½ centnarów surowca otrzymywano 120 cetnarów żelaza lanego, otrzymywano zatem około 25 procent żelaza z rudy.

Na 120 centnarów żelaza trzeba było zużyć 45 koszów węgla, na jeden kosz węgla zużywano 3 sagi drzewa. (Za rąbanie tego drzewa płacił właściciel ½ złp., a za zwęglanie w mielerzach również ½ złp., od 3 sągów, czyli że koszt

węgla w owych 120 cetn. żelaza surowego wynosił 90 złp.)

O 1/4 mili od Toporkowa znajdował się młot, czyli hamernia w której przerabiano żelazo surowe na kute sztaby i na żelazo taśmowe. Z 7 centnarów starówki wyrabiano 5 cntn. żelaza kutego. Płace majstra obliczane były od centn. gotowego towaru (1 złp. 3 gr.), a czeladnicy, których było dwóch dostawali po 14 gr., pomocnik zarabiał 7 gr. od cetnara.

Z Końskiego [Sic! Końskich] droga prowadziła ta sama co dziś przez Gatniki, Mirów, Grzymałków do Miedzianej Góry, wynosiła 5 mil (około 38 km)…”.

Jest to tak rzadko przytaczane źródło (stąd słowo o uczcie), że warto nieco powiedzieć o autorze relacji, a był nim:

Fotografie płyt kominkowych z I połowy XVIII wieku pochodzące prawdopodobnie z huty w Stąporkowie. Szukałem je w połowie lat 70. w Warszawie, zostałem skierowany do Poznania, a stamtąd do Rogalina (do którego zresztą nie dotarłem). Historycy nadal powołują się, że płyty kominkowe znajdują się w Muzeum Narodowym w Warszawie. 
Fotografie płyt zawarte w artykule: Bogusława Kopydłowskiego, Problem sztuki w hutnictwie żelaza w wieku XVIII. W: Biuletyn Historii Sztuki, nr 4, Warszawa 1951.
Tą rzadką pozycję książkową otrzymałem od Tadeusza Śliwaka ps. „Kobuz”.

„…Jan Jakób Ferber, Kurlandczyk (Być może iż pochodził z tejże rodziny co Maurycy Ferber biskup warmiński i następca administratora Mikołaja Kopernika i Jan autor dzielą ‘Dissertatio juris pruthenici’ Gdańsk 1722 r.), który dopiero w późniejszym wieku nauczył się po niemiecku, zostawszy królewskim pruskim nadradcą górniczym i zwyczajnym członkiem berlińskiej Akademii Umiejętności, początkowo jednak zajmował stanowisko nauczyciela historii naturalnej i fizyki w Mitawie. Jako uczeń angielskiego geologa Cronstedta zjednał sobie już w Mitawie pewną sławę tak, że został powołany przez króla Stanisława Augusta do Warszawy, celem ustalenia, w którym miejscu wielickie pokłady soli wydostają się popod [przest. blisko] Wisły na stronę polską – wówczas już bowiem od 8 lat Wieliczka należała do Austrii, więc Rzeczpospolitej dawał się odczuwać wielki brak soli.

Poza tym zlecił mu król zbadanie możliwości odbudowy kopalń olkuskich i podjęcie prób w celu wynalezienia solanek i soli kamiennej w okolicy Buska. Podróż swoją podjął cerber w 1780 r., a ukończył 2 sierpnia 1781. Referat oddał królowi, a z pozostawionego sobie manuskryptu zrobił po jego śmierci w r. 1804 drukowaną odbitkę Jan Karol Wilhelm Vogit, książęco sasko-wajmarski radca górniczy, drukując ją u Langbeina i Klingera w Arnstadt i Rudolstadt.

Książka ta należy dziś już do rzadkości bibliograficznych i gdy zdarzało mi się spotykać często z wzmiankami o Carossim, który również w tym samym celu odbywał z ramienia króla podróże po Polsce, to wspomnień o Ferberze nie znalazłem dotąd nigdzie. Jeden jedyny egzemplarz  tej książki znany mi znajduje się w bibliotece Wyższej Szkoły Montanistycznej w Leoben. (No. 292).

Podróż swoją rozpoczął Ferber od opisania wielkiego pieca, zresztą nie będącego już wówczas w ruchu w Drzewicy nad rzeczką Drzewiczką…”.

Inż. górnictwa Stanisław Majewski (1878–1955), m.in. twórca i redaktor w latach 1928-1932 czasopisma „Technik”, poświęconego sprawom górnictwa, hutnictwa, przemysłu i budownictwa. 

W: „Zapomniana relacja górnicza Jana Jakóba Ferbera do Stanisława Augusta z r. 1781”, „Technik” z dnia 1 grudnia 1929, nr 23.

Dodam, że próbę biogramu Jana Jakóba Ferbera przedstawiła pani Bożena Piasecka w: „Wielki naukowiec – mało znany badacz regionu świętokrzyskiego – Johan Jacob Ferber”,

„Świętokrzyskie – Środowisko, Dziedzictwo kulturowe, Edukacja Regionalna” sierpień 2020, nr 25.

Zacytuję zatem kilka fragmentów artykułu p. Piaseckiej:

„…w 1781 roku został poproszony przez króla polskiego – Stanisława Augusta Poniatowskiego o zbadanie warunków i możliwości wydobywczych na terenie Królestwa Polskiego… Swoją podróż w Polsce Johann Jakob Ferber, podobnie jak Carosi, rozpoczął w Warszawie. Z Warszawy pojechał do Drzewicy potem był w Korytkowie, Gowarczowie, Przysusze, Gielniowie, opisując tamtejsze złoża rud i piece do wytopu żelaza, w okolicach Końskich pokłady rud żelaza oraz wielki piec pod Stąporkowem. Następnym przystankiem był Mniów i Miedziana Góra oraz jej okolice. Jego późniejsza trasa to Niewachlów i Kostomłoty. Sporo miejsca poświęcił również Karczówce…”.

„…Podczas pobytu w Polsce, latem 1781 roku Johann Jakob Ferber spotkał się z Janem Filipem Carossim, który również w tym czasie na polecenie króla Stanisława Augusta Poniatowskiego podróżował po Polsce badając możliwości rozwoju przemysłu,szczególnie obecności złóż kopalnianych. Rezultatem podróży badawczej Ferbera po Polsce było sprawozdanie, które przekazał królowi. Jednak opracowanie Ferbera nie ukazało się drukiem za jego życia. Zostało wydane przez – Johanna Carla Wilhelma Voigta dopiero w 1804 roku. O ile relacja z podróży Jana Filipa Carosiego była znana, ceniona i popularna w tamtym czasie w Polsce, została wydana wkrótce po przeprowadzonych pracach badawczych, to relacja Jana Jakuba Ferbera, która wyszła z dużym opóźnieniem – dwadzieścia trzy lata po letnim pobycie w Polsce roku 1781 – nie mogła już mieć takiego oddźwięku, nawet wśród specjalistów górnictwa i mineralogii…”.

Autorka zakończyła apelem:

„…Książka Johanna Jacoba Ferbera, wielkiego europejskiego naukowca, który również wędrował po Kielecczyźnie i z tej podróży przekazał wiele ciekawych informacji i uwag w niedługim czasie powinna być wydana w tłumaczeniu na język polski. Jest ona bowiem doskonałym dopełnieniem relacji z podróży Jana Filipa Carosiego iwydaje się być bezstronną opinią obcokrajowca, o zasobach i możliwościach rozwoju przemysłu południowych terenów Polski, w tym przede wszystkim regionu świętokrzyskiego w drugiej połowie XVIII wieku…”.

A ja ze swojej strony dodam, że brakuje mi opisu miasta Końskie z tego okresu. I tu z pomocą przychodzi jeden ze starszych i mniej znanych opisów miasta Końskie. Pochodzi z pozycji: „Dykcyonarzyk geograficzny czyli opisanie królestw, prowincji, miast…”, Warszawa 1782.

Zebrał Krzysztof Woźniak